Lucyna Augustyn – absolwentka UJ w Krakowie, nauczycielka języka polskiego w SP w Przecławiu (wcześniej Gimnazjum w Przecławiu).
Zainteresowania plastyczne (rysunek ołówkiem, haft krzyżykowy), literackie (własna twórczość poetycka, recytacja).
Od 2011 roku członek KŚT TMZM (liczne wystawy obrazów wykonanych haftem krzyżykowym).
reanimacja
przyspieszony rytm serca
ogień na twarzy
wibracje rąk
karuzela myśli
nagle huk
bezwładne ciało
opada niczym
jabłko z drzewa
jak anioł z nieba
miłosierny Samarytanin
chwyta komórkę
wykręca numer
podciąga rękawy
i pulsacyjnie
przywraca życie
nadjeżdża ratunek
czasu niewiele
krzyk ratujących
prawdomówny monitor
cisza...
na krańcu świata
zawieszony pomiędzy
niebem a ziemią
samotność
po wulkanie emocji
wirze zabaw
burzy dziecięcych wrzasków
nadchodzi czas
ciszy
samotność wdziera się
do pokoju domu starców
zasiada pewnie
w bujanym fotelu
kołysze
na huśtawce uczuć
jak cebula
wyciska strumienie łez
niczym małpa
na linie przenosi z przytulnego domu
na kraniec świata
antyrobotyzacja
jak z klocków lego
własnymi skrzydłami
wznoszą dom
swoich marzeń
od podstaw
sklejają myśli
docinają życiowe plany
do mapki
wyznaczonego placu
przy ścieżce losu
przykrywają
dachem bezpieczeństwa
wysuwają komin
którym wylecą
nietrafione pomysły
malują wnętrze
barwami szczęścia
w rogu stawiają szafę
pełną idei
na koniec
stają w oknach
na świat
by podglądać
perypetie ludzi
ósmy bieg
emocje sięgną
brzegów wytrzymałości
pot zaleje duszę
życie złożone
z małych puzzli
zawrót głowy
oszalały puls
doping kibiców
i start
wyrzucający
kamienie przeszkód
spod kół kariery
zwariowane
wycie serca
nierównomierne szlaczki
na ekranie ekg
i prosta linia
z przeraźliwym dźwiękiem
rollercoster codzienności
wsiadają
do kruchych wagonów życia
przytwierdzonych
do szyn losu
powoli ruszają
raczkując po dywanach
matczynych pieszczot
na nastoletnim zakręcie
trzymają się
bariery zasad
by nie wypaść
z pasów bezpieczeństwa
wznoszą się na szczyt kariery
by spojrzeć
w otchłań bezsilności
czarną przepaść chorób
przemykają
przez jaskinię grozy
i pędzą po wirażach
zmęczeni
by wysiąść
na ostatniej stacji
przyspieszony rytm serca
ogień na twarzy
wibracje rąk
karuzela myśli
nagle huk
bezwładne ciało
opada niczym
jabłko z drzewa
jak anioł z nieba
miłosierny Samarytanin
chwyta komórkę
wykręca numer
podciąga rękawy
i pulsacyjnie
przywraca życie
nadjeżdża ratunek
czasu niewiele
krzyk ratujących
prawdomówny monitor
cisza...
na krańcu świata
zawieszony pomiędzy
niebem a ziemią
samotność
po wulkanie emocji
wirze zabaw
burzy dziecięcych wrzasków
nadchodzi czas
ciszy
samotność wdziera się
do pokoju domu starców
zasiada pewnie
w bujanym fotelu
kołysze
na huśtawce uczuć
jak cebula
wyciska strumienie łez
niczym małpa
na linie przenosi z przytulnego domu
na kraniec świata
antyrobotyzacja
jak z klocków lego
własnymi skrzydłami
wznoszą dom
swoich marzeń
od podstaw
sklejają myśli
docinają życiowe plany
do mapki
wyznaczonego placu
przy ścieżce losu
przykrywają
dachem bezpieczeństwa
wysuwają komin
którym wylecą
nietrafione pomysły
malują wnętrze
barwami szczęścia
w rogu stawiają szafę
pełną idei
na koniec
stają w oknach
na świat
by podglądać
perypetie ludzi
ósmy bieg
emocje sięgną
brzegów wytrzymałości
pot zaleje duszę
życie złożone
z małych puzzli
zawrót głowy
oszalały puls
doping kibiców
i start
wyrzucający
kamienie przeszkód
spod kół kariery
zwariowane
wycie serca
nierównomierne szlaczki
na ekranie ekg
i prosta linia
z przeraźliwym dźwiękiem
rollercoster codzienności
wsiadają
do kruchych wagonów życia
przytwierdzonych
do szyn losu
powoli ruszają
raczkując po dywanach
matczynych pieszczot
na nastoletnim zakręcie
trzymają się
bariery zasad
by nie wypaść
z pasów bezpieczeństwa
wznoszą się na szczyt kariery
by spojrzeć
w otchłań bezsilności
czarną przepaść chorób
przemykają
przez jaskinię grozy
i pędzą po wirażach
zmęczeni
by wysiąść
na ostatniej stacji