Kłaczyńska Joanna

Drukuj

Joanna Kłaczyńska

Jest absolwentką Wydziału Lekarskiego Akademii Medycznej w Łodzi. Mieszka i pracuje w Mielcu, z którym jest związana od 1997 roku.

Pisze od kilku lat. Dotychczas nie publikowała swoich utworów. W roku obecnym wydała tomik poezji „Przed zmierzchem” (Rzeszów 2014), a jej wiersze trafiły do prasy regionalnej.


Przed zmierzchem

 
Portret Matki

Patrzy z niego dama
strojna w młodość, radość i nadzieję.
Zalotnie opada na czoło
kapelusik z piórkiem.
Uśmiech dyskretny.
Puszysta etola
otula ciepłem ramiona.
Już na zawsze.


Stary zegar

Patrzy na nas ze ściany
od lat.
Zatrzymany ręka mistrza
do transportu.
Do nowego domu. Niech stoi.
Wierzę,
że zatrzymał dla nas
najszczęśliwsze godziny.
Niech trwają.


Mój różaniec

Jak mantrę
powtarzam codziennie:
„Zdrowaś Mario, łaski pełna”...

Przesuwam paciorki różańca.
Chcę wierzyć, że to pomoże mnie

i mojemu małemu światu

przepełnionemu troską
o bliskich.
 

Franciszek

Pełen pokory,
pełen dobroci,
pełen ubóstwa.
Święty Franciszek.
Czy będziesz nim Ty
człowieku w jedwabnej bieli
z wielkiego pałacu,
z marmurów,
z potrójnej korony.
Przybyłeś z końca świata
aby stać się drogą
dla miliarda
wpatrzonych w Ciebie oczu
z nadzieją.


Szczęście
Stephenowi  Hawkingowi  w hołdzie

Szczęście, to wyciągnąć rękę i przytulić dziecko.
Szczęście, to założyć buty i ruszyć w drogę.
Szczęście, to ufać bezgranicznie bliskiej osobie.
Szczęście, to nie mieć pragnień. To mieć rozum
odpowiedni do możliwości.
To dlatego geniusz w fotelu na kółkach

może zazdrościć osiłkowi tępoty.


Poetka

Safona złotooka
w trójbarwny aksamit
Wymuskana,
utulona,
wygładzona naszymi rękami.
Poetka skrzydlatych mruczanek
na naszych kolanach.
Pozostałaś jedyna.
Ty też pamiętasz.
A może nie wiesz,
że jesteś kotem.


Lęk

Patrzysz na mnie
powtarzasz bezradnie
te same zdania
o lęku.
Czekasz, co ci powiem.
Jak ci wytłumaczę coś,
czego nie rozumiem.
Odwracam twarz.
Łzę niezrozumienia.


Wspomnienie

Pamiętam góry niewysokie
i rzekę rwącą jak w kanionie
i gwizd pociągu w nocnej ciszy
i sowy krzyk za oknem w lesie.
I ciepłą kąpiel i herbatę
i twoje oczy, twoje dłonie.
I nasz kot płowy bławatooki,
spacery kochał w górskim lesie.
Jesienne liście, złote buki.
I tyle piękna, fascynacji
i rozmów, planów i nadziei.

Te dobre czasy w nas zostały.
Grzeją nam serca w dni zimowe,
patrzymy w przeszłość, wspominamy.
Mówimy sobie - tak nam dobrze.


Jurajskie motyle

W stożku światła lampy
odcięci wyraźnie
od czerni pokoju
tkwimy w fotelach
zatopieni
jak dwa jurajskie motyle
w bursztynowej bryłce.
Cenny klejnot,
czy eksponat
w muzeum czasu.


Nasz  dom

Widzą cię oczy satelitów,
jesteś kroplą błękitu
w bezmiarze przestrzeni
Otula cię woal oddechów,
osłania tarcza energii.
Słyszą cię.
Gwar fononów nie ginie.
Jesteś cudem,
przypadkiem,
kreacją.
Laboratorium życia.
Naszym domem.
Ziemią.


Fonon – kwant fali dźwiękowej.
 


Jesienne pożegnania

Odleciały już
daleko.
Drzewa żółte suknie
stroją.
Słońce scenę życia
oświetla.
Nie odchodźcie dobrzy ludzie
jeszcze spektakl.
Jeszcze czasu dużo macie
przed sobą.


Tyle lat jeszcze
do przeżycia.
Tyle spraw rozpoczętych
przed wami.
Nie odchodźcie, jesień taka
ciepła.
Może miłość bliskich
was zatrzyma.

Ptaki wiosną powrócą
na pewno.
Z nimi wróci nadzieja
na życie.
Nie odlatujcie tej jesieni
z ptakami.
Poczekajcie na wiosnę –

z nami.

 

Porządek  świata

Mądrości miłośnico
Filozofio
I córy twe uczone
Matematyka, Fizyka.
Wzory tworzycie,
piętrowe równania.
Pięknie opisujecie
proste prawdy, że
aby żyć świat pożera
nim zostanie pożarty.
 


Tor do Workuty

W salonce kawior i wódka.
Dzień zda się nie mieć końca.
Rytmicznie  stukają koła.
Noc odpoczynku za krótka.

Za oknem kosmiczna pustka.
Mróz tnie jak nożem, ogłusza.
Czas i pustość na wieki zamarzły,
Nawet światło się nie porusza.

Ta bryła zmarznięta na granit.
Zapis bólu, męki, Golgoty.
Ten tor święty, cmentarny, bez końca.
To szeroki tor do Workuty.


W  godzinę  do zmierzchu

Przebiorę się kiedyś
w bure wdzianko
i kapelusz bury.
Będę ławki wysiadywać
w jesiennym słońcu.
Moja przyszłość
to gołębie karmić,
gwarzyć matowym głosem
o przeszłości.
I nadzieję mieć na niebo
w jesiennym deszczu.
A teraz mam jeszcze
godzinę
do zmierzchu.