Żuchowska-Pezda Elżbieta

Drukuj

 

 

 

Elżbieta Żuchowska-Pezda

Urodziła się i mieszka w Mielcu. Jest nauczycielką biologii i przyrody, autorką kilku publikacji pedagogicznych. Od 2009 r. maluje obrazy – jej ulubiona technika to olej i kredka. W sierpniu 2011 r. została laureatką konkursu poetyckiego „NA SKRZYDŁACH IKARA” za wiersz poświęcony swojemu Tacie, natomiast w roku 2013 otrzymała trzecią nagrodę za wiersz pt. „Pożegnanie na lotnisku”. W tym samym roku otrzymała również wyróżnienie za obraz w konkursie „SAMOLOT W OBIEKTYWIE I PALECIE BARW”.

Zadebiutowała w „Artefaktach – Mieleckim Roczniku Literackim Nr 1 (2012), a kolejne wiersze trafiły także do drugiego numeru tego pisma z 2013 roku. 

Jej artystyczne pasje to fotografowanie natury, malowanie kwiatów i pisanie wierszy.
 


Mój Ikar                                      
                                                                  Tacie
Uszczęśliwiał go ryk mieleckich ikarów.
Były muśnięciem jego sensów
Pełne jego delikatnych marzeń
Szalone jego zapałem

Spracowane ręce dopieszczały każdy detal
„Mniej gadania, więcej roboty”
Dzisiaj nad moim sercem fruwają jego marzenia
A uśmiechnięte z przestworzy oczy dodają mi skrzydeł
Które trzepoczą nad popielatym kamieniem.

Tylko czasem Smutek je składa
Żeby znowu usłyszeć
WIĘCEJ ROBOTY. NIE BÓJ SIĘ ŻYĆ

Wiersz nagrodzony I nagrodą w Konkursie Literackim „Na skrzydłach Ikara” -  sierpień 2011 r


Pożegnanie na lotnisku


Uważaj!
Kiedy skończy się ten ubity pas ziemi, już ci nie pomogę.
Jesteś skazany na samotną drogę.

Patrz!
Na końcu tej ścieżki jest twoje nowe życie.
Nie pozwól, żeby oszalałe upadło w niebycie.

Pamiętaj!
Kiedy skończy się ziemia, zachłyśniesz się własną odwagą.
Ale, niech nie zgubi cię pewność siebie i życie ze swadą.

Wiem,
że złota poświata nad Ikaryjskim Morzem przeniknie cię ciepłem i beztroską,
a Ikaria jawić się będzie cudną wyspą, wręcz boską.

Synu,
niech zawsze me myśli cię chronią!
Będę czekał na wieści z duszą utęsknioną.

Wiersz nagrodzony III nagrodą w Konkursie Literackim „Na skrzydłach Ikara” -  sierpień 2013 r.


Tylko raz

Chyba trzymałam się chmury

Wokół mnie sączyła się niebiańska cisza
Sunęłam w ażurowe tunele
Wspinałam się ku pozłacanym szczytom
Ześlizgiwałam na błękitne szlaki cumulusów

Nagle
Droga bez końca dobiegła końca

Serce znowu nabrało przyzwoitości
Krew spoważniała
Tylko dłonie dalej cicho żądały radości

To dobrze, że znów widzę niebo nade mną
Poczekam
Może kiedyś wrócę do ciebie

 


Pas startowy

Cement. Zimna chropowatość.
Za nim kończy się i zaczyna wszystko.

Tam, na końcu, jest początek dla tych, co skończyli z samotnością.
Metalowa kołyska samolotu, choć otula szczelnie, jest zimna i obojętna.

Tam, na końcu, znikną i rozpłyną się smutne wczorajsze dni.
Serwowana przez stewardesy wódka bardzo im pomoże.

Tam, na końcu, jest początek odkrywania nowych twarzy i nowych chwil.
Wypełnioną przeźroczystym powietrzem przyszłość tak łatwo zobaczyć.

Tam, myśli nie chcą zasnąć.

Jak przechytrzyć tam los?



Tuż przed

Dlaczego nie mogę poszybować wyżej?

Te ciągłe uwagi i narzekania:
Uważaj!
Spadniesz!
Nie poradzisz sobie!

Co może mi się stać?

Przecież, jeśli będę się trzymał blisko ziemi, nie zobaczę swoich marzeń!

Już stąd widać, że tam, wyżej, jest tak pięknie!
Wszędzie złoty pył, brokatowe chmury, lśniące iskierki!
I jeszcze do tego wszystkiego, tak przyjemnie ciepło!
Ten słoneczny żar przyciąga niemiłosiernie!

Że marzenia kosztują za dużo?
Że marzenia są niebezpieczne?

Jak można tak zabraniać mi próbowania życia!
Przecież ono i tak do mnie przyjdzie!

 


Sztuka sprzątania

Najpierw biurko.
Trzeba rozgarnąć wczorajszy dzień.
Żeby dostać się do zmęczonych okularów.

Teraz papiery. Dużo papierów.
Na jedną stronę maszerują pilne, na drugą ciężko opadają ważne.
I co dalej?

Teraz półki z książkami.
Uwaga! Zasadzka!
Trzeba omijać te ulubione grzbiety!
Bo skończy się dramatem pośpiesznego czytania!
To grozi bezbolesnym utonięciem
w przepastnych dolinach bystrych rzek czytelniczych wspomnień i wrażeń!

Na szczęście poukładałeś mi życie.
Wchodzę spokojna w twój świat.


Powroty

Wiem czego szukam
Krążę spokojnie
I wracam niecierpliwie
Przecież gdzieś tutaj jestem

Chodzę spokojna w ciepły spełniony dzień
Ciągle zaglądam do kolorowych szyb grodzkiej
Przebiegam wspomnieniem po torach szewskiej

Czekam na to drżenie

Pochłoń mnie maszyno marzeń
Wrzuć mnie we wczorajszy dzień
Zakręć mną na zawsze, bo
Nie chcę już wracać do siebie
Nie chcę tęsknić

Poszukaj mnie może na floriańskiej
 albo krakowiaków i górali
Przecież gdzieś tutaj już jestem, ta wcześniejsza, piękniejsza, szczęśliwsza

Zaklinam się, że znowu tutaj wrócę,
Będę cię ciągle dręczyć
Albo siebie


***

Zawsze go kochałam.

Nawet wtedy, gdy
Nie wiedziałam, że będzie.

Ciągle czułam jego obecność.
Czekałam na niego.

Wiedziałam, że patrzy na mnie,
Że tęskni,
Że chce się przytulić.

I w końcu zjawił się w cudownesłoneczne południe.

Biały puch na szarym dywanie

Tak, zawsze go kochałam
Nawet wtedy, gdy
Nie wiedziałam, że będzie.


Mojej Mamie

Zawsze jest pod telefonem
Zawsze mówi mi „nie przejmuj się”
Zawsze była, nawet, gdy mnie nie było
Zawsze uśmiechem wita i tęsknym spojrzeniem żegna
Zawsze o mnie myśli
Zawsze dba o moje drobiazgi i duże sprawy

Nigdy nie będę w stanie podziękować Jej za wszystko
Niech tylko zawsze będzie


***
Do Teściów

Zrobić ci herbaty?
Może wolisz kawę?
Co chcesz oglądać?
Lubisz ten film?
Co w szkole?
Jak zdrowie taty?
Co u mamusi?

Nie usłyszę już tych pytań
W przyciemnionym świetle gościnnego pokoju

Nie odpowiem

Odpłynął gdzieś gwar
I wesołość okraszana salwami śmiechu

Zniknęła powtarzalność dni

Wokół tylko moje osamotnione odpowiedzi

Nie potrafię Was pożegnać

przez te łzy