Edward Guziakiewicz
Pisarz, polski autor fantastyki, dziennikarz kulturalny i self-publisher. Pisze dla dzieci i młodzieży oraz uprawia fantastykę naukową. Jego dorobek twórczy obejmuje: 8 powieści, 10 mikropowieści, 26 opowiadań, dramat, a ponadto 2 poradniki dla młodzieży (know-how), jeden dla dzieci, 2 tomy wywiadów i tom eseistyki, nie licząc kilkuset publikacji prasowych oraz drobnych utworów poetyckich. Należy do autorów, kładących nacisk na obecność w Internecie i oferujących swoje książki w pierwszej kolejności w postaci elektronicznej.

Urodzony w Mielcu w 1952 r. Absolwent Wydziału Teologii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Obronił pracę magisterską z oceną bardzo dobrą, następnie zdobył tytuł kanonicznego licencjata teologii pastoralnej z oceną valde bene (tzw. licencjat rzymski), a wreszcie ukończył studia doktoranckie. Został wysłany przez uczelnię na stypendium naukowe do Belgii (Katholieke Universiteit Leuven). Potem wciągnęły go publicystyka i dziennikarstwo z racji związków z tygodnikiem „Gość Niedzielny”, na łamach którego zamieszczał pierwsze teksty. Jego młodzieńczą biografię wzbogaca działalność w Ruchu Światło-Życie oraz we wspólnotach neokatechumenatu.

W latach 1981-1982 etatowy sekretarz redakcji tygodnika „Gość Niedzielny” w Katowicach. W latach 1986-1993 współpracownik i redaktor miesięcznika „Wzrastanie”. W latach 1987-1993 stały współpracownik działu religijnego tygodnika „Katolik”. W latach 1994-1999 regionalny korespondent Gazety Codziennej „Nowiny” w Rzeszowie. W latach 2003-2008 współpracownik kwartalnika „Nadwisłocze”. Publicystyka tego autora jest rozsiana po łamach około trzydziestu czasopism, w tym polonijnych. Ponad pięćset tekstów zamieścił w periodykach regionalnych i lokalnych regionu Podkarpacia.

Od 17 października 2006 roku  jest członkiem Związku Literatów Polskich.


W świecie poezji

Sen

Ledwo smak wiosny poznała, gdy nagle
w jego ramionach odkryła swe baśnie.
Ach, młodość, młodość, dmuchnąć tylko w żagle,
wzburzone morze pokona — i zaśnie!

Prorok, kto dojrzy serca sekret we mgle,
ocean wzruszeń i pragnień odgadnie,
sercu się skłoni, słowem włada biegle,
odsłoni z gracją, co skryte gdzieś na dnie!

Niczym ogrodów miłości mamidła,
rozkwitła, pragnie owoców dać grona.
Ach, wiosna, wiosna, dorzuć wiatru skrzydła,
wnet ją przyniesie, uśpioną w ramionach!

Prorok, kto senne serca ścieżki zgadnie,
słowem przywita, utkanym w mimozy,
piórem wyścieli łoże jej paradnie,
bielą wyłoży niby korą brzozy!

W złotym promieniu marzenia ukryte,
lato upalne przetrwają w ogrodzie,
barwami kwiatów zachłysną się, syte,
zbudzi je jesień, nurząc w słodkim miodzie!

Wyznanie

Nie usłyszysz dźwięku gitary,
nie obdarzę Cię kwiatów naręczem,
ale wyślę słów moich flary,
w kształcie serca otoczą Cię wieńcem.

Nie zamówię kolacji przy świecach,
nie zaproszę pianisty we fraku,
morzem słów Twoją postać ukwiecę,
dodam barw jak na płótnach Kossaków.

Nie uczynię Ci raju aresztem,
nie wynajmę hotelu w tropikach,
lecz zabiorę Cię na wyspy wieszcze,
nieśmiertelność dam Ci w lirykach.

*********
W świecie prozy

Bunt androidów
(fragment powieści sf)

Trójoki planował nowe akcje na Ziemi i dobierał do nich wykonawców z pierwszego poziomu. Urodzony optymista, opanowany i skupiony, emanował pogodą ducha. Usiadłem przy nim, wpatrując się w monitory. Wstydliwie omijałem wzrokiem jego trzecie oko, jakby to była jakaś ułomność, którą nie należało się chwalić. Mimowolnie zakładałem, że służy ono do specjalnych, paranormalnych celów, ale jak dotąd nie odkryłem, żeby posługiwał się nim inaczej niż parą pozostałych. Musiałem przyzwyczaić się do tej przypadłości jego gatunku, o którym nadal niewiele wiedziałem.
Miał na tapecie kilka powoli się obracających dziewczęcych postaci. Nie powiem, młódki były atrakcyjne, niczym z ilustrowanych magazynów dla kobiet, szczupłe jak Kasandra i wprost rwące się do działania. Skupiłem uwagę na uśmiechniętej Mulatce o wydatnych piersiach.
— Rozkoszna — rzekłem, nie mogąc wyjść z podziwu. — Dla mnie bomba. Żywcem Miss Universe, kocham takie lale!
Pozwolił mi nacieszyć oczy.
— Myślę o tej zmysłowej blondynce — ostrożnie zasugerował. — Długo się zastanawiałem, wydaje mi się w sam raz.
Na pierwszy plan wypłynęło zbliżenie dziewczyny. Włosy zebrane z tyłu głowy w koński ogon odsłaniały czytelne rysy twarzy.
— Ja cię pierdzielę, ale szprycha, prawdziwe bóstwo, nie da się ukryć, miód, rarytas, cimes. Co za zderzaki?! — odrzekłem, z uznaniem kiwając głową. Bez dwóch zdań, Or-Mat miał naprawdę dobry gust. Chyliłem przed nim czoła. — Jak ty łowisz takie foczki? Podpatrujesz kreatorów mody? Chyba nie ogłaszasz castingów? A może sam szlifujesz im geny?
— Te landszafty malowała natura, mamy ich od groma, jest w czym wybierać — żartobliwie skwitował i zerknął na mnie z zaciekawieniem. — I nie trzeba niczego poprawiać. Podoba ci się ta mała? Jeśli tak, to zaczniemy ją klonować. Jest androidem klasy D2. Stwarza wrażenie czujnej i umiejącej się kontrolować. Będzie odważna i całkowicie oddana sprawie. Wymyślimy dla niej nietrudne zadanie, żeby się sprawdziła. Potem będzie do twojej dyspozycji. Musisz mieć w zapasie dwóch, trzech agentów, gotowych działać nie tylko na Ziemi, ale również na innych planetach.
Z zadowoleniem zatarłem ręce. Miał głowę nie od parady.
— Klasa! — zaczynało być ciekawie. — I pomyśleć, że w chwilach zwątpienia oczyma wyobraźni widziałem siedzących tu zgrzybiałych starców, nie dostrzegających popełnianych przez siebie błędów… — palnąłem bez namysłu.
— He, he, he! — cichutko się roześmiał. Udało mi się go rozbawić. — Nic z tych rzeczy. Tu trzeba ruszać mózgownicą. Sklerotyk nie zagrzałby miejsca.


A jeśli jutra nie będzie
(fragment powieści sf)

Zniewalająca nieznajoma pojawiła się następnego dnia późnym południem. Robili pod okiem Briana porządki na autostradzie, znużony wrócił po pracy i zaszył się na pół godziny w łazience, eksperymentując z wanną jacuzzi. Miał na sobie szorty i płaszcz kąpielowy, gdy usłyszał gong. Zrelaksowany otworzył drzwi i zdębiał.
W progu stała zmysłowa młódka. Wykwitła niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Wyglądała prześlicznie, jak wy¬cięta z foldera, szykownie i ponętnie. Ktoś, kto wysłał ją w drogę, zadbał, by miała na sobie markowe ciuchy i dodatki. Dobrze położony makijaż dodawał jej uroku, a różowe czółenka na obcasie czyniły ją wyższą. Pełne karminowe usta wyzywały namiętnością i mogłyby skusić nawet świętego. Nie sądził, by miała więcej niż… Lepiej się było nie domyślać. Za zjawiskowymi turkawkami w jej wieku mimowolnie się oglądał i silnie pobudzały jego wyobraźnię. Nie śmiałby jednak uderzać do takich lal, były dla niego owocem zakazanym. Pochodziły z innej bajki i wyczuwał dzielący go mur. Gdyby się przystawiał, usłyszałby pewnie „wal się!” Były z lepszej gliny. On kończył szkołę i sięgał po dyplom, one jeszcze nie rozstały się z junior high school i miały swoje snobistyczne towarzystwo. Z reguły przy dużej kasie.
— Hej! Oscar Moore? — przestąpiła z nogi na nogę. Starała się okazać, że nie traci rezonu. Jej oczy jednak zdradzały, że nie jest zbyt pewna siebie.
Przytaknął. Z trudem przełknął ślinę i jabłko Adama wyraźnie mu podskoczyło. Już miał odruchowo dodać, że pomyliła numer. Na pierwszym piętrze były trzy apartamenty.
— Tak, to ja! — zdumiony potwierdził. — O co chodzi?
— Mam być twoją żoną — rzuciła jak mięsem elektryzującym tekstem, który sprawił, że w jednej chwili zmiękły mu kolana. — Czy mogę wejść?
Zatkało go. Omal nie padł trupem z wrażenia. Wpuścił ją do mieszkania, z przejęcia nie mogąc wyrzec ani słowa. Weszła do salonu, ciągnąc za sobą niepokojący zapach oszałamiających perfum i zdjęła plecaczek. Na dygocących nogach udał się za nią, potykając się o róg grubego dywanu. Uderzyła mu do głowy i nie potrafił oprzeć się jej urokowi.
— Kto cię przysłał? — wygęgał, mając stuprocentową pewność, że zaszła horrendalna pomyłka.
— Nazywam się Natasha Robinson, a skierowano mnie ze St. Mary's Medical Center. Masz powiedzieć, czy ci odpowiadam — wyjawiła ze zdumiewającą szczerością. Jej głos lekko drżał.
Była taka, że palce lizać! Przypadła mu do gustu. Uosabiała marzenia nastolatka o idealnej dziewczynie. Przyszła mu do głowy sprytna Angelina i uznał, że to może być jej pokazowy numer. Jeszcze lepszy niż striptiz. Nie wiedział, co począć. Próbował opanować łomot serca. Wreszcie kazał szczenięcej bogini usiąść przy stole i poszedł rozejrzeć się za swoim telefonem komórkowym. Okazało się, że Emily dwa razy do niego dzwoniła, ale nie odebrał, bo był w łazience. Nagrała mu się na pocztę głosową.
„Ta czarująca Natasha była przez dwa dni w szoku — słyszał w słuchawce jej dźwięczny głos. — Zatrzasnęła się w poniedziałek rano w piwnicy, nie umiała się wydostać, nic nie jadła, ani nie piła, a dopiero we wtorek ktoś ją przypadkiem znalazł. I zupełnie załamaną przywiózł do Medical Center. Psycholog cudem ją poskładał. Nie widziałam kozy, ale Angelina uznała, że jest… no wiesz... I że powinieneś ją wziąć, a przynajmniej obejrzeć!”
Wysłuchał do końca tyrady słów i wrócił do kuszącej małolaty. Poderwała się na równe nogi. Jej przyszłość wisiała na włosku. Nie wiadomo dlaczego przyszły mu do głowy filmowe bliźniaczki, Mary-Kate i Ashley Olsen. Przetarł zdumione oczy i z zapartym tchem obejrzał ją jeszcze raz. Boże, co za cudo! Wystawiono ją na sprzedaż jak niewolnicę na targu w starożytnym Rzymie i zdawał się rozumieć jej położenie. Malująca się na twarzy niepewność nie odbierała jej jednak uroku. Stąpała przecież po cienkim lodzie. Ze stężoną twarzą czekała na wyrok.
Gra była warta świeczki. Ménage à trois? Zapowiadało się ménage à quatre. Odchrząknął. Matka mówiła mu, żeby policzył do dziesięciu, jeśli chce zabrać głos i coś ważnego powiedzieć, do czego zwykle się stosował, ale tym razem nie wytrzymał. Jeszcze chwila i zamieniłby się z wrażenia w bełkoczącego idiotę.
— Odpowiadasz mi — wyjąkał, nie chcąc okazać, że zrobiła na nim szalone wrażenie. — A ja ci się… podobam?
— Mhm! — szybciutko przytaknęła. Odetchnęła z ulgą, a jej oczy się zaświeciły. Napięcie spadło.
— Możesz z nami zostać — rozsądził. — Wieczorem obejrzą cię moje królewny…
Zaniepokoiło ją ostatnie zdanie. Odniosła wrażenie, że chłopak się wyślizguje i zareagowała gwałtownie. Impulsywnie złapała go za pasek od płaszcza kąpielowego i wydawało się, że go już nie puści. Ruszyła do ataku.
— Słowa są tylko słowami, nie chcę wracać, musisz mnie przelecieć, jeśli to zrobisz, nie będziesz mnie już mógł odesłać — zatrajkotała w panice. — Rozumiesz? Teraz!
Była naprawdę zdeterminowana, a lęk przed odrzuceniem dodawał jej odwagi.
— Chyba zwariowałaś, robimy to wieczorem w łóżku — rzucił w samoobronie. — Jednak zaraz spokorniał, widząc jej przerażone oczy: — Okay, jak sobie życzysz.
Skonsumował ją w pokoiku Emily. Darła się wniebogłosy. Krzyczała, obejmując go za szyję. Przywarła do niego nagimi piersiami. A kiedy skończył, z trudem ją od siebie oderwał. Odwróciła się na bok i mocno zasnęła.
Zabrał płaszcz kąpielowy i skrył się w kuchni. Poszukał w lodów¬ce czegoś do picia. Ta siksa była z ikrą, efektowna i świeża jak poranek, więc powinien był czuć się jak młody bóg. I właściwie tak się czuł. Stanowiła wcielenie zmysłowej doskonałości i wspiął się na prawdziwe wyżyny. Nigdy nie przeżył czegoś równie ekscytującego. Iluż kumpli ze szkoły by mu zazdrościło! Zaprzedaliby duszę diabłu, żeby ją mieć. Jednak coś go ścisnęło w gardle. To, co się wokół niego działo, nie było wcale zabawne i wymykało się wszelkiej logice. Nie miał się czym chwalić. Posypało się jak z rogu obfitości, więc jego lista miłosnych zdobyczy była niebezpiecznie długa i zatrważająca. W ciągu kilku dni dał się zaciągnąć do łóżka pięciu szukającym ucieczki zrozpaczonym madonnom. Czyżby trafił na główną wygraną w Powerball? Były chętne, nie musiał ich uwodzić i leciały do niego jak ćmy do światła. Ten szturm kobiecego czaru zaczynał go jednak niepokoić. Jego życie stało się zwariowaną karuzelą i targały nim sprzeczne uczucia. Nie miał skłonności do zakazywania sobie przyjemności, niemniej jednak gubił się w nadmiarze. Zatęsknił za nieżyjącymi rodzicami oraz domowym porządkiem i ładem, który reprezentowali. Świat się walił, więc Oscarowi powinien był zachować przytomność umysłu i zimną krew, gdy tymczasem one wytrącały go z równowagi, co rusz wzniecając pożary zmysłów. Zadawały gwałt jego nieco bojaźliwej naturze, zmuszając go do przekraczania zakazanych granic. „Jesteś frajerem, który wybawia panienki z opresji!” — zachichotał w jego głowie cichy głosik.
— Dlaczego akurat mnie musiało to spotkać? — pociągnął nosem. — Ale się pochrzaniło? Prawdziwy obłęd — z jego oczu spłynęły dwie łzy. — I to cholerne tempo! Co za dużo, to niezdrowo!
Przez chwilę czuł się nędznym przybłędą w świecie pięknych kobiet. Miał zamęt w głowie. Umył twarz w łazience, wstydząc się spojrzeć w lustro. Superwirus wywołał prawdziwe spustoszenia, a wartości, które mu starzy wpoili, starając się wychować go na porządnego człowieka, przestały cokolwiek znaczyć. Wszystkie podeptał. Spadł do roli popapranego robota rekreacyjnego, androida do uciech cielesnych, sexbota z kiepskiego filmu science fiction. Przyzwoici ludzie, o ile tacy się ostali, powinni byli okrzyknąć go erotomanem i zboczeńcem.

Maziarz Danuta - urodziła się w 1958 roku w Mielcu. Tutaj ukończyła Szkołę Podstawową nr 6, a następnie II Liceum Ogólnokształcące im. M. Kopernika. W okresie szkolnym trenowała w sekcji gimnastycznej FKS Mielec oraz tańczyła w Zespole Pieśni i Tańca „Rzeszowiacy”. Studiowała na AWF w Warszawie. Po obronie pracy magisterskiej powróciła do Mielca, gdzie pracowała w Szkole Podstawowej nr 3.  
W wolnych chwilach pisała „do szuflady”. Publikowała też artykuły na szkolnej stronie internetowej /„Anglia, Walia, Irlandia”, „Tylko we Lwowie”, „Weekend w Bieszczadach”, „Lato na Majorce”, „Nauczyciele zwiedzają Portugalię”…/

Obecnie emerytka, szczęśliwa żona, mama i babcia. Uważa, że emerytura to świetny czas na rozwijanie swoich zainteresowań i pasji. Lubi aktywny tryb życia, ciekawe podróże, fotografowanie i spektakle muzyczne. Zachwyca ją piękno krajobrazu, bezmiar wszechświata i jego Stwórca. Wciąż na nowo odkrywa uroki poezji.

Od 2020 roku należy do Mieleckiej Grupy Literackiej SŁOWO TMZM. Jej wiersze ukazały się na stronie internetowej MGL SŁOWO oraz w almanachach: „W przestrzeniach wyobraźni” i „Pozwólmy mówić słowom”. Publikuje również w mieleckim piśmie parafialnym „IKONA". W 2024 roku ukazał się jej debiutancki tomik poezji: „Z nurtem czasu”. .

Otrzymane nagrody:
* I miejsce w Ogólnopolskim Konkursie o Św. Janie Pawle II „Co powiedzieć chciałeś, kiedy w oknie stałeś…”/forma literacka dla dorosłych/ - 2020 rok
* Trzykrotna laureatka konkursu „(nie)Odkryta ziemia mielecka. Nagroda artystyczna im. Marii Błażków” – I i III miejsce w kategorii proza /2021 i 2023 rok/ oraz II miejsca w kategorii poezja /2022 rok/.
* II miejsce w Konkursie literacko – poetyckim dla seniorów /Senioralia 2022/
* II miejsce w konkursie fotograficznym: „Szukanie historii. Tropami zabytków językowych Mielca” /2022 rok/
* Wyróżnienie w konkursie twórczości poetycko-literackiej dla seniorów /2023/
* III miejsce w XIII Ogólnopolskim Konkursie Literackim „Na skrzydłach Dedala” – Mielec 2023

POTOMKOWIE DEDALA

Nogi stąpają po ziemi
a głowa
pełna ikarowego zachwytu
snuje nowe plany.
Potomkowie Dedala
unoszą się wysoko
wyżej, jeszcze wyżej
przekraczając granice niemożliwego.

Uwolnieni od grawitacji
zamknięci
w statkach powietrznych.
Wolni
a jednak ograniczeni.
Zdobywcy kosmosu
uzależnieni od tlenu.

Trudno balansować
między Dedalem a Ikarem
między granicami
bezpieczeństwa i poznania.
Wznieść się ponad rutynę
nie ignorując linii rozsądku.

Potomkowie Dedala
zamknięci
w statkach kosmicznych
uwieczniają w kadrze
marzenia Ikara.
Inspirują
nowych Odkrywców
gotowych zaryzykować wszystko
nie mając gwarancji na nic.

Poszukiwacze wolności doskonałej.


UKRYTE PIĘKNO
Najpiękniejsze miejsca na ziemi
to te, z dala od zgiełku
gdzie otulony ciszą
płynie w powietrzu
szum strumyka
a gwiazdy czekają
na marzycieli
gdzie zagubione
w drzew gęstwinie jeziora
wciąż niecierpliwie wyczekują
swoich nowych odkrywców.
To tutaj stajesz się częścią natury
jej oddechem
zanurzasz się w jej barwach
upajasz odgłosami
szeptami, wyznaniami
przekraczasz granice czasu
i przestrzeni.

Natura, to ty.

Miłość

Miłość
to powiew wiatru
zapach akacji
i śpiew słowika
uśmiech co płacze
łzy co się śmieją
dwóch serc muzyka.

Sielanka
Miłość chabrów i maków
w łanach zbóż ukryta
taka prosta i skromna
a tak znakomita

CZTERY PORY ROKU
Wiosna
Bzy, stokrotki, kasztany,
bratki, tulipany,
kwitną wśród śpiewu ptaków
wiosny pejzażami.

Lato
Lato kolorami dojrzewa
myśli leniwe rozgrzewa
tylko drzewa nieruchomo wyniośle
słuchają jak trawa rośnie.

Jesień
Lecą z nieba deszczu strugi
w trawie kąpią się kasztany
a artysta roztargniony
rozlał farby w drzew korony.

Zima
Szroni drzewa mróz siarczysty
i w baśniowych krajobrazach
promienisty uśmiech słońca
odbija się w ludzkich twarzach.

Codzienność
Codzienność zwyczajna
powszednia i szara
codzienność tak zwykła
że do przewidzenia
codzienność
niezmiennie w rutynę ubrana
chociaż dni mijają
nic się w niej nie zmienia.

Jak taka codzienność może nas zachwycać?
I co w niej szczęśliwe, skoro nieszczęśliwa?

Dowiesz się gdy stracisz
co naprawdę znaczy
ten urok ukryty
spokojnego życia

że każdy dzień nowy
to dar niesłychany
za darmo
w Twe ręce na służbę oddany.

List do Jana

„ Nie posprzątasz mieszkania
nie podlejesz dziś kwiatków”
„Duszę skrzypiec obudzisz”
grając przy swoim dziadku.

„Nie przeczytasz gazety
nie zapłacisz podatku”
Już zapięty w „Sutannie”
guzik życia ostatni.

Zostawiłeś nam wiersze
i na płycie śpiewanie.
My będziemy pamiętać
Ty też wspomnij nas Janie.

/wiersz dedykowany Janowi Robakowi, a napisany, jako odpowiedź na jego wiersze: „Stare skrzypce po dziadku” i „Sutanna”/.

Danuta Maziarz



Spacer

Idziemy razem
śladami przeszłości.
Powoli stawiasz kroki
w obcym tu i teraz.
Przemierzamy przeszłość
przysłoniętą niepamięcią.
Wydobywamy z niej
promyki słońca.

Jutro pójdziemy
tą samą drogą.
W starych śladach
odkryjesz nowe.
Znowu zanurzysz się
w niepamięci.
Odwiedzisz obce
tu i teraz.

Tymczasem
bój wygrany.
Razem idziemy
śladami przeszłości.
Niepamięć
nas nie zniewala.
Trzymamy się
mocno za ręce

bo tylko miłość się liczy

a Miłość
to my Mamo.

Moje miasto

W moim mieście
wszystko takie moje
widok z okna
znajome ulice
śmiech przyjaciół
serca niepokoje
szkolny dzwonek
splecionych rąk dwoje.

To z Wisłoki nurtem zawsze płyną
najpiękniejsze dziecięce wspomnienia
i choć życie ciągle gna to przodu
dawnych czasów ta pogoń nie zmienia.

W moim mieście
wysoko w obłokach
samolotów
znajoma muzyka
chór kibiców
wtóruje na dole
duch sportowy
mknie wciąż po ulicach.

To z Wisłoki nurtem zawsze płyną
najpiękniejsze młodości wspomnienia
i choć życie ciągle gna to przodu
dawnych czasów ta pogoń nie zmienia.

W moim mieście
na zegarze życia
wciąż się przeszłość
z przyszłością spotyka
a Patronka
czuwająca w górze
nad tym miastem
cichutko przemyka.

W moim mieście
wszystko takie moje.

Z tęczowej perspektywy
Rozpinasz tęczę
więc biegnę.
Głowę zanurzam w obłokach.
Zerkam dyskretnie na ziemię
by sprawy ogarnąć
z wysoka.
Wszystko jest dziwnie maleńkie
po ziemsku zagmatwane.
Gdy idę po tęczy
do Ciebie
spokój ogarnia mnie
Panie.

Gdyby
Gdyby tak można zmierzyć
mądrość i głupotę
i na tej podstawie
przydzielać robotę.
Głupi myśli, że mądry
a mądry, że głupi
jeden i drugi w błędzie
a obcy kraj łupi.

Samotność
Cisza tak głośna
że aż nieznośna

Krytyka
Krytyczne uwagi zmuszają do refleksji
pomagają widzieć siebie oczami innych
dla wielu to trudny kęs do zgryzienia
nie ma się czym delektować, a przełknąć trzeba.

Marzenia
Naukowcy zamknęli je
w kopule naszej głowy
ale one nie wiedzieć czemu
ulatują na zewnątrz.
Unoszą się wysoko
coraz wyżej
aż znikają w błękicie
otulone ciepłem radosnego słońca.
Wystarczy zamknąć oczy
by poszybować z nimi
w nieznaną niecodzienność.
Na skrzydłach wyobraźni
lekkie jak puch ciało
posłusznie podąża szlakiem marzeń.
Opadają łańcuchy grawitacji.
Jesteśmy wolni.

Dojrzewanie miłości
Bezgranicznie ufająca
miłość dziecięca
Pełna pytań bez odpowiedzi
miłość młodzieńcza
Nieustannie wątpiąca
miłość dorosła
I ta cicha
przekraczająca próg nadziei
miłość dojrzała.


Stenia – Funia Krawiec
Urodzona w Mielcu w 1952 roku. Studia ukończyła w zakresie pedagogiki wczesnoszkolnej z elementami logopedii szkolnej w Kielcach. Posiada stopień nauczyciela dyplomowanego. Była harcerką w stopniu instruktora oraz solistką zespołów muzycznych „Delta” i „Relax”. Jako jedna z wyróżniających się Mielczanek została upamiętniona w czwartym tomie „Encyklopedii Miasta Mielca” Józefa Witka. Obecnie przebywa na emeryturze. W 2020 roku wydała „Wiersze wybrane” wspólnie z Łucją Polewską i Barbarą Kapinos. W 2021 roku wydano drugi tom „Wierszy wybranych”, do którego dołączył Piotr Kapinos z opowiadaniem „Gryf”. Do Mieleckiej Grupy Literackiej „Słowo” należy od roku 2021.Swoje wiersze publikowała też w almanach MGL Słowo „W przestrzeniach wyobraźni” (2021) i w almanachu wydanym przez MGL SŁOWO i Podkarpacki Uniwersytet Ludowy z siedzibą w Tuszymie w 2023 roku.
Stenia Krawiec promowała swój pierwszy samodzielny tomik „Okna” 19 listopada 2023 roku w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Mielcu.
Jak sama twierdzi „Okna to światło, otwartość szerokie perspektywy i nowe horyzonty. Odkrywanie piękna i przyjaźni.
Są okna prawdy i okna życia.
Promocja tomiku „Okna” Steni Krawiec [ZOBACZ>>]

Nostalgia
Był czas była radość
zachwyt i miłość
była wolność
wszystko było
takie proste
łatwe
i
naturalne
było pięknie

Ale nagle zatrzymał się czas
został smutek i żal
jest ciężko
i
smętnie
A ja kocham
i
tęsknię
że aż boli serce
tęsknię za czasem
który przeminął
za świeżym zapachem
skoszonej trawy
za czystym powietrzem
za słońcem tak przenikliwym
tęsknię
za ciepłem drugiej duszy
za wolnością bez ograniczeń
tak bardzo tęsknię

Czy tak miało być
Czy o to ci chodziło
Do czego doszedłeś człowieku

Wiersz powstał w czasie lock down


Marzenie
Widziałam piękną wiosnę
majestatyczną spokojną
zrywała kwiaty
w ogrodzie
na łące
układała je w bukiet
a każdy kwiat coś znaczył
stokrotka- niewinność – dziecka
fiołek - wierność swoim ideałom
tulipan- nadzieję na lepsze jutro
a hiacynt- pokój
a - róża miłość
Proszę cię wiosno
spełnij marzenie
Przynieś nam bukiet
wiary nadziei miłości
na lepsze jutro
i pokój na świecie
Obdarz radością
matki i ojców
uśmiechem wszystkie dzieci
spokojnym domem
i snem
niech zawsze w ich sercach
słońce świeci
wiosno!
Bądź zwiastunem dobrych wieści


Nie wyszło
Było lato
gorący lipiec
słońce tak cudowne
i
pogodne dni
było zauroczenie sobą
i
marzenia
żeby zawsze ze sobą być
lecz czas
zweryfikował wszystko
z wielkich marzeń
nic nie wyszło
każdy poszedł w swoją stronę
jest wspomnienie
więcej nic.


Łzy
Po zmienionej umęczonej
udręczonej twarzy
spływały łzy
dla małej dziewczynki
widok płaczącego mężczyzny
był bardzo bolesny
a przecież
nikt nie był w stanie
przewidzieć biegu zdarzeń
nikt nie był winien
ten obraz na zawsze
utkwił w sercu dziecka
już nigdy więcej
ani przed
ani potem
nie widziała płaczącego
ojca

Stenia–Funia Krawiec

 

Adam Kopacz
Rocznik 1955, z pochodzenia przecławianin.
Rysownik i regionalista utrwalający w rymowanej formie osoby, wydarzenia i miejsca związane z okolicami Przecławia – i nie tylko. Tworzy różnotematyczne wiersze, opisy, relacje. Przytacza fakty, opowieści, wspomnienia czy anegdoty.
Członek Stowarzyszenia Społeczno- Kulturalnego „RĘDZINY”w Tuszymie i działającej w strukturach Towarzystwa Miłośników Ziemi Mieleckiej, Mieleckiej Grupy Literackiej SŁOWO oraz Klubu Środowisk Twórczych a także Podkarpackiego Uniwersytetu Ludowego z siedzibą w Tuszymie. Nieco rzeźbi i muzykuje, lubi podróże i przyrodę.
Interesuje się historią, starą architekturą, nowinkami techniki i jest ciekawy świata.
Laureat Ogólnopolskiego Konkursu Literackiego „Na skrzydłach Dedala” - wyróżnienie (2019) II miejsce (2021), I miejsce (2023).
Uczestnik wystaw prac rzeźbiarskich organizowanych lokalnie oraz w Mielcu, Dębicy i Rzeszowie.


KRAKOWIACY czy LASOWIACY    
Rodząc się w Galicji, czyli na rzeszowskiej ziemi,
Do grupy etnicznej żeśmy przydzieleni.
W związku z tym przychodzi zastanowienie,
Jakiej genealogii jest nasze pochodzenie.
Etnografowie rzetelnie zbadać się starają,
które kultury tutaj większe wpływy mają.
Rejon przecławski jest w tej sytuacji,
Że leży na styku kilku dawnych nacji.
Przewijają się nazwy ludów sprzed wielu wieków,
Od Wiślan, Lędzian, po Krakowiaków i Lasowiaków.
Toczą się też pośród etnografów spory,
Którego terenu tyczy wpływ danej kultury.
Co do Przecławia , mowa jest o Krakowiakach,
Natomiast nad Wisłoką w Tuszymie - o Lasowiakach.
Do końca ten dylemat jest nierozstrzygniony,
W tradycji i ubiorze- trafny czy mylony?
Ale na regionalnych występach, podczas uroczystości-
W lasowiackich i krakowskich strojach Gości się tu gości.
Ważne, że piękny obyczaj został zachowany
I z pietyzmem młodym pokoleniom przekazywany.

Muzyka
Od zarania dziejów towarzyszy ludzkości,
W różnych sytuacjach, zależnie od okoliczności.
Jest przydatna a nawet bardzo nieodzowna,
Sprawia pewien klimat, staje się wręcz wymowna.
Podczas rytuałów, ceremonii, ważnych wydarzeń i uroczystości,
Dodaje nastroju, elegancji, przysparza wzniosłości.
W różnych odmianach, wersjach i stylach tworzona,
Do słuchania, kontemplacji, jako poważna bądź rozrywkowa.
Rytmiczna lub powolna, symfoniczna, jazzowa,
Reggae, country, soul, elektroniczna, popowa.
Może być chóralna, taneczna, solowa lub zespołowa,
Klasyczna, kameralna, marszowa i folkowa.
Każda ma swych zwolenników, gdyż na ludzi oddziałuje,
Uspokaja, wzrusza, koi, lub ożywia, pobudza, emocjonuje.
W chwilach radości czy smutku odpowiedni klimat budzi,
I każdy słucha takiej, jaką najbardziej lubi.
A formą wyrazu, której powyższa treść dotyka,
To jest wszelkiego rodzaju komponowana muzyka.


Rocznica
Rok dwa tysiące osiemnasty,
To czas stulecia NIEPODLEGŁOŚCI,
Z rocznicą tą wiąże się wiele zdarzeń-
Wspomina się je i organizuje uroczystości.

A różne były dzieje i losy
Tych , co dla Ojczyzny się poświęcali,
Gdyż w zrywach, wojnach czy kazamatach-
Dla Dobrej Sprawy życie oddawali.

Niełatwa była droga do Wolności,
Koszt- to zesłania, męki, zagłada istnień wielu,
Ale zwyciężył patriotyzm i zapał
W dążeniu do upragnionego celu.

Dzisiejsza Polska jest niezależna, wolna, suwerenna,
Rozwojem, prężnością, rozkwitem ,się chlubi,
Lecz trzeba pamiętać, że nie zawsze tak było-
Oraz nieść sławę zasłużonych ludzi.

Adam Kopacz

 

Beata Borowska-Seter
Urodzona 15 grudnia 1978 roku w Pszczynie.
Pierwsze lata życia spędziła na Śląsku. Od 31 lat mieszkanka Mielca, gdzie z każdym rokiem odkrywa jego uroki.
Obecnie pracująca matka trzech synów.
Pracuje zawodowo, interesuje się historią i geopolityką.

 

 

 


***
Widziałam młodość…
Siedziała na ławce z papierosem w dłoni
Zgarbiona czekała aż wiatr deszcz przegoni
Piękna jak bogini narzekała głośno
Że przez te trawniki buty tylko mokną

Widziałam starość…
Tańczyła boso w deszczu o poranku
W pomarszczonej sukni przysiadła na ganku
Białe pukle włosów wiatr w warkocze splatał
Planowała podróż gdzieś na koniec świata

Zapytałam młodość czy pójść ze mną zechce
Znudzona odparła - mnie się chyba nie chce
Starość na te słowa błysnęła oczami
Jestem spakowana - kiedy zaczynamy?


***
Mówili o niej że wariatka
Gdy uparcie dążyła do celu
Że nie warta ni tynfa ni kwiatka
Nie poddała się a chciało wielu

Jej upadku czekali dewoci
Specjaliści od fałszu i świętych
Nikt nie palił się do pomocy
Każdy cudzym życiem zajęty

Ona biegła po swoje marzenia
Niosąc wieniec na głowie pogardy
Tylko Ci mogą życie swe zmieniać
Co nie boją się awangardy


***
Pod cudzą kołdrą ujrzeć najłatwiej
Krzywe poduchy, brudne pościele
We własnym łóżku światełko gaśnie
Po rozgrzeszenie pędzi w niedzielę

Sprawiedliwością krzywdę tłumaczy
Tych co odwagę sobą być mieli
Diabłem orzeknie, karę wyznaczy
Stęchlizny własnej ślepy pościeli

Brak tolerancji racją okrzyknie
Sobie podobnym brawo bić będzie
A jeśli w tłumie na moment zniknie
Kołtun na głowie rozpoznasz wszędzie


***
Po dwóch stronach stołu oboje siedzą
A blatu gładkość jak ocean dzieli
Dzisiaj niewiele o sobie wiedzą
Co ich łączyło już zapomnieli

Że sam ją wybrał on nie pamięta
W niej też się wszystko jakby zatarło
Żadne nie zadba by chociaż w święta
Spróbować wskrzesić coś co umarło

Cisza nad stołem rosła przez lata
Gdy obojętność burzyła mosty
Prawie pół wieku razem dla świata
Od dawna są już dla siebie obcy

O tym że kiedyś inaczej było
Niemi świadkowie na strychu świadczą
Pożółkłe zdjęcia a na nich miłość
Czasu nie cofną dziś nie wystarczą

 

Please publish modules in offcanvas position.