Pycior Tomasz

Drukuj

Tomasz Pycior


Urodził się 30 stycznia 1941 roku w Trzcianie, w powiecie mieleckim. Po ukończeniu Szkoły Podstawowej w Trzcianie w 1955 roku podjął naukę w Liceum Sztuk Plastycznych w Sędziszowie Małopolskim. Po ukończeniu drugiej klasy tejże szkoły powrócił do domu prowadzić gospodarstwo rodzinne. W 1960 roku rozpoczął pracę w WSK Mielec, a w 1967 roku zdał maturę w Technikum Mechanicznym dział budowy płatowca. W WSK Mielec pracował do 1980 roku, od 1987 rozpoczął pracę w Iglopolu w Trzcianie.

Pisanie wierszy to jego życiowa pasja, pisze wiersze , często satyryczne, ukazujące przywary otaczających go ludzi, także „wielkich” tego świata. W 2006 roku otrzymał wyróżnienie za wiersze „Tęsknota” i „Jeszcze Polska nie zginęła” w konkursie poetyckim w Tuszowie Narodowym „Ojczyzna to kraj dzieciństwa”, wyróżnienie w konkursie poetyckim ”Wola Mielecka w wierszu i opowiadaniach” za wiersz pt. ”Korzenie”, a w 2007 roku w regionalnym konkursie literackim „Strzeż mowy ojców strzeż ojców wiary” otrzymał wyróżnienie za wiersz „Pieśń o Matce Bożej”. 23 września 2009 r. w czytelni Gminnej Biblioteki Publicznej w Tuszowie Narodowym odbyła się promocja tomiku poezji "Zostawić ślad". Za swoje prace zdobył dwie nagrody, cztery wyróżnienia, oraz kilka listów gratulacyjnych i dyplomów.

Do tej pory drukiem ukazało się 8 autorskich tomików poezji, w tym jeden z fraszkami i innymi drobnymi utworami poetyckimi: Zostawić ślad (2009 r.), Rymowane myśli i spostrzeżenia (2010 r.), Sens życia (2011 r.), Wesele na wsi (2011r.), Historia powstania parafii Trzcianie (2011 r.), Fraszki i inne igraszki (2014 r.), Barwy rzeczywistości (2014 r.), Z życia wzięte (2015).

Artykuły:
1. Zostawic ślad
2. Rymowane myśli i spostrzeżenia
3. Wesele na wsi
4. Sens życia

zdjęcia z promocji
FILM
Promocja tomiku poezji Sens życia - cz.1
FILM
Promocja tomiku poezji Sens życia - cz.2

 


Tomasz Pycior Wesele na wsi , spektakl „Młody chce układać życie”
DK Grochowe 16.06.2013

link do filmu: http://youtu.be/K0F0IR4iqbU
montaż : Zbigniew Wicherski


WDZIĘCZNOŚĆ DZIECI

Siądź porozmawiać pomóż rodzicom ;
kiedy ? jak w pracy lub za granicą
kto z takim starym rozmawiać umie
przecie on życia dziś nie rozumie.

Nie ma komórki ni iternetu
o czym z nim gadać można człowieku
o dawnych czasach które nie wrócą
czy o nieszczęściach które zasmucą ?

W żadnym temacie nie mają racji
stary - to towar już po gwarancji
co się go trzyma choć to kosztuje
a on nie schodzi i zastępuje.

Dziś się to dziecko wszystkim zasłania
a gdzie jest wdzięczność, gdzie przykazania ?
gdzie wiara ojców Boża nauka
to jak ją wpoić, jak nikt nie słucha ?

Że żadna cnota dziś nie jest w cenie
stąd postępuje zezwierzęcenie
jak się utrzyma dłużej w tym stanie
to kanibalizm wkrótce nastanie.

Tomasz Pycior,  26.07.2015 r.


O PANIE (pieśń)

O Panie któryś jest nad nami
trudy naszego życia znasz
co dzień o pomoc Cię błagamy
zwracając w Twoją stronę twarz.

O usłysz Panie nasz błagalny głos
oddal nieszczęść i chorób od nas cios
by powróciła do nas siła
Zelżał nasz los.

A kiedy przyjdzie z tym światem rozstanie
swą dobrotliwą podaj dłoń.
Do serca swego przygarnij nas Panie
promieniem łaski ogrzej naszą skroń.

Zapomnij naszych myśli błędny tok
na miłosierdzie swoje skieruj wzrok
w dobroci swojej na wieczny czas
przygarnij nas.    

Tomasz Pycior     03.08.2015


CO MOŻNA

Co można zrobić jak się jest stary
jak nie działają już żadne czary
jak się nie rusza ręką czy nogą
jak już lekarze pomóc nie mogą.

No można usnuć taką riposte
że wezmę umrę lecz to nie proste
bo kto normalny sam sobie szkodzi
a zwłaszcza gdy śmierć doń nie przychodzi.

Jak się nic złego nie dzieje w głowie
choć pamięć sprawna tylko w połowie
nawet gdy sprawność znacznie podcięta
adres do domu dobrze pamięta.

Można z wszystkiego uczynić kpiny
można ciężarem być dla rodziny
można od dzieci doznać przykrości
no i krzywd wielu w swojej starości.

Można też złożyć grosików pare
zwiedzać krajobraz i miasta stare
szlakiem historii ruszyć po kraju
w każdym miesiącu nie tylko w maju.

Wszystko tak proste patrząc z daleka
a bliżej spojrzeć to temat rzeka
Tu nie dosłyszy, tam nie dowidzi
i własnych ruchów człowiek się wstydzi.

Więc można tylko wieczór i z rana
składając ręce w modłach do Pana
ocierać z łezki oczy, jagody
jagody wspominać jak to było się młodym.  

Tomasz Pycior      05.08.2015



WOŁAM DO CIEBIE PANIE

Skoro tylko wstaję z rana
natychmiast wołam do Pana
do mego Boga na niebie
i szukam go koło siebie.

Jak ubranie biorę na się
głos ze serca wyrywa się
niechaj będzie pochwalony
Jezus Chrystus Bóg wcielony.

Kiedy idę do Kościoła
serce od radości woła
niechaj będzie pochwalony
Jezus Chrystus Bóg wcielony.

Gdy na krzyżu ujrzę Pana
zaraz padam na kolana
usta me szepczą w pokorze
bądź pochwalon dobry Boże.

Kiedy w czasie podniesienia
z sercem pełnym uwielbienia
wznoszę wzrok swój i w pokorze
wielbię Ciebie dobry Boże.

A wieczorem dobry Boże
zanim sen me oczy zmorze
Dzięki Tobie czynię Panie
za Twe nade mną czuwanie.

Kiedy przyjdzie dobry Panie
moje z tym światem rozstanie
nie wypuść mnie z swej opieki
bym pozostał Twój na wieki.

Tomasz Pycior    19.08.2015



POLITYKA

Wszystko co dzisiaj człowiek dotyka
właściwie mówiąc to polityka.
Co będzie w kraju, w rolnictwie, sporcie
jest polityką w każdym resorcie.

Między partyjne o władzę spory
kto teraz wygra bliskie wybory,
kto tu premierem państwa zostanie,
komu powierzy lud zaufanie.

Jakich się zasad Prezydent ima
co obiecywał dziś nie dotrzyma
jak obietnice miałby sforsować
ile to wszystko będzie kosztować ?

Jak dziś rolnictwo wybawić z nędzy
skąd na to wszystko dostać pieniędzy
gdy straszna susza ten kraj dotknęła
a nawet banków nie ominęła.

A tu uchodźców pcha się tłum dziki
mało że z Syrii, jeszcze z Afryki
Przyjaźń sąsiedzka dziś się zachwiała
a w kraju wojna już rozgorzała.

Miało być miło i zgodnie właśnie
tę politykę niech piorun trzaśnie !
Nie ma pieniędzy , braknie nam chleba
Jeszcze nam tylko wojny potrzeba.

Do głowy myśli przychodzi mrowie :
Czy ten świat cały stanął na głowie ?
W rzekach brak wody - budujemy wały
czy mózgi też nam wyparowały ?

Tomasz Pycior    20.08.2015 r.

 


 

Uroki życia

Piękny ten świat, gdy w letnie dzionki
Słoneczko złotem lśni,
Gdy nad polami dzwonią skowronki,
Kocham to ja i ty.
Piękny, gdy w wieczór słońce zachodzi
Za góry i drzew konary,
Najdłuższy cień wraz z tobą chodzi
I budzą nocne mary.

Piękny, gdy w ciepłą noc gwiaździstą
Po niebie księżyc kroczy,
Gdy pierś twa chłonie woń drzew czystą,
A w niebo wlepiasz oczy.
Lecz najpiękniejszy jest o świcie,
Słowik się ze snu budzi,
Jak człowiek kocha, tchnie w nim życie,
Jest najszczęśliwszym z ludzi.

Urzeka wiosną, czaruje latem
I dziwi się jesienią.
Czy denerwuje cię zimą zatem?
Czy twe poglądy się mienią?
A gdyby jednak wszystkie pory życia
Przeżywać jednakowo,
I zawsze byłoby coś do odkrycia,
Brać życie nie nerwowo.

A zawsze kochać, zawsze rozumieć
Następstwa i przyczyny,
Może przebaczyć, przemilczeć umieć
Obrazę, potwarz, drwiny.
Stanowczą ręką trzymać na wodzach
Swe nerwy, uniesienia,
Większe wrażenie zrobisz na wrogach
I bliższyś pogodzenia.

Może ktoś przezwie cię flegmatykiem
Lub spyta, co masz z tego?
Lecz tyś równania jest grafikiem
I wzorem dla każdego.
Śpiewać nie będą ci w podzięce,
Nie licz na dziękowanie,
Czyste sumienie, czyste serce
Tobie za wszystko stanie.

04 listopada 1992 roku

 


Coś o sobie


Nie widziałem cudów świata,
Nie na dworach życiem wiódł.
Moje życie z wsią się splata,
A rzeźbił mnie znój i trud.

W wiejskiej chacie urodzony
Edukację z życiem brał.
W wiosce też szukałem żony,
Bym z nią wspólny język miał.

Miłość ziemi swej Ojczyzny
Z mlekiem matki dzieckiem ssał.
Jej boleści, rany, blizny
W swoim sercu zawszem miał.

Stąd ją kocham, jak swą matkę,
Wszakże matek miałem trzy:
Jedna rodzi, druga karmi,
Trzecia łask swych daje mi.

Matko Boża – mnie grzesznika
Nie odpychaj, strzeż i chroń.
Ja prostackie swoje życie
Składam w Twą Matczyną dłoń.

A na ziemskim tym padole
Póki duch się we mnie tli
Moje czyny, myśli, wolę,
Pozwól ofiarować Ci.

Niech przygarną twe ramiona
To, co u stóp składam Twych.
Moją muzą była żona
Natchnień dobrych i tych złych.

Życie moje już przygasa,
Jeszcze tli się ducha żar.
Jeszcze pisak w ręku hasa
I w tym właśnie życia czar.


22 listopada 2002 roku


. . .

Wiatr niesie radość w majowym powiewie,
A raben wdzięcznie kwili gdzieś na drzewie,
W którego cieniu ja chwilę usiadłem
I w taką oto zadumę popadłem.

Kraj bliski sercu stanął przed oczami,
Kraj oddzielony lądem i morzami.
Kraj, co był dla mnie gniazdem jak dla ptaka,
Kraj ukochany przez serce Polaka.

Tam moja matka, co mnie urodziła,
Tam moja ziemia, co mnie wykarmiła,
Tam moja żona krząta się u chatki,
W której zostały moje lube dziatki.

Rwany tęsknotą, żal mi duszę ściska,
Patrzę na ptaka – łza mi z oczu tryska.
Widać w nim radość, bo wesoło śpiewa,
A moje serce cierpi, ubolewa.

Szczęśliwe ptaszę, bo nie zna tęsknoty,
Nie zna uczucia żalu, ni zgryzoty.
Zawsze znajdzie wyjście jeśli jest w potrzebie,
A jak ma rodzinę, no to blisko siebie.

Wszystko to prawda, co dotyczy ptaka,
Prawda, że tęskni serce Polaka.
Nie każdy w życiu może być ptakiem,
Polakiem zrodzon – zostaniesz Polakiem.

Springfield, 23 maja 1981 roku


Krwią męczeńską spłynął Katyń

Nad Katyńskim lasem, mgła zawisła sroga.
Wśród mgieł krzyk, płacz, lament wznosi się do Boga.
Pośród dymu, huku, języków płomieni,
Ulatują dusze z ciał żywcem pieczeni.
A cóż to za straszna chwila, taka sroga?
To kwiat Polskich dzieci ze skargą do Boga.
Bo lat siedemdziesiąt ta ziemia zabrała,
Kwiat inteligencji, tu leżą ich ciała.
Dlatego, że wiernie przy Ojczyźnie tkwili,
Tu za nią swe życie w ofierze złożyli.
Dziś z hołdem wdzięczność ekipa zdążała
I ta katastrofa okrutna się stała.
Razem z Prezydentem, senat i posłowie,
Najważniejszych działów, władz polskich szefowie.

Kilku generałów, księża i biskupi,
Zestaw polskich mózgów ten samolot skupił.
Był były prezydent Kaczorowski, który
Tu w czterdziestym roku sam uniknął kuli.
I ci, dzięki którym kraj wszedł do wolności,
A także legendy tej Solidarności.
Przed siedemdziesięciu laty, zbrodnia tu spełniona,
Która jeszcze dotąd, nie jest rozliczona.
Dziś znowu tę ziemię Polska krew zrosiła,
Tragedia, ten biedny lud osierociła.
O biedna kraino, gdyby ci Rodacy,
Co za Ciebie giną, wzięli się do pracy
I po garstce ziemi z Ojczyzny zabrali,
Toby dłońmi swymi Polskę usypali.

I znów Zygmunta dzwon poniósł smutny ton,
To wielkich ludzi zgon swym jękiem głosił on.
Wspomnienia nie starte łez potoku warte.
W dniu niezapomnianym, Papież był chowany.
A ile takich dni w pamięci naszej tkwi?
Lotnictwa polskiego kwiat, tragicznie na ziemię spadł.
Tyle nieszczęść, krzyżów zda się,
Spadło na nas w krótkim czasie.
Czy nie znak do dla nas nakazany z nieba,
Że nam się pod krzyżem zjednoczyć potrzeba.
Bo tylko pod krzyżem tylko pod tym znakiem,
Polska jest Polską, a Polak Polakiem.
Że czas skończyć kłótnię, niesnaski i spory,
Bo nadszedł czas próby, smutku i pokory.
A któż nas przed zgubą sieroty uchroni?
Chyba Matka Boża! Wołajmy więc do Niej.

Nie opuszczaj nas, nie opuszczaj nas,
Matko, nie opuszczaj nas.
Matko pociesz, bo płaczemy.
Matko prowadź bo giniemy.
Ucz nas kochać, choć w cierpieniu,
Ucz nas cierpieć, lecz w milczeniu..

10.04.2010r.

 


SMOLEŃSK

Nad smoleńskim lasem wielka łuna świeci
To w tym ogniu giną nasze polskie dzieci.
Wnętrze samolotu gdy w ogniu stanęło
Jakby je na ziemi piekło ogarnęło.

Do pasa lotniska sekund brakowało,
Kiedy to potworne nieszczęście się stało.
Właśnie lewym skrzydłem o drzewo zahaczył
I jak ranny orzeł sterowność utracił.

Cielsko samolotu z ziemią się spotkało,
Przy takiej szybkości w proch się rozleciało.
Wewnątrz nastąpiła tam śmiertelna trwoga,
Bo w ogniu znalazła się cała załoga.

Nikt z tej katastrofy nie pozostał żywy
I cudu nie było, tylko szok prawdziwy.
Choć wiele wypadków lotniczych już było,
Nieszczęście tej miary pierwsze się zdarzyło.

By dwóch prezydentów i z jednego kraju
Choć różnica wieku wraz poszli do raju.
Dziesięć najgłówniejszych w armii generałów
I przedstawicieli ważnych w Polsce działów.

Trzech wicemarszałków i trzech senatorów,
Piętnastu posłów, kilku członków BOR-u,
Biskupi, kapłani też dziesiątek bity,
Lekarze i bliscy z prezydenckiej świty.

Kwiat inteligencji, kadra doświadczona
Cały ciężar państwa był na ich ramionach.
Przed siedemdziesięciu laty kiedy tu zginęła
Tak i teraz męczeńską krwią ziemia spłynęła.

O nieludzka ziemio! Polską krwią zroszona;
Tyś szczątkami Polaków na wskroś przesycona.
Tyś okupem największym za wolność. Płacona
Jeszcze po siedemdziesięciu latach odnowiona.

Ci, co na miejsce kaźni swych ojców jechali,
Po raz drugi od Ciebie takich zdrad doznali.
Tyś już własnością Polski, polską krwią kupiona,
Bo od tej krwi polskiej – tyś sama czerwona.

Logicznego brak tu jest uzasadnienia;
Jaki cel ta tragedia miała do spełnienia?
Czy aż takiego wstrząsu trzeba było,
By polską krzywdę reszta świata zobaczyło?

A może to przestroga dla tych, co zostali,
By szkalowania innych wreszcie zaprzestali.
By jak misję traktować poselskie mandaty
Nie gryźć się o stołki, jak psy o ochłapy.

Niech pamięta Polak; Polka go zrodziła
I że polska ziemia jego wykarmiła.
Niech dług swój z honorem swej Ojczyźnie spłaci
A wtenczas będziemy silni i bogaci.

11.04.2010 r.


Kruchość życia

Jak się coś zaczyna, kiedyś skończyć musi.
Tu historię życia też poruszyć kusi.
Niewinnie poczęte, a walczy o życie.
Chce prawa do niego potwierdzić niezbicie.

Choć z pomocą innych, jakoś stawia kroki.
Z latami wyruszy sam w ten świat szeroki.
Musi tylko nabrać pewności i wiary,
Żeby poznać życia tajniki i czary.

Niełatwa to sprawa, twierdzę jak tu stoję,
Wiedzieć jak pokonać trudności i znoje.
Bo taka jest prawda o życiu niestety,
W większości zależne właśnie od kobiety.

Są jednak przypadki, a jest ich niemało
Od płci niezależnie cierpi każde ciało.
Czy to przez chorobę, samotność, rozstanie,
W końcu nie przewidzi nikt, kiedy nastanie.

Słuszną nazwą tego będzie przemijanie.
Żal, smutek niosące, to jest to rozstanie.
W większości, to każdy ma kogoś bliskiego,
Który w jakiś sposób przystaje do niego.

Kocha, przywiązuje, dzieli wspólne trudy,
Jada z jednej miski, pierze wspólne brudy.
Aż tu w jakimś czasie coś złego się stało,
Z niezależnych przyczyn jedno pozostało.

I bez pożegnania, bez jednego słowa,
Odszedł i to życie trza kleić od nowa.
Ile wtenczas żalu, ile łez wylanych,
Ile słów zostało niewypowiedzianych.

Prac niedokończonych i spraw niezamkniętych
Ile planowanych, nawet niezaczętych.
Ile bliskich zostało, że nie pomnę dzieci
On odszedł! Niech mu Światłość Wiekuista świeci.

Jeszcze jak dane mu było się nacieszyć życiem;
A jak młody, co mówić? Że stąd odszedł z niczym.
Odszedł, po nim kamień grobowy zostaje.
Zostałem przy życiu do myślenia daje.

Że wszystko, co tutaj zgromadzić się dało,
Dalej za nim nie pójdzie. Na ziemi zostało.
Że nie dobra zdobyte są dla Boga tronu
Lecz dla dobra duszy trzeba spuścić z tonu.

Dla żywych, tylko wspomnieć pozostało,
Że odchodzi człowiek, jakich bywa mało.
I że próżni po nim zastąpić nie sposób
Bo nie ma na ziemi identycznych osób.

14.04.2010 r.


O śmiechu prawie wszystko

Choćby rodzina na mnie się wściekła,
Cała publiczność mnie się wyrzekła,
Albo pół świata stało na głowie –
Nikt nie zaprzeczy, że śmiech to zdrowie!

Śmieją się dzieci, śmieją się młodzi,
Śmieją się starzy, bo co im szkodzi,
Śmieją się ludy i śmieją rody,
Kiedy do śmiechu znajdą powody.

Śmiejmy się szczerze z żartów, kawałów,
Śmiejmy się z pysznych i ideałów,
Z niewinnych figlów, udanej psoty
I z polityków, i ich głupoty.

Śmiejmy się z biedy i beznadziei,
Z błaznów, krętaczy i ze złodziei,
Z tych, co by chcieli, ale nie mogą,
Z tych, co nie dadzą przejść życia drogą.

Śmiech bywa słodki, szczery, naiwny,
Chytry, zgorzkniały i całkiem dziwny,
Kapryśny, kwaśny czy hałaśliwy,
Ładny i brzydki lub urągliwy.

Według odczucia lub też przyczyny,
Różne w uśmiechu stroimy miny.
Nawet nie zawsze wie o tym głowa
Jak się w uśmiechu buzia zachowa.

Najcudowniejszy jest uśmiech dzieci.
W źrenicach szczęścia iskierka świeci,
Czasem przez łzę, jakby z nadzieją,
Że starsi uśmiech ten zrozumieją.

Drugi, od młodej pary wysłany,
Jest dziwnym szczęściem nacechowany,
Niczym anielski, tak chciało by się
Jego zachować na całe życie.

Trzeci, dobroci – mądrej, dojrzałej,
Co daje spokój ludzkości całej.
Ma wyciszenie i ukojenie,
Tak pożądany niczym zbawienie.

Jest jeszcze uśmiech od reszty inny,
Taki na czasie – tolerancyjny.
Ja z niego śmieję się ust kącikiem,
Bo każdy uśmiech – jest odprężnikiem.

07 marca 1996 roku

 


Pies i kot

Na podwórku, gdzieś pod płotem,
Młody pies bawił się z kotem.

A miła to była zabawa:
Podskoki, koziołki, ucieczka, obława.

Sam styl tej zabawy, ten zapał uparty
Wskazywał na przemiłe obustronne żarty,

Że patrząc się nań z boku tak by się zdawało,
Że uczucie przyjaźni wiecznie będzie trwało.

Aż tu przy jednym z wywrotów mocniej przyduszony
Zamiauczał z bólu kocur dziwnie napuszony

I wystawił pazury, będąc w gniewu sztosie,
Drapnął nimi boleśnie psa po miękkim nosie.

Pies – by nie być dłużny fałszywemu kotu
Warknął, kłami błysnął, odwrócił sierść grzbietu

I już miał kłapnąć kota goniąc za nim w lewo,
Lecz ten zdążył już dopaść tam rosnące drzewo.

I z kocią zręcznością wspiął się nań szczęśliwie,
Tylko pies został pod drzewem szczekając zjadliwie.

Odtąd o skłóconych powiadali potem,
Że niejeden z niejednym żyją jak pies z kotem.

Stąd przysłowie bardzo stare:
„Każdy żart ma swoją miarę”.

04 lutego 1979 roku


Jak postrzegam świat

Już od wielu, wielu lat
Kocham życie i ten świat.

Świat dziecięcy, świat młodzieńczy,
Co się zawsze do mnie wdzięczy.

Podziwiałem świat dojrzały,
Był ciekawy i wspaniały,

Tajemniczy i nieznany,
Poznawany, odkrywany.

Żyłem w nim i w nim żem tkwił,
Bo ten świat – mym światem był.

W każdej chwili, w każdej porze,
W świt, skwar, mrok czy zmierzchu zorze,

Czy to w upał, deszcz czy mróz
Podobał mi się i już.

Podziwiam Twe dzieło Boże,
Piękniejszego być nie może.

02 czerwca 2001 roku

 


 

Westchnienie do Boga

Kiedy się budzę, kiedy wstaję z rana,
Nim zwykłą zacznę pracę,
Najpierw uklęknę i wołam do Pana.
Modlitwą ten dzień zacznę.

Dziękuję Bogu za to, że przeżyłem,
Że jeszcze dach mam nad głową,
Że żadnej klęski sam nie doświadczyłem,
Że szczęście i dostatek jest moją połową.

Kiedy w południe jękną głośno dzwony,
Zadumam się, westchnę może,
A myśl dziękczynna biegnie w nieba strony,
Z Twojej woli żyję Boże!

Po dniu całym spracowany
Nim odpocząć się położę,
Na kolanach, zatroskany,
Tobie dzięki czynię, Boże.

Za to słońce, co tak grzało,
Za ten wiatr, co wiał na pola,
Że mi się pracować chciało,
Za to, że chleb rodzi rola.

Za to, co się dziś zdarzyło,
Za ten piękny śpiew skowronka,
Za wszystko, co mnie cieszyło,
Za kwiat, co wyrasta z pąka.

Za wstające ranne zorze,
Za zmierzch, co zapadł za słońcem,
Wszystko Ty mi dajesz Boże,
Tyś początkiem mym i końcem.

05 lipca 1993 roku


PIOSENKA O PAPIEŻU POLAKU
Na melodię: Góralu, czy ci nie żal

Raz w Polsce Papież się zrodził,
Co po polskich górach chodził.
I lubił pływać kajakiem
I wędrówki górskim szlakiem.

Ref. A zawsze mu było żal
tych polskich gór i tych hal. (bis)

Kochał on młodzież i dziatki
I dróżki polne i kwiatki.
I chaty wiejskie rozsiane,
I dachy na nich słomiane.

Ref. I piosnki, co śpiewał bór,
I echo, co niosło wtór. (bis)


DLA UCZCZENIA PAMIĘCI NAJWIĘKSZEGO Z POLAKÓW, KAROLA WOJTYŁŁY
Na melodię Zapada zmierzch

Wśród wszystkich nazwisk otoczonych sławą,
Autorytetów świata, wielkich serc,
Choć wielu z nich tkwi pod polską buławą,
To Papież Polak najsławniejszym jest.
Z skromności swej i z dużej wiedzy znany
Przez cały świat naukę niesie swą.
Za prawość ducha WIELKIM mianowany,
W obliczu śmierci niesie godność tą.
A kiedy stawał przed obliczem Pana,
żeby rachunek z ziemskiej misji zdać,
Świat się pogrążył w modłach na kolanach,
By za nim prosić Boga – i żegnać.
I prawie wszystkie państwa i narody
Oddały Jemu szacunek i cześć!!!
Pod kątem tym historia nie zna zgody,
Aby któremu władcy taką nieść.
Niech sława cnoty Jego nie zaginie,
I niech przez wieki pośród wiernych trwa.
Czysta – jak myśl, co z głębi serca płynie,
A w trudnych chwilach niech nam przykład da.

 


Pogrzeb śp. ks.Prałata Michała Winiarza

Smutno dzwony zabiły.
Jęk, płacz słychać w ich glosie!
To z żalu, że do mogiły
Ten, co powołał je poszedł.

Ten, co im tu miejsce zgotował
Co stworzyć je kazał i ochrzcił.
Co bogu świątynie zbudował
I z ludu uczynił kościół.

Ten, co w służbie Boga
Przez lat sześćdziesiąt pięć stawał
Wiernym wskazywał, gdzie doga
I dobry przykład dawał.

Ten, co chrzcił nasze dzieci,
Uczył życia i wiary.
Co łączył sakramentem
I błogosławił pary.

Ten, co w ostatniej chwili
Z Wiatykiem i pociechą
Szedł - nie raz pieszo gdzie żyli
W wiejskich chałupach pod szczechą.

Nie bacząc na pogodę
Jaka na dworze się działa
Prowadził w ostatnią drogę
Swoich parafian ciała.

Dziś Jego powołał Pan Bóg
Kiedy wiekiem strudzony
By wedle Jego zasług
Był dobrze nagrodzony.

Żegnamy Cię Ojcze kochany
I polecamy Cię Bogu
My Twoje sieroty ze Trzciany
Bo Tyś już na Boskim progu.

Dziękujemy serdecznie
Za lat pięćdziesiąt z nami
O pokój Twej duszy wiecznie
My dziś prosimy ze łzami.

Przyjmij Panie sługę godnego
Twego Boskiego wejrzenia
Weź do Królestwa swego
Wiernego do ostatniego tchnienia.

 


Życie na kredycie

Podpatrzyłem kiedyś kilku emerytów,
Jak robili zakup za wpis do zeszytu.
A co najciekawsze, śmieszne - może wiecie?
Każdy miał swą stronę niczym w Internecie.

I każdy do pełna torbę naładował,
Jak coś nie wchodziło, w reklamówkę schował.
Potem tylko palcem na zeszyt pokazał
I sprzedawca wpisał, i się nie obrażał.

I spokojnie czekał aż do rent wypłaty,
A czasem i dłużej, dzieląc dług na raty.
Pomyślałem: małe są emerytury
I nie można żyć za nie płacąc z góry.

Ale szlak mnie trafił - wiecie, rozumiecie,
Przecież żyć nie można wiecznie na kredycie!
Ten budżet co bierze, trzeba rozplanować,
By żyć na bieżąco, a nie wciąż borgować.

Biednych można dziś spotkać w każdym narodzie,
Ale wiele z nich z własnej winy jest o głodzie.
A żeby oddać całą prawdę bez obciachu,
To wieku na własne życzenie nie ma swego dachu.


Zegar życia.

Wieczór nastał głęboki
Słońce dawno już zaszło
Ciemnych chmurek obłoki
Skryły wioskę i miasto.

Za ich firany ukryty
Piękny nieba firmament
Świat cały w mrok spowity,
Widać w powietrzu zamęt.

Tylko śniegowe płatki
Cicho lecą na ziemię
0 różnych wzorach łatki
Na chmurkach zima drzemie.

A ja siedzę przy oknie.
Cisza w uszach mi dzwoni,
I rozważam samotnie,
Jak to życie czas goni.

Co tylko minęła wiosna
Latem byliśmy młodzi
Już mija jesień radosna
I zima życia nadchodzi.

I jakoś tak posmutniało,
Radości brak powodu.
Jakiś wewnętrzny głos woła,
By się zbierać do odchodu.

I tylko zegar uparty
Jak bomba cicho tyka.
Był świat przed nami otwarty,
Ale już się zamyka.


STAROŚĆ

Piękne życie jest młodemu.
Lecz nie takie dorosłemu.
A na pewno - nie wiem, czemu,
Takie przykre jest staremu.

Mówię nie wiem, lecz zgaduje;
W tym, co stare - coś się psuje
I usterek nie wyliczy,
Czego kolwiek to dotyczy.

Bo człowiek, to też maszyna,
Co na starość się zacina.
Zda się, że w porządku z głową,
Traci zdolność przepustową.

Słabnie pamięć, słuch i oko,
Nie podskoczy już wysoko,
Bo mięśnie ponaciągane,
A stawy powybijane.

Twarz blednie, a glos gdzieś znika,
Podobny do nieboszczyka.
Postać zgięta, no, bo chora
I przypomina upiora.

Palce krzywią się jak szpony.
Co raz rzadziej ogolony.
Mało siwy -jeszcze łysy
I co raz mniej zjada z misy.

Spać nie może, leży wiele.
Co raz częściej jest w kościele
I do Boga oczy wznosi,
O lekką śmierć dla się prosi.

A kysz! Myśli moje czarne.
Czemu życie takie marne?
Nie wiem, z jakiego powodu,
Nie jest takie, jak za młodu.