Bernat Barbara

Drukuj











Urodzona 9 marca 1992 roku w Mielcu. Uczennica II Liceum im. Mikołaja Kopernika w Mielcu. Zapał do pisania wierszy poczuła już w szkole podstawowej, gdzie zdobyła I nagrodę w konkursie szkolnym, oraz wyróżnienie w konkursie „Legenda o Mielcu".

Wielokrotnie wyróżniana i nagradzana w konkursach:
- wyróżnienie w Powiatowym Konkursie Poetyckim „Moja Mała Ojczyzna” (2005),

- wyróżnieni w I edycji Powiatowego Konkursu Poetyckiego „Dla Taty” (2006),
- I miejsce w konkursie „Wola Mielecka w wierszu i opowiadaniach (2007),
- II miejsce w IV Powiatowym Konkursie Poetyckim im. Władysława Harli (2007),
- główna nagroda w II (2007) i III (2008) edycji Powiatowego Konkursu Literackiego „Tu wszędzie jest moja Ojczyzna”.

Więcej utworów można znaleźć na stronie internetowej: >
www.wolamielecka.pl/wiersze.htm


" Tu wszędzie jest moja mała ojczyzna."

***

...Zegar kolejny raz wybił jedenaście razy na ciszę i samotność. Wyszłam na zewnątrz: zapachniało pomarańczami. Chłodny, lekki zefirek z

zachodu zawiał aromatem świeżych, dzikich cytrusów rosnących nad brzegiem Agry.

Dookoła wszystko skrzyło się barwami tęczy, niczym paleta

Mistrza. Czy widział ktoś cudowniejszy obraz? Widok małej doliny z błękitną rzeką pośrodku odpędzał strach, a przynosił radość. Gdzieniegdzie

rosły kwiaty o delikatnych różowawych płatkach i kosmatych listkach cienkich łodyg.

Zbierałam je na bukiety do pokoików. Polubiłam mój nowy dom, czułam się w nim spokojnie, ale ciągle samotnie, samotnie, monotonnie...

Wstawałam wcześnie rano, około piątej, brzask budził moje powieki, a

chłodna bryza rosiła twarz. Wychodziłam na taras wyłożony czerwonoceglastymi płytkami, które mimo tak wczesnej pory i zupełnego braku promieni słonecznych parzyły

mnie w stopy. Dziwne zjawisko, nieprawdaż?

To fakt, tutaj słońce wschodzi i zachodzi inaczej, a towarzyszą mu takie

zjawiska, jakie przyjezdny nie jest w stanie zrozumieć przez dłuższy czas. To jest rytuał;

od tysięcy lat słońce wita i żegna to samo miejsce. Jeszcze dziwniejsze zjawisko, nieprawdaż?

Od dwóch dni nikogo nie spotkałam. Przestały mnie cieszyć zwykłe, codzienne sprawy i starałam się szukać rzeczy, które choć na chwilę

starłyby szarość tamtych dni. Wokół mnie tętniło życie: krowy deptały moje kwiaty,

słuchać było gwar, czasem nawet po niebie, łączącym się na horyzoncie z lazurową

rzeką, leciał samolot. Nie wiadomo skąd i dokąd.
Samotność to najgorsze uczucie, jakie może dotknąć serce człowieka.

Idąc na spacer, starałam się choć troszkę rozkoszować cudownymi widokami, ale ta zżerająca samotność była silniejsza i wyciskała łzy z głębi serca.

***

Około południa był taki upał, że nawet w cieniu nie dało się wysiedzieć. Zdawało się że od południowej strony doliny ktoś siedział pod cytrusem.

Czy to fatamorgana w upale doliny Agry? A jednak nie-siedział tam starszy człowiek. Był ubrany w starą , ortalionowa kurtkę, sprane spodnie z powycieranymi nogawkami

i drewniane chodaki. Spod grubych, ciemnych okularów było widać jedynie jego siwe,

kręcone wąsy. Siedział na dużym kamieniu i podpierał się kunsztownie wykonaną laską.

Chciałam przemówić do niego w tutejszym języku, ale niestety nie byłam w tym biegła. Mówiłam tak jak potrafiłam.

-Czy nie jest panu za gorąco? -Nie-odpowiedział spokojnym głosem.

-A może coś do picia? Znów usłyszałam odpowiedź "nie". Po chwili znów odeszłam, choć żal mi się zrobiło starego mężczyzny.

***

Nazajutrz, jak co dnia, poszłam po kwiaty. Pomarańcze już dojrzały.

Pozbierałam prawie cały koszyk; chciałam zrobić zapasy na zimę,

Np. pyszną marmoladę, która przypominałaby mi dom rodzinny. Oh, zapomniałam!

Tutaj nie ma chłodów. Dziwne zjawisko, nieprawdaż?

Na zewnątrz stary człowiek w kurtce siedział na tym samym miejscu jak posąg.

Cudowna woń roślin zachęciła mnie do rozmowy.

-Dzień dobry.

-Witaj Pilar - nazwał mnie dziwnie, ale przyjaźnie nie poprawiałam go.

-Pilar to bardzo ładne imię-stwierdziłam.

-Prawda, masz rację. Odkąd tu siedzę, to chyba najładniejsze. Jestem tu od wojny.

Od tej pory nie ruszyłem się tego kamienia i słucham rzeki.

Czekam, aż odda mi to, co zabrała.

-Rozumiem. Czy zechciałby pan połowić ryby? Tak jak rybacy z Hawany-mówiłam zagadkowo.

-Dobrze. Wiesz byłem na tej wyspie. Przynieś wędki, proszę-powiedział stary.

I wędkowaliśmy do wieczora, zajadając pomarańcze i pijąc "sok z butelki Dżinu".

Mężczyzna nie przedstawił się, rozmawialiśmy długo jak starzy

przyjaciele. Zachód słońca wzbudził we mnie zachwyt i radość. Cudowna łuna pozostała na niebie, a pasterze prowadzili swoje zmęczone trzody do zagród. Potem odeszłam.

***

I tak każdego dnia zegar bił na połów. Chodziłam nad rzekę odwiedzać tego człowieka i rozmawiać o świecie.

Zrozumiałam dzięki nie mu, te ciekawe zjawiska znad Agry.

-Dziękuje, bo pan monolog zamienia w dialog-powiedziałam.

-Nie ma za co, Pilar.
***

...I tak nad samotnością zwyciężyła przyjaźń, cała dolina Agry zamieniła się

w moja ojczyznę. Zrozumiałam, że życie leży w rękach człowieka i jest długą wędrówką.

Wiem, długo będę wracać do spokoju stabilizacji, ale spotkanie tego człowieka dało

początek nowemu etapowi ziemskiej drogi. Ciekawe zjawisko, nieprawdaż?

Krótkie spotkanie odmieniło moje myślenie. Ten człowiek spędził otchłań czasu na kamieniu.

Ja tak nie chcę. Zrozumiałam, że świat należy do mnie i tu wszędzie jest moja mała ojczyzna.

Czy teraz wiesz, gdzie mieszkam?

***

...Zegar kolejny raz wybił jedenaście razy, ale teraz na spełnienie marzeń.


B.B.


Wola Mielecka

Jest zakątek na tej ziemi,
gdzie Wisłoka , rzeka płynie,
a jej wstęga opasana
jest miejscowość ma kochana-
Wola Mielecka.

Teraz państwo mi pozwolą,
że zajmiemy się tą Wolą
i opowiem co tu mamy -
prezentację zaczynamy.
A więc ta Wola Mielecka
wieś to duża i bogata
rozpostarta na 4 strony świata:
od południa las jest młody,
a tuż obok salon "Skody".

Jedni robią tu tłumiki,
inni coś z elektroniki.
Jest stolarstwo i brukarstwo,
inni mają gospodarstwo.

Jest drużyna Start - V klasa,
pod wodzą prezesa Muryjasa.
Mamy też tradycję znaną,
przez mieszkańców podtrzymywaną.
Co roku na traktorze
wiozą, chłopi piękne zboże
do kościoła, przed ołtarze,
niosą chłopi wieniec w darze,
by w podzięce za jej plony
Matce Zielnej bić pokłony.

Kiedyś żył tu Ossoliński,
dzisiaj mamy Kazimierza,(Ogorzałka)
co nam szkołę wciąż rozszerza.
Pan dyrektor znów coś "knuje",
całe grono mu wtóruje,
wnet liceum nam zbuduje.

Może kiedyś w tym rozpędzie,
"Uniwerek"nam przybędzie ?!
Drodzy państwo, nie przesadzam,
jest w Atenach olimpiada
a na Woli zaś - Ossoliniada.

Teraz jeszcze Unia kroczy,
nowe mozliwości nam roztoczy.
Już wystarczy moi mili,
byście wieś tę polubili.
Tu jest pięknie, żyć się chce
jak nie wierzysz - przekonaj się!


B.B.    kwiecień 2003rok


Magnolie

Miłość.
Słowa przepojone uczuciem i obrazem -
moja ojczyzna
*
Nadzieja.
Słowa przepojone miłością i wiarą -
moja ojczyzna.
*
Wiara.
Słowa przepojone nadzieją i ciszą -
moja ojczyzna.
*
Odchodzisz.
Słowa przepojone zazdrością i tęsknotą -
moje piekło.
*
Magnolie zwiędły.
*
Kocham Cię. Powracasz.
Słowa po prostu są zbędne -
Moje- nasze szczęście.
*
Wręczasz mi magnolie.

B.B. 15.06.2006r.


***

Widziałam go dziś w tramwaju 415,
choć cyfry nie mają tu znaczenia,
są wieczne -
jak miłość.
Lecz jej nie da sie ogarnąć,
a liczby - są tylko wartością.
Kocham go.

Szedł dziś zamyślony po ulicy Parkowej,
choć nazwy nie mają tu znaczenia,
są wieczne -
jak miłość.
Lecz jej nie da się opisać,
a słowa są tylko narzędziem.
Kocham go.

Chyba się uśmiechnął,
choć gesty nie mają tu znaczenia,
są chwilowe -
jak uczucia.
Lecz to one kierują życiem,
a gesty odchodzą w zapomnienie.
Odjechał.

B.B. wrzesień 2006


" Życie "

Kocham Cię życie za wiosnę ,
gdy sypie kwiatem jabłoni.
Kiedy kosz kwiatów niosę ,
czekam, aż mi się świat pokłoni...
Kocham Cię życie za lato,
gdy gorąco bije niemiłosiernie,
bo lubię patrzeć na moje miasto,
gdy wiatr dmucha w liście bezszelestnie.
Kocham Cię życie za jesień,
gdy jest mi żółto.
Patrzę jak przemija listopad i wrzesień...
i żółknie obrazu mego miasta płótno.
Kocham Cię życie za zimę,
za śnieżycę i za święta,
gdy Słońce jedyne wydaję się rubinem.
Cieszę się gdy ktoś inny o mnie pamięta.
... lecz gdy patrzę na te pory roku ,
to widzę , że to wszystko to bajka.
Bo ja nie mogę żyć bez Ciebie o zmroku,
ty beze mnie jesteś jak pusta kartka.
Ja bez Ciebie jestem jak dom bez dachu,
jak ogień bez dymu, jak cień bez światła.
Chcę Ciebie poznać, i tęczę , i odgłos grzmotu.
Jak sączy ołówek przezroczysta kalka.
By móc żyć bez tej ciekawości ,
trzeba przejść przez bariery,kłody.
Pomoże w tym lawa dobra i miłości,
z kłód zbudować tratwę; przepłynąć ,,bystre wody"

Wola Mielecka , grudzień 2004 r.


Niebo

Bez nieba nudny byłby świat,
pusta przestrzeń nad kulą pełną ludzi.
Gdyby nie niebo, Ziemia miałaby więcej lat,
Ono wszystko do życia budzi.

Niebo często zadziwia swą barwą-
od indigo przez lazur do bieli.
Rozbłyśnie czasem złotą gwiazdą.
Raz w heban, raz w Galadierę się wcieli.

Imć niebo różne ma kaprysy.
Co jest tego stanu przyczyną?
Raz jak tulipan, raz jak irysy.
Kiedy te nastroje mu przeminą?

Różne niebo daje nam prezenty:
niby jest takie dobre i hojne.
Raz deszczyk, raz grad przeklęty.
Szybkie , i niczym Cumulusy powolne.

Wisi nad moim ogrodem ślepienie,
co milion gwiazd się na nim osadziło.
Tworzy starorzecza, wydmy, mierzeje.
Teraz, wiosną , znów ono ożyło.

Niebo zsyła jakieś dobroczynne wiersze,
usypiają mą małą ojczyznę .
Podśpiewują z nim świerszcze,
co latały nad łąką i ojcowizną.

W moim ogrodzie warto się położyć ,
na trawie, zielonej w seledynie.
Warto ręce pod głowę ułożyć .
I patrzeć na niebo - jedyne.

Ono takie dalekie, tajemnicze.
Nikt go nie dotknie; ulotne.
Choć gwiazdy na nim płoną jak znicze,
nic ich nie trzyma - wszystko niemocne.

Ma to jednak czarodziejską siłę.
Mocny urok, przez swój sekret.
Kiedy już mrok dom mój spowije,
pójdę spać , gdy mi się zechce.

A rano i tak przecież wstanę,
niebo będzie tam , gdzie zawsze.
Uprzątnę codzienność i mieszkanie.
Wyjdę na dwór. Będę patrzeć.

Wola Mielecka , marzec 2005 r.


***

Posłuchaj ze mną śpiewu topoli
rosnącej w parku, przy wąskiej alejce.
Razem możemy jej słuchać do woli.
Wybaczam, że skradłeś mi wtedy serce.

To było właśnie tutaj, po raz kolejny
szepnąłeś "kocham" tak spontanicznie.
Każdy ten nasz spacer jesienny
pamiętam tak ciepło i magicznie.

Zostały teraz nikłe wspomnienia
i żal gorzki, na dnie, w duszy.
Twe listy palę cicho od niechcenia,
nim znów smutek mną poruszy.

Być może jeszcze kiedyś wrócisz
a ja biały stół nakryję odświętnie.
Wszystkie te nasze wspomnienia obudzisz
i pocałujesz mnie ciepło, namiętnie.

B.B. 20.11.2006r.


Przykład

Weźmy za przykład
taki... kamień.
On to jest doskonały i nieskazitelny
w całej swojej istocie.
jest stworzeniem idealnym -
przepojony kamienistością do dna
i nieśmiertelny.
On to jest mały
a ma w sobie epoki
naszych przodków.
Wybacz kamieniu, że cię nie doceniałam.
Wybacz.
Przepraszam
całą ludzkością
twoją kamienistość.

B.B. 16.10.2006r.