Hanna Dikta
Nauczycielka języka polskiego, w wolnych chwilach poetka. W ostatnim roku została laureatką wielu ogólnopolskich konkursów i turniejów poetyckich, m. in. XVIII Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. Rafała Wojaczka i Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego "Młodzi na łodzi". Jej wiersze ukazały się w antologiach forów poetyckich, licznych almanachach pokonkursowych, kwartalniku literackim "Migotania, przejaśnienia", "Szafie", "Lounge Magazyn", "Pegazie Lubuskim" ,"SOS Narcie" i  „Latarni Morskiej”. Były także czytane na antenie Radia Katowice w audycji "Poczta Poetycka Macieja Szczawińskiego".  Posiada stronę autorską  http://www.hannadikta.pl

 

NOT DISTURB
Leżymy w satynowej pościeli, na klamce zawieszka, w radiu Laforet.
Kładziesz ręce na brzuchu. Dotknij tu i tu, i tutaj, proszę.
Nawet pies tak mi nie ufał, mówisz, oplatając szyję.

Leżymy na gołych deskach, woda uderza o burtę. Obite jabłko smakuje
twoją śliną i petem. Nieporadnie ssę poplamiony atramentem palec.
Jest zimno, więc pożyczasz mi kurtkę, grzejesz kawę na denaturacie.
O północy nie mijam portiera, nie dociskam gazu,
nawet nie muszę poprawiać poduszki. Zgrabiałymi dłońmi
odczepiasz łódź od pala, bierzemy kurs na Bornholm


ROZMIAR DWADZIEŚCIA OSIEM

Tamtej soboty długo wszystkie przytulałyśmy dzieci.
Nawet Tereska odwiesiła pasek i uklękła z małym do pacierza.
Paląc przy trzepaku, przełykałyśmy łzy zamiast kurew.
W niedzielę przyjechała telewizja. Głupia Iśka pokazała bucik,
który wzięła z ulicy - zakurzony sandałek z rdzawą kropką na klamerce.

Jeszcze przez kilka dni ustawiałyśmy świeczki przy krawężniku,
omijałyśmy z nabożnym lękiem plamę z piasku.
Wkrótce wiosenny deszcz spłukał ją do studzienki,
a dzieciaki znów zaczęły grać w klasy na asfalcie


NAJPIĘKNIEJSZA  KOBIETA W WARSZAWIE

Hannie Golde

To nic, że ślina, mocz, piersi jak zwiędłe papierówki.
Ważne, że uśmiechasz się już tylko do mnie -
wargi zabawnie kleją się do dziąseł, obnażają zęby.

W Kameralnej wciąż słychać tupot twoich nóg,
tańczących kankana, wieszak czerwieni się lisią czapką,
ale antyczne krzesło przy lampie zajęła już inna Hanka
i to ona wypija co wieczór malibu z syropem Grenadine.
A w naszym domu cicho, kurz zarasta szyby.
Bez kształtu, zapachu i smaku nareszcie jesteś moja


POKWITANIE
Czasem jeszcze wiąże zielone sznurówki,
nadmuchuje balony i wypełnia policzki grzechotem lentilek.
Niezdarnie wczołguje się pod spódnice matki,
ale zawieszone na krzesłach nie pachną już majerankiem i miętą.

Coraz trudniej udawać, że nic się nie stało -
nie położył się na niej i nie zaczęła śnić kolorowych zygzaków,
podróży na diabelskim młynie.

Rośnij, krzyczał, rośnij! I trzymał mocno obolałe ręce,
rozciągające się kości i stawy. Śmiała się, kiedy meszek
łaskotał pachwiny, a sutki przebijały dziecięcą piżamę.
W drodze do domu wyrzuciła blaszany bębenek.
Dorosła wystukuje melodie udami,
nadal sprytnie umyka śmierci


***
Kiedy brała mężczyznę w usta,
brała cały świat.
L. Żuliński "Hostia"


Między twoimi udami trochę jak dziwka,
bardziej jak dziewięciolatka czekająca
z przejęciem na pierwszą komunię.
Czułam nawet zapach kadzideł i łagodny wzrok
marmurowego Chrystusa na włosach.
Potem już tylko coraz głośniejsze stukanie
kołatek, wirujący na języku kosmos


ZA MOSKITIERĄ
Robisz to ukradkiem, przy matce drzemiącej w wiklinowym fotelu.
Początkowo z wahaniem, potem coraz szybciej, coraz bardziej bezwzględnie.
Jakbyś chciała przebić te wszystkie kolorowe baloniki, kwiatki na tapecie.
Wydłubać oczy uśmiechniętym bezrozumnie misiom.

Masz tylko to – powieki pełne plastikowych doboszy.
Wygrywają na bębnach coraz to szybsze melodie, wyginają ciała w coraz to innych pozycjach,
a ty czujesz się jak w sobotnie poranki, gdy rozkołysanym krokiem
opuszczasz targowisko, ciężka od zapachu melonów i cytryn.

Rumieńce tłumaczysz gorącem, lepkie palce zapomnianym lizakiem,
który matka kilka dni wcześniej wsunęła ci pod poduszkę

 

PROŚBA
Nie chcę już dłużej uciekać. rozpędzać się na oblodzonym
parapecie, huśtać pod linami wysokiego napięcia. Objadać
życiem na stojąco, parząc tłuste palce. Potem wymiotować
w plastikowy kubek i znowu stawać w kolejce do lady.

Zamiast pocałunku – seks, zamiast snu - drzemka na peronie,
nawet książki czytam cztery jednocześnie.
Z trotylem pod abayą nie można przecież zwyczajnie
przechadzać się po parku, lizać lodów w wiklinowym fotelu.

Rozbierz mnie wreszcie. Do skóry, włosów, bieli paznokci.
Krzyku tłumionego zapinką zegarka. Wyjmij z ręki granat,
zatrzymaj

Jerzy  Mamcarz – poeta, kompozytor, pieśniarz, satyryk, konferansjer, członek Związku Artystów Scen Polskich (egzamin  u prof. Aleksandra Bardiniego), członek Związku Polskich Autorów i Kompozytorów ZAKR - sekcja literacka (przewodniczący Literackiej Komisji Kwalifikacyjnej), Stowarzyszenia Autorów ZAiKS -€“ sekcja literacka i kompozytorów, Stowarzyszenia Artystów Wykonawców STOART, w latach 2014-2016 członek Zarządu ZAKR, od 2016 członek Zarządu Związku Zawodowego Twórców Kultury, założyciel i  prezes Stowarzyszenia Warszawska Scena Bardów (od 2006r), pomysłodawca i dyrektor artystyczny Festiwalu im. Jonasza Kofty „Moja Wolności”, który odbywa  się  od  2006 roku.  Absolwent Politechniki Krakowskiej. Urodzony 31.07.1952 w Mielcu.

Biografia
Był laureatem konkursów i przeglądów m.in. w Myśliborzu, Olsztynie, Toruniu, Wałczu, Tarnowie, Krakowie, Rzeszowie. Uczestniczył w wielu Warsztatach Piosenkarskich w Lublińcu. W latach 1980-1981 był  członkiem Kabaretu Piwnica  pod  Baranami.  Po egzaminach w 1982 roku u prof. Aleksandra Bardiniego w latach 1983–1988 pracował w kabarecie Ostatnia Zmiana przy ZPR Warszawa m.in. z J. Himilsbachem, A. Dymszówną, J. Cnotą, W. Niderausem, S. Zachem, B. Wrocławskim. W latach 1988–1989 współpracował z Młodzieżową Agencją Koncertową w Warszawie m. in. koncerty z Tomaszem Raczkiem pt. „Ze sztuką na Ty”. Od 1990 roku  wykonuje  autorskie, poetycko- satyryczne recitale oraz  prezentuje  z własną  muzyką  poezję  współczesną.

Telewizja emitowała jego recitale „Na początku słowa” reż. Marian Ligęza i „Jeszcze skrzydła mam odrosną” reż. Barbara Sałacka, zrealizowane w Gdańsku i Warszawie dla TVP2. Wydał kasetę i płytę CD – (Polskie Nagrania Edition 1997) pod tytułem „...jeszcze tańczą ogrody”, nagraną z orkiestrą Zygmunta Kukli oraz książkę poetycką pod ww. tytułem (Dom Wydawniczy Bellona 1998) z wierszami i tekstami piosenek, które zinterpretował graficznie Krzysztof Litwin. W 2009 roku ukazała się jego płyta pt. „Lustrum” (Fonografika), która zawiera utwory nowe, nagrane z Marcinem Partyką oraz utwory z archiwów Polskiego Radia w Warszawie i Rzeszowie. Na Festiwalu OIRT Redakcji Rozrywki w Pradze w 1989 roku reprezentował Program 3 Polskiego Radia, co zaowocowało recitalem na Tage der Leichten Musik w radiu Hessischer Rundfunk we Frankfurcie n. Menem, gdzie wykonywał własne utwory w tłumaczeniu prof. Zdzisława Wawrzyniaka. W  2012  roku  obchodził  jubileusz  pracy  artystycznej  w  SCK w Mielcu, z udziałem  m.in. Zbigniewa  Zamachowskiego, Olgierda Łukaszewicza, Marka Bałaty. W 2016 roku  wydał  płytę CD pt. „Romans  na  łyżworolkach” ( D: Warner Music Poland), która  zebrała  znakomite  recenzje, a  promująca płytę  pieśń „Zbyt późno” była  Piosenką  Dnia  Jedynki.

Pieśń z płyty „…jeszcze  tańczą  ogrody” pt. „Śmieszna lub smutna piosenka o Don Kichotach” wiele miesięcy gościła, a 3 miesiące zajmowała 1. miejsce na Liście Przebojów w kategorii Piosenka Literacka w I Programie Polskiego Radia.

Z recitalami występował m.in: w Teatrze Rampa, w Starej Prochowni, w Teatrze na Woli, w klubach i kabaretach: Piwnica pod Baranami, w Klubie Aktora, w Klubie Pod Harendą, w kabarecie Loch Camelot, w cyklach: Ogrody Frascati, Galeria Śpiewających Poetów, Poznaj Bardów. Wielokrotnie w koncercie Premiery w ramach Międzynarodowego Festiwalu Bardów OPPA w Warszawie. Występował w programach radiowych i telewizyjnych, jak Muzyczna Jedynka, Poranek z Polsatem, Kawa czy Herbata, Halo Polonia, Pytanie  na  Śniadanie, Akademia Rozrywki w Programie 3 Polskiego Radia.

W programach łączy nastrojową poezję z satyrą. Wykonuje recitale w pełni autorskie, jak również sięga po twórczość współczesnych polskich poetów( Zb. Herbert, Cz. Miłosz, ks. J. Twardowski, W. Szymborska, T. Różewicz, St. Barańczak). Tworzy także kalambury, aforyzmy, sentencje, które oprawia tytułem „krótkie mieszkanka”. Jest autorem nowych pojęć anegdotyk i przewodnik poetycki.

Jest  prezesem Stowarzyszenia Warszawska Scena Bardów  oraz  wykonawcą  i konferansjerem, koncertów "Warszawska Scena Bardów”, którą tworzą m.in. Andrzej Brzeski, Piotr Bakal, Krzysztof Daukszewicz, Andrzej Garczarek, Jerzy Filar, Stanisław Klawe, Ryszard Makowski, Tomasz Szwed, Kuba Sienkiewicz.
Przygotował  i  prowadził  koncert „Bardowie ZAKR” (z okazji 60 lat istnienia Związku) oraz w 2015 roku również prowadził             w teatrze  Rampa” Koncert Jubileuszowy 70  lat Związku  Polskich  Autorów i  Kompozytorów  ZAKR”.
Jerzy  Mamcarz jest ponadto pomysłodawcą  i  dyr.  Festiwalu im. Jonasza Kofty „Moja Wolności”, w ramach którego organizowany jest konkurs wokalny dla młodych wykonawców. Po  kilku  latach Festiwal stał  się  jednym  z  najważniejszych  festiwali poświęconych piosence  artystycznej.  Z  okazji jubileuszu  10  odsłony  Festiwalu wydał wspólnie  z  Centrum Promocji Kultury Praga-Południe, współorganizatorem festiwalu, podwójną  płytę „Laureaci Festiwalu  im. Jonasza Kofty Moja Wolności 2007-20015”.

Dyskografia
„...jeszcze tańczą ogrody” (Polskie Nagrania Edition 1995) (MC)
„...jeszcze tańczą ogrody” (Polskie Nagrania Edition 1997) (CD - z orkiestrą Zygmunta Kukli)
„...jeszcze tańczą ogrody” (Dom Wydawniczy Bellona 1998) (książka z interpretacjami graficznymi Krzysztofa Litwina + CD)
„Spojrzenia dotyk - prawie erotyk” 2005 /MAART/ (singiel ze Zbigniewem Jakubkiem)
„Bardowie ZAKR” 2006 (2xCD) /WSB/ (opracowanie i udział)
„Lustrum” 2009 (CD) /WSB, Fonografika/ (m.in. z Marcinem Partyką)
„Romans na łyżworolkach” 2015  D: Warner Music Poland
„Laureaci Festiwalu im. Jonasza Kofty Moja  Wolności 2007-2015” 2x CD (układ, wybór i opracowanie) Wyd. WSB i CPK Praga-Południe

Telewizja
1985–1986 Zapiski Kabaretowe Bogdana Wrocławskiego TVP Gdańsk reż. Marian Ligęza dla TVP 2 cykl 5 odcinków
1987 Recital Na początku słowa TVP Gdańsk reż. Marian Ligęza dla TVP 2
1990 Recital Jeszcze skrzydła nam odrosną reż. Barbara Sałacka TVP 2
2008 Film biograficzny reż. Andrzej Potocki TVP Rzeszów

Nagrody i wyróżnienia
1977 Giełda Piosenki Rzeszów, I miejsce z zespołem wokalnym Limbus Fatuorum
1978 Spotkania Twórców i Wykonawców Piosenki Autorskiej STiWPA Myślibórz
1979 Towarzystwo Kultury Teatralnej -  Złota Odznaka Recytatora, wręczona  w czasie Festiwalu „Śpiewajmy Poezję” Olsztyn 79
1979 OMPP Toruń
1980 Giełda Piosenki Rzeszów, I miejsce
1980 Turniej Recytatorski Wałcz, I miejsce, w kategorii poezja śpiewana
1980 konkurs  „O Laur Pogórza” organizowany przez  Teatr im. Ludwika Solskiego w Tarnowie, I miejsce
1980 Old Folk Meeting Kraków, I miejsce
1981 Giełda Piosenki Rzeszów, I miejsce
1995 Nagroda Prezydenta Mielca
2012 „Zasłużony dla Kultury Polskiej” - tytuł nadany przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego
2012 medal  Prezydenta Mielca  „Sercem Mielczanin”
2014 medal 50 lat Towarzystwa  Miłośników Ziemi Mieleckiej
2016 Srebrny Krzyż Zasługi  nadany  przez Prezydenta RP >>>
2019 Brązowy Medal Zasłużony Kulturze Gloria Artis
2022 Złoty Krzyż Zasługi  >>>
2022 Nagroda ZAiKS-u >>>

Prywatnie
Wraz z żoną Barbarą, filologiem, mieszka w Warszawie. Utrzymuje stały kontakt ze swoim rodzinnym miastem, współpracuje z Grupę Literacką Słowo przy TMZM w  Mielcu, gdzie publikuje w zbiorowych wydawnictwach nowe wiersze.

Zmarł 17 XII 2023 roku, pochowany na Cmentarzu komunalnym w Mielcu (VII/2/2).

więcej  na stronie internetowej Jerzego Mamcarza  www.mamcarz.art.pl


Benefis  Jerzego  Mamcarza,  40-lecie  pracy  artystycznej

W  koncercie  Jubileuszowym Jerzego  Mamcarza,  z  okazji  40-lecia  pracy  artystycznej,  udział  biorą: Marek  Bałata, Krzysztof  Heering, Stanisław  Klawe, Olgierd  Łukaszewicz, Zbigniew  Zamachowski, Andrziej  Szęszoł z  zespołem  i  3  Zmiana w  składzie:  Wacław  Firlit, Zbigniew  Maniak, Agata  Kusek, Jasiek  Kusek, Kuba  Blokesz, Waldemar  Ruda.

Benefis  odbędzie się 11  maja  2012 roku o godzinie 19:00 w sali widowiskowej Domu Kultury SCK  w  Mielcu.  Bilety w cenie 20 zł - sala, 15 zł -  balkon, do nabycia w  kasie  kina  Galaktyka (czynna  godzinę  przed  każdym  seansem)  oraz  w  pokoju nr 10  I p. DK SCK w godzinach 8:00 - 15:00.

 


Siena

Sienne miasteczko
otwiera okiennice
mury obronne
przekraczają ludzie
tropiciele miejscowych marmurów
przemykają grupami
za krokiem zwiadowców

mówią o walce
gotyku francuskiego
z tradycją geometrycznych kształtów
o dramatycznej ekspresji rzeźb
o Pisano
to wszystko

zdobyta św. Katarzyna
zdobyta katedra
zdobyty rynek
zdobyte freski
zdobyte kamienice
zdobyte pamiątki

zdobyta Siena
w cztery godziny

pora na obiad


z tomu „Ponte – przewodnik poetycki Italia”


Mój równoważnik

Przepraszam cię
słowo
że skąpcem w pieszczotach
zostałem ostatnio
ze nie kołyszę
twojego echa
w zazwyczaj chętnej
małżowinie
że pozwoliłem ci nałożyć
potoczne szaty
wyświechtane
z odrobiną naftaliny i wysuszonym molem
że nie chciałem cię
odkryć
z wieczną naiwnością dziecka
że nie poszukiwałem cię
by spotkać nagle
w wyśmienitym towarzystwie
powracające z niebiańskiego rautu

za to, że wypluwałem cię
wyjątkowo – użytkowo
najchętniej w równoważniku

- przepraszam Cię
słowo
daję
ze tak jest

z tomu „Żeby lub Żaby”


Romans na łyżworolkach

Od dni poczętych
do ostatnich
w rodzeniu słów
na wyrost
Jak ćmy szukamy trochę światła
Biegniemy po
miłość

koniec epoki
dekadentyzm
bis może lepiej bi
znajoma
guma do żucia
maraton otwartych
drzwi

Serca na wynos, serca na wynos
miłości Piza – Hut
promocja uczuć, promocja uczuć
dogodny pakiet rat
To romans
na łyżworolkach
z rabatem na szczęście trwałe
najnowsza receptura
na żucie doskonałe

Absolutnie masaże, masażystki
Absolutnie, potrzeba nagła
Absolutnie, zagrają maszyniści
albo tu zagra viagra

Zmierzch dawno
po premierze
przymierza chłodny płaszcz
czy ty naprawdę wyszłaś
czy tylko za mną
grasz?

Serca na wynos...


z tomu „Żeby lub Żaby”

 


Sz. P. Fillipo Brunelleschi

podobno
w XV wieku
wygrałeś przetarg
na prace budowlane
jako zupełny amator

- to nawet teraz jest możliwe

znalazłeś sposób
na bezpieczną, łatwą
wędrówkę ku górze

- dziś byłbyś politykiem

tysiące osób podziwia
jak obliczyłeś
jak wykonałeś
kopułę w Santa Maria del Fiore

inni zaś plotkują
że nie umiałeś czytać

- jeżeli to prawda
to na pewno nie było Ci to potrzebne


z tomu „Ponte – przewodnik poetycki Italia”


Mielecki bard

Rozmawiamy z Jerzym Mamcarzem – pieśniarzem, kompozytorem i poetą. Mielczanin od wielu już lat mieszkający w Warszawie, ciągle identyfikuje się z Mielcem ale jak deklaruje...


Powspominajmy stare czasy, wyrastał Pan w cieniu mieleckich ośrodków kultury. Związany był Pan również z naszym Domem Kultury, oczywiście...

Najdłużej. To były głównie lata 70-te, a od końca 1982r.uprawiam zawodowo piosenkę autorską. Wtedy miałem możliwość wielokrotnie reprezentować środowisko artystyczne Mielca, na różnych przeglądach, konkursach czy festiwalach. Po egzaminach w Ministerstwie Kultury, u prof. Bardiniego, moja działalność zaowocowała pracą w kabarecie w Warszawie. Był to kabaret Ostatnia Zmiana, w którym pracowali m.in. Anita Dymszówna, Jerzy Cnota, Piotr Skarga, Stefan Zach, a także Jan Himilsbach. W ciągu 5 lat odwiedziliśmy wszystkie większe miasta i ośrodki w kraju. Potem był krótki epizod współpracy z Tomkiem Raczkiem, gdzie prezentowaliśmy koncerty pod hasłem „Ze sztuką na ty”. Natomiast od koncertu w Pradze, gdzie reprezentowałem pr. III PR na festiwalu OIRT, czy jeszcze później po Tage der Leichten Musik w Hessischen Rundfunk we Frankfurcie n. Menem, a może bardziej trafnie, po moim drugim recitalu telewizyjnym zarejestrowanym na Woronicza, zacząłem funkcjonować jako wykonawca samodzielny, który prezentuje swoje recitale. I tak zostało do dzisiaj.

Jak trafił Pan do Piwnicy pod Baranami?

Pod koniec moich studiów na Politechnice Krakowskiej, na tejże uczelni zorganizowano konkurs Old Folk Meeting, który wygrałem. Przewodniczącym jury był znany grafik i działacz Instytutu Katyńskiego Adam Macedoński. To właśnie Adam zaprowadził mnie do Piwnicy i przedstawił Piotrowi. Piotr Skrzynecki z Jackiem Zielińskim przesłuchali moje pieśni. Piotr powiedział: Dobrze, dziś wieczorem zaczynasz występy w kabarecie. Tak się zaczęła moja przygoda z Piwnicą, przerwana po roku przez stan wojenny. Później były pewne powroty i luźna współpraca.


To za Pana pośrednictwem Piwnica pod Baranami na początku lat 90 zawitała do Mielca...

Miałem przyjemność wystąpić w tym koncercie. Przyznaję, było to duże wydarzenie dla miasta. Można powiedzieć, że jeżeli chodzi o tzw. wrażliwość artystyczną, rodzaj estetyki, ostrogi artystyczne, to zdobywałem je właśnie tam, w piwnicznych zakamarkach. Jest to o tyle istotne, że gdziekolwiek bym nie pojawił się z moim recitalem, recenzenci mówią, że słychać w nim echa krakowskiej nuty.

Należy pan do grona nielicznych piszących poetów, którzy jednocześnie poprzez swoją działalność estradową popularyzują poezję. W Starym Dobrym Małżeństwie występuje na co dzień również poeta Adam Ziemianin – który tą drogą prezentuje swoje utwory publiczności. Poezja śpiewana dociera do ludzi lepiej niż tomik poetycki?

Funkcja muzyki w przypadku piosenki poetyckiej jest służebna. Chodzi o to, żeby wiersz nie tyle dopełnić, co przekazać w formie bardziej strawnej, z ludzką twarzą. A wtedy okazuje się, że poezja to nic strasznego, trudnego i odległego, że można ją namacalnie odczuć i w pełni zrozumieć. W przypadku bardzo intelektualnej i skomplikowanej poezji taki utwór może wymagać wielokrotnego słuchania, ale zawsze jest przynajmniej ta pierwsza warstwa znaczeniowa, która mam nadzieję, zawsze dotrze do słuchacza.

Czy określenie poezja śpiewana pasuje do pańskiej twórczości?

Poezja śpiewana to: słowa mówione, muzyka grana. Jest taka definicja kabaretowa i jest coś w tym prawdy; ponieważ śpiew jest to mówienie, tyle że na dźwiękach. Ja unikam tego sformułowania, ponieważ w tym co robię zawsze interesowało mnie, oprócz naprawdę dobrego słowa, które czerpię również z twórczości polskich poetów współczesnych od Barańczaka po Herberta, to żeby każdy utwór miał pewien charakter, żeby to nie było wykonywanie jednego utworu, tak jak w przypadku wielu moich kolegów, którzy śpiewają całe życie jedną pieśń i ewentualnie zmieniają tekst. W warstwie muzycznej moich utworów pojawiają się na przykład rytmy samby czy tanga. Jest różnorodność, jeśli chodzi o dynamikę jak i stronę słowną.



Ma pan bardzo interesujący tembr głosu i świetną dykcję, a to cechy nie zawsze obecne u wszystkich bardów estrady...

Moi koledzy bardzo często swoją drogę rozpoczynali od pisania tekstów. Poziom literacki, tego co pisali, upoważniał ich do występów na scenie. U mnie rzecz wyglądała inaczej. Najpierw uzyskałem zawód artysty estrady. Zostałem członkiem ZASP-u, czyli związku odtwórczego, bo taka jest rola aktora, czy niejednokrotnie osoby występującej na scenie. Rozpocząłem od wykonywania cudzych tekstów, najpierw ukształtowałem, można to tak nazwać „aparat wykonawczy”, będąc wielokrotnie uczestnikiem Ogólnopolskich Warsztatów Piosenkarskich, pod okiem znanych wykładowców Akademii Teatralnych i Muzycznych jak: Ewa Mentel, Lech Terpiłowski, Zbigniew Górny, Janusz Kondratowicz czy Andrzej Ibis-Wróblewski, który zaakceptował moje pierwsze próby literackie i zachęcał do pisania. Stąd teksty autorskie pojawiły się trochę później. Tekst jest rzeczą najistotniejszą w tym co robię, ale warstwa muzyczna stanowi ważne dopełnienie.

Uprawia pan sztukę trudną, nie komercyjną – jaki jest odbiór tego rodzaju gatunku twórczości muzycznej? Przychodzą ludzie na koncerty?

Udaje mi się dotrzeć do różnych pokoleń. W ostatnim okresie najwięcej recitali zagrałem w Warszawie , np. Klub pod Harendą, Klub Aktora, w ramach Ogólnopolskiego Przeglądu Piosenki Autorskiej OPPA 2005, w teatrach: Rampa, Na Woli, Stara Prochownia, w Ogrodach Frascati, w cyklu Galeria Śpiewających Poetów, który ma miejsce w warszawskich muzeach literatury, w większości Ośrodków i Domów Kultury Warszawy, ale bywa że wyjeżdżam do ciekawych miejsc w Polsce, jak Muzyczna Owczarnia, znakomity klub w Szczawnicy-Jaworkach. Ta grupa słuchaczy może nie jest zbyt liczna, ale utrzymuje się od wielu już lat na stałym poziomie. A poza tym teksty, które wybieram lub piszę są komunikatywne i czytelne. Staram się aby pojawiały się w moich recitalach elementy satyry, w formie doskonałej pożywki dla inteligentnych ludzi.

Media, a telewizja zwłaszcza kierują się głównie kryterium oglądalności, pragną przyciągnąć masowego widza. Gatunek, który Pan uprawia rzadko gości w ich ramówkach…

Kryterium oglądalności powinno jedynie dotyczyć mediów komercyjnych i wtedy to jest zrozumiałe, ale ściganie się telewizji publicznej, która ma wpływy z budżetu i abonamentów, z komercyjną, jest wychowawczym samobójstwem. A gdzie kształtowanie gustów, misyjność…

Pomówmy o znakomitym, dwupłytowym wydawnictwie, w którym Pan uczestniczył i do którego realizacji walnie się przyczynił. „Bardowie ZAKR-u” – bo tak zatytułowana jest ta płyta - to rejestracja warszawskiego koncertu z okazji 60-lecia Związku Autorów i Kompozytorów Polskich ZAKR. Prowadził Pan ten koncert wspólnie ze Stanisławem Klawe, a wśród wykonawców same znakomitości...

Ze Stanisławem prowadziliśmy i występowaliśmy w tym programie. Pomysł, który zastosowałem do tego koncertu był taki, że zaprosiłem artystów o ugruntowanej pozycji, takich, którzy wykonują własne recitale i są członkami ZAKR-u. Jest tam: Krzysztof Daukszewicz, Piotr Bakal, Andrzej Brzeski, Stanisław Klawe, Ryszard Makowski, Marek Majewski, Kuba Sienkiewicz. Moją ideą było zintegrować warszawskie środowisko, co zresztą udało się, tak żebyśmy mogli od czasu do czasu pojawić się na większym koncercie wspólnie. Nota bene tym koncertem właśnie zainaugurowała działalność Warszawska Scena Bardów, jako stowarzyszenie, którego jestem prezesem. Od strony artystycznej, natomiast, myślę, że wspólnie się uzupełniamy i inspirujemy.

Czy płyta Bardowie ZAKR-u będzie miała edycję ogólnopolską ?

Wygląda na to, że tak. Radiowa Agencja Fonograficzna jest zainteresowana tym, aby tę płytę wydać. Będzie utrzymana forma dwukrążkowa, być może tylko z niewielką korektą. Warszawskie media interesują się tym materiałem. Paweł Sztompke, kierownik redakcji Muzyczna Jedynka, już parokrotnie na temat tej płyty i całego projektu wypowiadał się na antenie.


A może by tak nowy sezon kulturalny otworzyć w Mielcu tym spektaklem?

Bardzo chętnie. Byłaby to okazja pojawić się w Mielcu po latach przerwy. Program, który prezentujemy jako Kabaret Literacki BARDOWIE to ok. 3 godzinna propozycja intelektualna z mocnym akcentem na satyrę, co tworzy znakomitą zabawę.

Pamiętamy trzy Pańskie recitale w Mielcu. Bardziej znają pana w całej Polsce i w Warszawie, okazuje się, że Mielec nie jest zbyt łaskawy dla swoich artystów. Cóż, nikt nie jest prorokiem we własnym kraju.

Tak. To był chyba 98 rok, kiedy pojawiłem się tutaj z Krzysztofem Litwinem, z okazji otwarcia wystawy jego grafik (jak napisała Polityka wykonanych w stylu Chagalla) do moich wierszy, które wydała Bellona w tomie „ …jeszcze tańczą ogrody”. Trochę czasu już upłynęło, więc może to twierdzenie jest prawdziwe. Wywędrowaliśmy z żoną na stałe do Warszawy. Ale mamy tu dom i nadal chętnie i często do Mielca wracamy. Jestem u siebie i tam i tu.

Satyra to inna strona pańskiej działalności, znamy pańskie próby w tym gatunku – nie ciągnęło pana do kabaretu?

W kabaretach działałem, ale raczej od strony piosenki literackiej, jako przeciwwaga dla czystej satyry. Choć przyznam, że jest mi ona coraz bliższa, jak się dobrze przyjrzeć, większość moich utworów na pierwszy rzut oka bardzo poetyckich, ma podtekst satyryczny. Bo jedynie w tym widzę sens istnienia, żeby się uśmiechnąć od czasu do czasu.

Plany wydawnicze – przygotowuje pan dwa tomy poetyckie do druku..

Pierwszy: z cyklu przewodniki poetyckie, jest o Italii. Piszę głównie o architekturze, stąd do każdego obiektu przypisany jest wiersz o pewnych walorach poznawczych, Cieszę się, że prof. Wiktor Zin zadeklarował, że swoim piórkiem i węglem je zinterpretuje. Świat antyczny jest mi bliski, mam nadzieję, że jeśli się ukaże ten pierwszy tom, będą kolejne o Grecji, może Francji... Pan profesor namawia mnie żebym napisał jeszcze przewodnik po Polsce. Druga pozycja – wspólnie z Krzysztofem Krawcem przygotowałem tomik ”Żeby lub żaby”, który będą ilustrowały jego prace w technice malarsko – komputerowej. Obie pozycje oczekują na ukazanie się. Mam nadzieję, że to niedługo nastąpi.

Kroi się nowa płyta Jerzego Mamcarza?

Ona jest nagrana, jeśli chodzi o demo, już tak gdzieś od trzech lat. Przyznaję, że mało energii poświęciłem na to, by się ukazała. Warto by się tym zająć, ale niestety ciągle brakuje mi czasu.

A może książka z płytą, teraz to modne?

Ten układ już u mnie zaistniał, bo wydawnictwo Bellona dołączyło moją płytę nagraną z Zygmuntem Kuklą i muzykami jego orkiestry Kukla Band, do partii tysiąca sztuk mojego tomiku „...jeszcze tańczą ogrody”. W tej książce zastosowałem taki mój autorski pomysł, żeby każdy wiersz był narysowany, czyli zinterpretowany graficznie. Udało mi się namówić do tego projektu Krzysztofa Litwina. Myślę, że w przypadku tomu „Ponte, przewodnik poetycki - Italia” będzie podobnie, takie sprzężenie zwrotne, obie sfery: literacka i graficzna będą się wzajemnie przenikać.

Ostatnie pytanie - czy Piwnica pod Baranami przetrwa?

Trudno dać prostą odpowiedź na to pytanie. Na pewno przetrwa, tylko, jaka to będzie kondycja, to jeszcze trudno powiedzieć. Największa broń Piwnicy to środowisko krakowskich intelektualistów i jeżeli będzie pielęgnowała ich gusty, to przetrwa bez wątpienia.

Dziękuje za rozmowę

 

Urodzona 15 listopada 1961 roku w Mielcu, gdzie mieszka do chwili obecnej. Absolwentka Technikum Mechanicznego. Od dziecka interesuje się malarstwem, literaturą i dziewiarstwem. Członek Klubu Środowisk Twórczych przy Towarzystwie Miłośników Ziemi Mieleckiej im. Władysława Szafera w Mielcu. W malarstwie zajmuje się szczególnie portretem. Uczestniczyła w wielu plenerach i wystawach. Jej obrazy znajdują się w USA, Austrii i Niemczech. Jest autorką wielu utworów poetyckich, prozatorskich, bajek, esejów i innych.


Córki dobrych Ojców

O córki dobrych Ojców,
myśli święte,
co macie malutkie rączki,
gdy się modlicie pięknie,
wy kobiety wychowane
u matki Teresy,
by czuwać nad życiem,
niemowlęcia i starca,
by ukochać w ramionach,
wszystkie biedy Dauna.
O córki dobrych Ojców,
damy filigranowe,
najpiękniejsze staruszki,
najlepiej wykształcone,
na skromności i pokorze.
O córki dobrych Ojców,
ubrane w odwagę,
gdy budujecie słowem
najpiękniejszą mowę,
by błyszczały pałace,
od szarych diamentów,
a Matka Najświętsza,
od klejnotów bohaterstwa.
O córki biednych Ojców,
nauczone życia,
w szkole najdroższej,
w szkole cierpienia,
gdy łzę przełyka cisza.


Różańcowe okruchy

Zagłaskany strumień łez,
wycisza się,
zbytniej osobistej troski,
by zapomnieć o codzienności.
Teraz święto będzie radości,
perlistych śmiechów zbyt niedorosłych.
I księżne wszystkie uroczyste,
już idą rozłożystą drogą
zimowych lasów,
nadwrażliwie nasłuchujące
jęków głodnych ptaków,
więc hojną dłonią,
same głodne,
częstują gości skrzydlatych,
jakby aniołów spragnionych modlitwy,
módl się, módl,
na okruchach różańców.


Cichością poranka przebudzeni

Pięść się zaciska i otwiera,
kropla, łza,
po nierównościach jej drogę
sobie wybiera.
Głęboko w nocy po kątach wiersz
się snuje,
białymi niewinnościami,
koronki misterne,
alabastrowych katedr buduje.
Śpij, śpij cichością Twą poranną,
lekko płynącą łzę,
świeżość poranka utuli,
w wielkie ramiona,
drżące ciało w zgrzebnej koszuli
i białe bose stopy,
idące tam gdzie pierwszy dotyk,
śnieżnych krajobrazów
i szczytów lodowych.
To dzień zimowy się budzi od Pana Boga
dla wszystkich ludzi.


Księżyc

Wśród świateł latarń o wieczorze,
mgły się skradają,
wilgotnosłodkie,
a z okien patrzą wszyscy świata
domatorzy,
jakby ulicami tłumem szły,
białe anioły,
a z nimi sowy świecą oczami,
i nietoperze straszą psimi
pyszczkami.

Ref.
To jesień hrabina nad hrabinami,
jakby wyszła
z mokrych spleśniałych cmentarzy,
a liście z drzew się sypią,
wariackim tańcem,
to balet wszystkich świata wariatek.

A tam zobacz to on wielki księżyc,
o którym róże czerwone,
plotkują szeptem,
w tańcu samotnym,
księżyc nad księzyce,
wariat nocy nad wariatami,
patrzy srebrnymi na świat oczami.


Bezsenne noce

Nie zasmucaj się chwilo, gdy
kłopotów tysiące,
tak cię wiążą i męczą po nocach bezsennych.
To dzień dniowi, to cierpienie, cierpieniu,
jedno ochłodę niesie drugiemu,
choć jakby nic się nie zmienia,
ale czas płynie i minuty zbiera,
aby łódź twa na wielkie morze wypłynęła.
I coraz mniej biedy z każdym dniem,
choć patrzysz z przerażeniem w przyszłość
ostatni dzień, to chwila zwycięstwa
nocy nad każdą słabością,
bo już wolne twe ręce i nogi, już nie musisz,
biegać i mówić,
już nie musisz się bronić,


Prośba

Daj mi Boże sen głęboki,
aż zapomnę myśli swoich,
aż cisza mnie ogarnie,
uspokojenia,
od wszelkich strapień duszy,
co tak mnie męczą bezlitośnie,
jak sępy ciało szarpiące.
Daj mi Boże sen głęboki
abym zasnąwszy obudziła się
pogodna,
bez zgryzoty, co sercem moim
wstrząsa,
dusząc i oddech zabierając
jako wieczny koszmar się śniąc.
Daj mi Boże sen głęboki,
jako spokojne morze i słońce
we mgłach rosy.

Beata Pleban

Urodzona 21 czerwca 1971 r. w Żołyni  k. Łańcuta. Absolwentka II Liceum Ogólnokształcącego w Rzeszowie oraz studiów polonistycznych w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Rzeszowie. Mieszka w Radomyślu Wielkim, gdzie także pracuje jako nauczyciel języka polskiego w Szkole Podstawowej im. gen. Wł. Sikorskiego.

Wiersze pisze od najmłodszych lat. Niektóre z nich zostały wydane w antologii „Wiersze radomyskich poetów”. Jest laureatką konkursu literackiego „Na skrzydłach Ikara” ( wiersz „ Już kołyszą mnie”). Lubi opowiadania Bruno Ferrero i teatr. Interesuje się dziennikarstwem. Śpiewa w chórze „Echo” , działającym przy Samorządowym Centrum Kultury i Bibliotek w Radomyślu Wielkim.

Uważa, że poezja jest zwierciadłem, w którym odbija się wszystko to, co kochamy i czym się fascynujemy.

Pozwól mi
Pozwól mi Boże
uczyć, pisać i śpiewać
patrzeć w dziecięce oczy
dłoń w dłoni męża chować
tęsknić za wiosną
uciekać od zmartwień
włos dzielić na czworo
myśleć, wspominać
planować i czekać
pozwól mi Boże
żyć


Moje Westerplatte

Idę pod górę ścieżką stromą
podjętych obowiązków
Walczę o słuszne sprawy,
o które nie sposób nie walczyć
Od powinności moich się nie uchylam
W postanowieniach trwam
Niekiedy myśl się rodzi
by uciec, gdzieś się schować
Ale nie można zdezerterować
Każdy ma w życiu swoje
Westerplatte


Miłość
Dawna miłość
Prosta, skromna, zagubiona
Ta Cecylii i Jana
Ta zbawiona
A dzisiejsza
Szybka, z górnych półek, idealna
Czemu znowu rozwiedziona?


Istnieje taka miłość
Istnieje taka miłość głęboka
Oczekiwaniem serce wypełnia
Jeszcze nie widzi, a już kocha
I duszę dumą przepełnia

Istnieje taka miłość prawdziwa
Co patrzy w oczęta zawsze szczere
Co delikatne rączki w swoich skrywa
I wybaczyć potrafi tak wiele

Istnieje taka miłość radosna
Co rozkwita w uśmiechach na twarzy
Pocałunkami pachnie jak wiosna
I pozwala dziecku ciągle marzyć

Istnieje taka miłość zniewalająca
Co większej już na świecie nie ma
Co wczoraj, dzisiaj, bez końca
Taka miłość matki do córki i syna


Z Tobą
Mężowi
Jak wiele wspólnych wieczorów
Świtów rozbudzonych
Ile ulotnych spojrzeń
Rąk splecionych
W zakamarkach szarości
I w rozkwicie słońca
Jak wiele już lat z Tobą
I oby wiele do końca


Obawa
Drżę jak osika na wietrze
o jutrzejszy dzień
serce zamknięte w rozterce
niespokojny sen
Milionami spóźnionych chwil
idzie przyszłość
twarda jak orzech
wciąż nie do zgryzienia


Dlaczego
Dlaczego tak się stało Boże
Czy tak być musiało
Pytania dzisiaj mnożę
Jaki sens to miało

Odeszli najlepsi z nas
Mądrością, misją, wiarą
Dlaczego znów katyński las
Nie pojmę żadną miarą

Nadzieją czoło me zdobisz
Mimo że dusza się lęka
Ty Boże wiesz, co robisz
Choć po ludzku serce pęka

Na  zawsze
Szczęśliwy, co wolność odkrył
w skrzydłach rozpiętych
Roztańczone jego serce
dusza wniebowzięta

Otulony chmurami unosi się
w bezkresnej przestrzeni
Już ptakom nie zazdrości
nic nie pragnie zmienić

Chciałby tylko chwilę uchwycić
na zawsze, bo ciągle mało
Zbyt to jednak cudowne
by wiecznie trwało


Traviaty pejzaże
W kulisach serce drży
Gdy pierwsze dźwięki słyszę
To wcale mi się nie śni
Już czas rozpocząć grę

Violetty śpiew rozbrzmiewa
Ja tutaj jestem? - tak
I myśl we mnie dojrzewa
Że to szaleństwa smak

Uniesiona Adamka batuta
Piękne solistów twarze
Orkiestry za nutą nuta
Traviaty to pejzaże

Szalony bal aż do świtu
Cudowny pląs Cyganek
Chór matadorów z Madrytu
Scena za sceną wyśpiewane

Na chwałę i cześć miłości
Która do wyrzeczeń zdolną była
Łzę roniąc w samotności
Zranić nie potrafiła

Spotkanie zakochanych
O wspólnej przyszłości marzenia
Skupienie na twarzach zebranych
I szczere widowni wzruszenia

Wątłe ciało chorobie ulega
Przed oczyma życie się przewija
Ostatni czuły gest Alfreda
I nagle wszystko cicho mija

Już czas zakończyć grę
To wcale mi się nie śni
Ostatnie brawa słyszę
A serce ciągle drży


Sumienie
Sumienie nie milkniesz
Gdy wokół hałas nieznośny
Sumienie nie milkniesz
Gdy cisza w uszy kłuje
O sędzio sprawiedliwy!
Ty zawsze pracujesz


Nie zapomnij

Martwisz się, biegniesz, kupujesz co trzeba
By móc żyć na tym świecie
Ziemia jest tylko przystankiem do nieba
Czy pomyślałeś o bilecie?

Urodzona 22 stycznia 1954 roku w Rzeszowie. Tam też ukończyła II Liceum Ogólnokształcące oraz studia w Wyższej Szkole Pedagogicznej. Z wykształcenia rusycystka i polonistka. W zawodzie nauczyciela przepracowała 35 lat, w tym 33 lata w Szkole Podstawowej im. Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Tuszymie. Od września 2011r. przebywa na emeryturze. Zakochana w poezji Haliny Poświatowskiej.

Od kilku lat stara się ujmować swoje uczucia w strofy. Autorka licznych wierszy oraz haiku, w którym się specjalizuje. Publikuje swoją poezję na Zaszafiu / www.zaszafie.pl /, pod pseudonimem "belferka" oraz na blogu www.zanaar.bloog.pl

Artykuły:
W lustrze babiego lata Elżbiety Pyzik

u schyłku

za progiem tyle dróg
śnieg szarości wybiela
sumienie usypia
stary rok kartki liczy
odmierza godziny
upadki Ikarów do wora wciska
cichy poblask kominka
drogę w przyszłość wyznacza
ryzyko porażki myśli odważne
przywołuje do poziomu morza
nawet niżej do depresji
obarczona pękatym brzemieniem doświadczeń
czekam na ruch ze strony przybysza

bezsenność
Stado baranów
sięgnęło Jakubowej drabiny

Myśli z prędkością światła
bombardowały umysł,
plącząc postaci i wydarzenia.

Zegar na wieży kościelnej
kończył kolejny pracowity dyżur.

A ona?

Ona prężyła się zalotnie
na poduszce snów.
Bezsenność jestem
- szeptała.

Rodzicom
ciemne ramiona krzyża
ozdabiam kirem bólu z którym potrafię już żyć
kwiaty chryzantem
wkładam do wazonu
by czuły się jak firanka wspomnień
odprowadzona w ostatnią drogę
zapalam świeczkę pamięci
by poczuć ciepło Waszych serc
wrastam w płytę chodnika
i trwam i prowadzę monolog
który nie dokończy niedomówionego

***
tylko w poezji
duszę swą odsłaniam
na chwil kilka
a ramiona twe
otwarte są
na moje słowa
zamykam miłość naszą
i strzegę przed światem
odkrywam prawdę
między wierszami
wybiegam na spotkanie
i spełnienie
jestem wolna od myśli
spokój burzących
mój świat ze snu
prawdziwy się staje
i kochać mi wolno

dłońmi ramion dotykam
i skrzydła wyczuwam


lubię
zatrzymywać cię wierszem
nad kubkiem kawy porannej
kiedy samotność strwożona
umyka w zastygłe ramiona nocy

a ty
kreślisz mój portret
pocałunkiem słów nie wypowiadanych
pragnieniem miłości
która syci nie karmi

dotykiem dłoni
przemierzającym sny
do miejsc nieznanych

i jestem twoją Ewą
w chaosie przemijania

***
gdy jesień na dobre zagości
w mych progach
babie lato zwiąże w kokardę
rozpierzchłe marzenia

na tafli lustra
zakreślę palcem twe imię
a noc zaczesze biel włosów
bolesnym wspomnieniem

lekcję nadziei będę odrabiać
do ostatnich godzin snu


kocham
spokój moich myśli
gdy tuż obok jesteś

szybkie ruchy dłoni
wygładzające drogi zmarszczek

tak radosne lustro wnętrza
jak o świtaniu łąka kwiatów

rozciągam po naszym niebie
aby jawą się stały
niedomalowane do końca tajemnice

słowami wypełniam usta
o podróży wspólnej

bo ciągle jesteśmy spóźnieni

więc może tym razem
zdążymy
na wspólne przemijanie


jutro
jest czekaniem
do miejsc nienazwanych
gdzie wiatr rzeźbi dla nas
przystań dni

gdzie o poranku
nieskalanym żadnym błędem
oddechy wyrównuje
wygładza wgłębienie
na poduszce twoich oddaleń

dłonie w dłoni układa
rozpala zmysły poezją syte

a księżyc
drogę pospiesznie
wśród gwiazd wymiata
romantyk stary

Haiku

***
na moim niebie
słońce twe imię kreśli
słów brak emocjom


***
pierwszy przymrozek
chryzantemy na grobach
wartę skończyły

***
z nieba błękitu
spływają tchnieniem wiosny
poezji skrzydła


***
przez iskry w oczach
tchnienie na ego spływa
trwa lato w sercu


***
ty ja i lato
zauroczeni wizją
czasu przyszłego

***
kończący się dzień
kartka zapisana
drobną czcionką serca

***
maturę zdaje
sędziwy kasztanowiec
powtórka za rok

***
rozterki duszy
na wietrze chorągiewka
przeciągam strunę

***
wypiję kwartę lata
chwycę słońce w locie
utonę w marzeniach

***
zapach lata
w pamięci zapisany
kłosami zboża

***
zamknęłam myśli
w haiku napisanym
barwami lata
***
przymrozek na trawie
rozpuszcza się wraz z cukrem
w filiżance kawy

***
po winorośli
przemknął słońca promyk
rodzynków żniwa

***
płomienie wspomnień
jak żywe na granicy
życia i śmierci

***
wełniane skarpety
mole wyżerkę zrobiły
a mróz trzyma

***
radośnie białe
róg Amaltei skradły
szlak nieprzetarty

***
woda się marszczy
wiatr chmury rozwiesza
pragnę spokoju.

Urodził się w 1971 roku w Sanoku, a od 1976 roku mieszka w Mielcu. Tu ukończył Szkołę Podstawową nr 5 a następnie Technikum Budowlane. Interesuje się poezją i uprawia malarstwo sztalugowe. Wiersze zaczął pisać w wieku 25 lat. Zadebiutował w TR "Korso" wierszem pt " Modlitwa narkomana"(pierwotny tytuł "Modlitwa szarego człowieka we mgle).Od kilku lat pisze do szuflady, od 2010r należy do Grupy Literackiej "Słowo".

„MODLITWA SZAREGO CZŁOWIEKA – WE MGLE…”

Zimna szarość- niczym wiosna,
Nieprzetarte ścieżki kryje,
Dumna, wolna, bezlitosna,
Bezszelestnie mgła się wije…

Choć odwieczne są to prawa,
I przyrody strona jedna,
Źle, gdy siła się jej wzmaga,
Gdyż istota ludzka biedna…

Mgła swą biel wciąż rozpościera,
Na granicach tego świata,
Pustkę ma za przyjaciela,
Ze słabością wciąż się brata…

Pod jej płaszczem wszystko ginie,
Kształty, cienie, promyk słońca,
Nawet człowiek, co przy winie,
Upatruje wciąż jej końca…

Niczym czas jest nieuchwytna,
Chociaż mniejsze stawia kroki,
Dusza, która nie jest sprytna,
Pozna ból i strach głęboki…

Przy jej gęstych, mocnych sidłach,
Wzrok sokoli to potęga,
Szary człowiek przy mamidłach,
Po omacku celu sięga…

Lecz daremną jest to próbą,
Przy okrągłym życia kształcie,
Wie to człowiek, co przed zguba,
Wznosi modły swe zażarcie…

Mgła, jak niegdyś, bez wzruszenia,
Swoje karty wciąż wykłada,
Szary człowiek do kamienia,
Swą kamienna twarz przykłada…

Wzrok ma smutny, zapłakany,
Ręce wznosi swe do góry,
Los przeklina, co mu dany,
Gdyż nie sprawdza się raz, który…

W zbożu, w polu pięknym,
Gdzie przez mgłę przykryta droga,
Człowiek głosem zachrypniętym,
Zwraca się do swego Boga…

„ Panie –światła i ciemności,
Ty, co władasz ludzką duszą,
Pełen serca i litości,
Czemuż ludzie grzeszyć muszą…?


Czemu świat ten, dzieło Twoje,
Ludzka ręka przeinacza,
A samotne serce moje,
Pełne smutku krew przetacza…?

Czemu błądzę, szukam celu,
Szczytu swojej własnej góry,
Wiem, przede mną było wielu,
Powiedz,– który jestem, który..?


Pozwól odkryć swe talenty,
Lub pomnożyć te, co dane,
Bym się nie czuł jak przeklęty,
Gdyż Twe dary zmarnowane…

Dodaj sił i mocy Twojej,
W każdym czynie mym, geście,
Choć powstałem bez swej woli,
Ja nie żyję –chcę żyć wreszcie…!

Chciałbym cofnąć koło zdarzeń,
Przeznaczenie znać do końca,
Uciec od swych ciągłych marzeń,
By na jawie dożyć końca…

Chcę dumnie patrzeć w oczy,
Przy ostatnim serca drżeniu,
Ludziom i tej mgle, co kroczy,
Wiedząc o własnym spełnieniu…

Pragnę silnym być i zdrowym,
By móc zwalczać ból, nieszczęście,
Chcę też być kimś wartościowym,
To jest moje własne szczęście…

Wiem, nie jestem godzien Panie,
Gdyż są innych większe żale,
Prosić o Twe zmiłowanie,
Im błogosław wiecznie, stale…!

Nie bądź dla mnie Panie srogi,
Wyzwól wszelkie dobro we mnie,
Wskaż mi koniec własnej drogi,
Mgłę okrutną weź ode mnie…!”

Szary człowiek wstał i poszedł,
Kamień został tylko niemy,
We mgle zniknął, a gdzie doszedł,
Nigdy tego nie zgadniemy…

Bez miary

Życie, — jaką też miarą należy cię mierzyć,
wielkością słów czy gestów — może własnych przeżyć,
skrywanych skrzętnie pragnień lub spełnionych marzeń,
może ciszą, hałasem — kołowrotem zdarzeń?..

A może tylko rytmem wschodzącego słońca,
blaskiem gwiazd i księżyca — na niebie bez końca,
potęgą własnych doznań lub też świadomości,
strachem albo odwagą, falą namiętności?..

Może stopniem własnego wzlotu lub upadku,
częstotliwością przeznaczenia i przypadku,
radością, bólem, odpowiedzią czy pytaniem,
kolejnym powrotem lub kolejnym rozstaniem?..


Jak by cię nie ujmować lub próbować mierzyć,
jesteś darem, wartością, którą trzeba przeżyć,
ogarnąć duszą, ciałem pośród miar liczności,
trzeba cię mierzyć miarą bez miary — miłości!

13.02.2005


Wieczności...

Wieczności — ileż mieścisz w sobie chwil życia,
Ile oddechu, tęsknoty, łez i miłości,
Czy wypełnia cię hałas, czy zupełna cisza,
Czy więcej jest w tobie smutku, czy radości?..

Powiedz… ile mieścisz wieków w swej wieczności,
Ile pełnych istnienia początków i końca,
Ile zdrad jest w tobie, a ile wierności,
Jak mam cię mierzyć — blaskiem księżyca czy słońca?..

Jak mam cię uchwycić lub, jakich słów mi trzeba,
Wszak nie mogę cię dotknąć i ująć w dłonie,
Tyś nieskończona jest niczym płaszczyzna nieba,
Powiedz, jaka też to moc w twym łonie płonie?!..

Cóż ci, więc zapewnia bezkształtność twojej formy,
Bezbrzeżne, przezroczyste ściany twego ciała,
Czemu tak trudno jest określić twoje normy,
I wszystko, co mieścisz, co wciąż w tobie działa?..

Czymże jesteś — wieczności, nieuchwytny tworze,
Własnym żyjesz czasem, czy znaczysz jego drogę,
Czy ktoś twe istnienie pojmie, lub zgłębić może,
Tak wiele jest pytań… czy jeszcze pytać mogę?..

Powiedz, — czym zatem jesteś, nieśmiertelny dziele,
Który drwisz i masz za nic zwykłe ramy życia?
Podobnie człowieka w jego ziemskim ciele,
Jakże daremne stają się więc serca bicia?!..

Wszystko, co łączy ducha z ciałem w całość,
Zatem — czy ja w ciebie, czy ty we mnie wnikasz,
Z braku odpowiedzi ogarnia mnie żałość…
Czy jesteś też w miejscu, czy ciągle gdzieś znikasz?..

Bo nie wiem już, czym jesteś i gdzie mam cię szukać?..

08.05.2008


Szkic

Samotność — Ty i ja — czas zamknął nas w swych słowach,
w dźwięcznym kształcie zdań, w nieznanej linii losu,
w bezbarwnym potoku, na falach przeznaczenia,
budując jakże nową, bezimienną prozę dnia…

Podążam za ciągiem słów oczami wyobraźni,
wsłuchując się w ich rytm, szukając Twojej twarzy,
próbuję sporządzić szkic słownego uniesienia,
odbity w literach kształt tajemnej postaci…

Na próżno wytężam wzrok, nie widzę wciąż obrazu,
zbyt szybko płynie czas, zbyt szybko mija rozmowa.
Czy w oczach Twoich jest blask, czy są bez wyrazu,
a może nie ma słów, by mogły piękno ich oddać?..

Nie, one żyją! Radosne niosą usta dźwięki,
lecz nie wiem, czy barwa ich równa jest barwnej treści,
a słodycz, czy dopełnieniem jest słodkiej rozmowy…
A może przewyższa swą głębią pryzmat miłości?..

Nie wiem, skończyła się rozmowa, nie widzę już nic,
czas zamknął swą opowieść, ucichły fale dźwięku,
przepadł gdzieś w wyobraźni zarysowany szkic,
Nie przemawia już nikt — słychać wciąż głos samotności!.. 

24.07.2008


Życie

Kochaj mnie „teraz” i „jutro”, — lecz kochaj stale,
Światłem dnia i ciemnością nocy, w każdy czas,
Oceanem nadziei, gdzie wiary są fale,
Chórem spełnienia od sopranu, aż po sam bas...

Kochaj każdą porą roku, każdym jej echem,
Świeżym powiewem wiosny i przez zimowy lód,
W letni, ciepły wieczór przepełniony śmiechem,
Lub w jesienny deszcz i przeszywający chłód...

Kochaj tęczą namiętności, myślą i czynem,
Obrazem tęsknoty wśród upływających snów,
Pełnym bukietem rozkoszy, słodyczy winem,
Pragnieniem gorętszym od wypowiedzianych słów...

Kochaj oddechem woli i siłą marzenia,
Wsparciem, obecnością — na każdej z moich dróg,
Kiedy małe i wielkie toczą się zdarzenia,
I nawet wtedy, kiedy wielce zrani mnie „wróg”...

Kochaj i nie przestawaj nucić mi o świcie,
Pokazywać biciem serca każdy jego sens,
Kochaj mnie pieśnią miłości Ty, moje Życie,
Kochaj mnie „teraz” i „ jutro” przez każdy swój kęs!..

19.04.2011


Pytania do Miłości

Czym jesteś Miłości lub cóż też jest w Tobie,   
Że dla Ciebie rodzi się i umiera człowiek?
Gdzie źródło jest Twej siły i jakiej jest miary,
Że tylko śmierć potęgą dorównać Ci może?
Skąd czerpiesz swoje tchnienie niezmienne od wieków,
Że wszystko jest z Twej woli nic zaś bez Ciebie?
Powiedz, zatem Miłości, co znaczy Twe imię,
Skoro zapisane jest na Ziemi i Niebie?
Skoro aż tak wielu opiewało Cię wieszczy,
I stałaś się treścią dla poezji czy pieśni?..
Czym jesteś Miłości, bo przecież Cię nie słychać,
To jednak są symbole Twojego istnienia?
Przychodzisz, zostajesz lub znikasz w wieczności,
Rzucając cień bólu, nadziei lub spełnienia?..
Gdzie należy Cię szukać i przy jakiej gwieździe,
Wszak nie widać Twych skrzydeł w swej rozciągłości?
Czy można Cię odnaleźć i wyjść na spotkanie,
Skoro skupiasz w swym losie niejedną drogę?
O, najdroższa Miłości proszę powiedz szczerze,
Co należy uczynić, by Cię nie przegapić?
By nie przejść obojętnie wśród Twych znaków czasu,
Czy zjawiasz się raz w życiu, czy wiele razy?..
I kiedy już jesteś, czy jesteś tą jedyną?
A gdy już będziesz powiedz, jak też Cię zatrzymać,
Jakie też podjąć kroki, by Cię nie utracić?
Najszlachetniejszy klejnocie ziemskiego życia,
Czy można upatrywać sens większy od Ciebie?!..
Czym jesteś Miłości, gdyż trudno Cię wyrazić,
I zamknąć jednoznacznie w czynie i słowie?
Czy pojawiasz się z pierwszym promieniem słońca,
Lub też z pierwszym zalotnym mrugnięciem powiek?
Czy też określa Cię mocniejsze drżenie serca,
Lub wirujące szczęście zaklęte w głowie?
A, może zawiera Cię słodycz uniesienia,
Okraszona deszczem swych barwnych pocałunków?
Czy jesteś może płynącą łzą z tęsknoty,
Albo też bólem wyrosłym gdzieś z jej wnętrza?
A może jesteś stałym pragnieniem bliskości,
Odwzajemnionym szacunkiem aż po kres życia?
Może uściskiem dłoni pośród przeznaczenia,
Na trwale łączącym wiarę z zaufaniem?
Cierpliwością, dobrocią bez oznak zawiści,
Tym, co się zaczyna i nigdy się nie kończy?
Może jesteś wszystkim i każdym z osobna,
Tak wiele pozostało pytań bez odpowiedzi?..
Ktoś kiedyś znowu zacznie rozważać o Tobie...
Czymkolwiek jesteś i jakie jest Twe znaczenie,
Jesteś najpiękniejsza, gdy wypływasz z serca!...

17.05.2010


Wyznanie...

Tak wiele pragnę Ci dać, a tak mało mogę,
Przemierzam pośród myśli swoją własną drogę,
I szukam odpowiedzi na życia pytanie:
,”Co ofiarować sercu za jego tykanie?..”

Tak wiele pragnę Ci dać wśród czterech por roku,
Błękitną przestrzeń nieba odbitą w oku,
Pełne radości wschody i zachody słońca,
Gwiezdne upojenie ciągnące się bez końca...

Tak wiele pragnę Ci dać na każdy dzień życia,
Nadzieje wzmacniające Twego serca bicia,
Wiarę dającą siłę ciału jak i duszy,
Uczucie wolności, którego nic nie skruszy...

To wszystko pragnę Ci dać, lecz tego jest mało,
Choćby Ziemię z Niebem połączyć się dało,
Choćby u stop Twych złożyć księżyc jak i słońce,
Zbyt piękne jest Twe serce, zbyt rozległe końce...

Tak wiele pragnę Ci dać, a tak mało mogę,
Przemierzam bezustannie swoją ziemską drogę,
I wciąż się zastanawiam jak ująć Cię wielce,
Przyjmij proszę w darze moje skromne serce!..

Tak wiele pragnę Ci dać, lecz nie mam nic więcej...

21.01.2010


Sonata — Dla Ciebie...
Do utworu L. van Beethovena „ Moonlight Sonata”   

cichutko, cichutko... leciutko, leciutko...
wiatr wieje, wiatr wieje... muzyka, muzyka...
i słychać, i słychać... jak szumi, jak szumi...
jezioro, jezioro... i niebo mym świadkiem
jak tęsknię i szukam i wołam...
więc gdzie jesteś, proszę, powiedz mi, powiedz, gdzie?..
szukam cię już tak długo, całe życie... tyle lat...
kto skradł mi cię z tafli szkła?..

więc proszę, powiedz mi, gdzie blask twój piękny znikł,
i jak tu, jak tu dalej, dalej żyć...
w smutnych, czarnych chmurach tła?..
wciąż cię wołam, usłysz mnie i mój krzyk —
proszę cię, wróć!..
dlaczego tak już jest, że znikasz jak we śnie,
gdzieś tak... daleko stąd, daleko gdzieś...
aż po horyzont dnia... aż po żal...
proszę zostań przy mnie dłużej,
niech poczuję serca bicie,
niech ożyję w blasku twym...
cichutko... leciutko... wiatr wieje, wiatr wieje...
i słychać, i słychać... jeziora, jeziora...
szum... i żal...

23.02.2008

Urodzony w Rykach, mieszka w Mielcu. Absolwent Liceum Ogólnokształcącego w Rykach (1961), studiował na Wydziale Humanistycznym Uniwersytetu Marii Curie – Skłodowskiej w Lublinie, gdzie w 1967 roku uzyskał tytuł magistra filologii polskiej. Po studiach pracował jako statysta i dubler w „Filmie Polskim”, polonista i wychowawca w domu dziecka, po czym w 1975 roku zatrudnił się w Ośrodku Rehabilitacji Zawodowej WSK Mielec na stanowisku pracownika socjalnego.  W 1975 roku ukończył studia podyplomowe z zakresu pedagogiki specjalnej i uczestniczył w międzynarodowym sympozjum Światowej Organizacji Pracy przy ONZ w Sztokholmie, gdzie wygłosił referat. W 1981 roku uczestniczył w tworzeniu struktur NSZZ „Solidarność” w WSK Mielec. Należąc do Klubu Inteligencji Katolickiej brał udział w proteście przeciwko likwidacji znaków religijnych, w efekcie czego został dyscyplinarnie zwolniony z pracy. Po przywróceniu do pracy został skierowany do Robotniczego Centrum Kultury na stanowisko instruktora. Wówczas przerwał studia doktoranckie i w 1985 roku ukończył kurs kulturalno – oświatowy. W 1990 roku mianowany dyrektorem Miejskiego Ośrodka Kultury w Mielcu, a następnie w 1998 zastępcą dyrektora Samorządowego Centrum Kultury Ds. Domu Kultury, skąd w 2009 roku odszedł na emeryturę. Był dwukrotnie radnym miejskim. Jest zagorzałym myśliwym, ale przede wszystkim znawcą literatury i sztuki.

Pisze recenzje tomików poezji, a także do wystaw znanych mieleckich twórców.


O wystawie Doroty Łaz

MALOWANA MUZYKĄ SZTUKA,

akcentuje autorską wystawę Doroty Łaz – znanej w mieleckim środowisku plastycznym – malarki. W  zdziwieniu, uniesiona – brew! Dlaczego, dopiero teraz?!

Z  nieznanych powodów, ta interesująca artystka, zawsze obecna w kręgu twórców STKP i KŚT TMZM, nie doczekała się dotąd znaczącej wystawy prac.  Uczestniczka niezliczonych przeglądów, wystaw zbiorowych, plenerów i prezentacji prac wychowanków – bez własnej wystawy?! Mniej godna?! Dotknięta anatemą własnego środowiska?! Nic podobnego! Ta pragmatyczna, ukształtowana artystycznie twórczyni, uprzedzająco skromna, do swego wernisażu po prostu odpowiedzialnie dojrzewała. Zadziwiająco krytyczna wobec swych malarskich kreacji, przemykająca wystawy zbiorowe jedną lub dwiema zauważalnymi pracami, zaskakująca techniką, tematem, metodą twórczą (coraz to, inną), eksperymentująca z samą sobą, w oczekiwaniu na odczyn środowiska, metodycznie „dorastała” do tej ważnej chwili - wystawy autorskiej. Brnęła uparcie przez meandry  środków wyrazu artystycznego, by po latach skonstatować, że najbardziej odpowiadającą jej formą wypowiedzi jest niemal od zawsze uprawiane - malarstwo olejne. Rozważna indywidualistka, potrafiła tę charakterystyczną odrębność nieść przez lata, by w pełni zrealizować się właśnie teraz, jako „wyemancypowana”, ewoluująca artystka, próbująca w stadiach twórczych niemal wszystkiego.
Wyróżniający ją od początków styl, nie ma nic wspólnego z akademizmem i naśladownictwem czegokolwiek, choć jak sama twierdzi, wiele zawdzięcza impresjonistycznym inspiracjom (czytelnym w pejzażach). Malarstwo Doroty Łaz jest rozpoznawalne w klimacie, fakturze, sposobie kładzenia pędzla, nie dające się identyfikować z nikim innym. Świetnie zakomponowane martwe natury i portrety - „specjalite de la maison” - autorki, owiane aurą tajemnicy i refleksji, romantycznej zadumy, celowo niedokreślone,  (jakże inne od wystudiowanej, eleganckiej, a jednak galanterii - mieleckich portrecistów), budzą podziw i respekt, również przez wyrafinowany dobór modeli, z charakterem.    
Wysmakowana tytułowa kolekcja prac, wielce udanie kojarzy abstrakcję z niewymuszonym realizmem. Obrazy wypełnione muzyką w sensualny iście sposób przenoszą ruch, gest muzyków w sferę odgadnionego przez malarkę ducha - Sound of Music. Zilustrować wizyjnie brzmienie muzyki – zadanie wręcz niebywałe.  Wśród znanych mi twórców współczesnych, tylko Władysław Ławrynowicz z Litwy, w konwencji symbolicznego nadrealizmu, sięgnął po ten arcytrudny temat oraz  natchniona realizmem magicznym Debra Hurd (USA). Dorocie, śmiałymi pociągnięciami pędzla i odważnym sposobem kładzenia szpachli udało się uchwycić ciężką od oparów marihuany i trunków atmosferę pubów, piwnic, jazz-klubów obok wytworności music-hallów, hieratyczności krużganków i naw katedr, przenikającym fluidem muzyki. Jeśli do tej fascynującej, przemyślanej wystawy, dodamy aktywność pedagoga plastyki jako autentyczny wysyp dziecięcych indywidualności i młodych talentów - otrzymamy niebanalny „autoportret” spełnionej, w pełni dojrzałej, artystki wyzwolonej – Doroty Łaz. Jej twórczość – wykwintne danie firmowe - pragnę polecić uwadze koneserom sztuki oraz bywalcom galerii i wystaw artystycznych.  Każdemu...!

Marek Skalski


Dorota Łaz. Artystka wyzwolona i zodiakalny Baran. Urodziła się...(jak wszyscy!). Jej dzieciństwo ukształtowane zamiłowaniem do plastyki, upłynęło w Niedźwiadzie k/Ropczyc. W 1987 roku ukończyła, postrzegane jako kuźnia talentów, osławione Państwowe Liceum Sztuk Plastycznych w Rzeszowie, by wkrótce rozpocząć dwuletnią pracę nauczyciela plastyki w Szkole Podstawowej, w rodzinnej miejscowości Tadeusza Kantora – Wielopolu Skrzyńskim. Studia wyższe podjęła na WSP w Krakowie, uzyskując dyplom magistra wychowania plastycznego, pod kierunkiem prof. dr hab. Wojciecha Kubiczka, w roku 1994
Od kilkunastu lat żyje i tworzy w Mielcu, pracując równocześnie w Szkole Podstawowej nr 6 jako dyplomowany pedagog plastyki.
W roku 2008 ukończyła studia podyplomowe ze specjalnością oligofrenopedagogiki, co obok  pełnej pasji pracy nad uczniami uzdolnionymi plastycznie, pozwala jej oddziaływać na dzieci i młodzież z deficytami intelektualnymi. Współinicjatorka Stowarzyszenia Twórców Kultury Plastycznej im. Jana Stanisławskiego w Mielcu i jego wieloletnia członkini, zrzeszona równocześnie w Klubie Środowisk Twórczych Towarzystwa Miłośników Ziemi Mieleckiej im. Władysława Szafera.
Malarstwo sztalugowe uprawia od lat 80-tych, eksperymentując w technikach: olej, akryl, pastel (suchy i tłusty), rysunek, tempera. Od kilku lat najchętniej artykułuje się w malarstwie olejnym, śmiało operując pędzlem i szpachlą. Od niedawna manifestuje się też w malarstwie abstrakcyjnym. Uczestniczka licznych  wystaw zbiorowych STKP i KŚT (TMZM). Od marca 2009 prowadzi własną galerię. Wielorakie spektrum malarstwa Doroty Łaz można śledzić w internecie na stronie: www.dorota-laz.com
Marek Skalski


 



Wędrujemy cygańskim obozem,
nocujemy w gwiaździstej grozie,
dzisiaj pod Wielkim Wozem,
jutro na Wielkim Wozie...
Maria Pawlikowska-Jasnorzewska
Wielki Wóz

 

Muśnięć Mus Muzycznych Muz!

Tak oto w jednym zdaniu, które tu za tytuł służy, można by zrecenzować nowy tom wierszy Wojciecha Szczurka. Gdyby piszący te słowa miał niejaki wpływ na tytuł zbioru, to zapewne byłby on fuzją tytułów dwóch cykli wierszy, przewijających się uporczywie przez cały tom i artykułowałby się jako „Muśnięcia muz”, w miejsce lakonicznych „Muśnięć”. Pomysł autora, jak i dywagacje piszącego przedmowę, już na wstępie deszyfrują enigmatyzm tytułu, ewokując zaledwie otykalność, szkicownik olejny malarza w owe muśnięcia pędzlem strojny lub de facto muśnięcia warg rzeczonych muz (w domyśle Erato i jej Siostry), o których przychylność autor tak zabiega i do muz się łasi, przymila, kokietując słowem kapryśne opiekunki swego talentu, który wybuchł późno i od razu obficie – tomem „Wyśpiewać Zdziwienie”.

Obecny zbiór wydaje się być kontynuacją, prostą konsekwencją wyzwania, jakie stanowiły „Zdziwienia”, moszcząc wygodnie w przychylnej zawartości wiersze, które nie przepchnęły się przez wrota okładek debiutanckiego tomu. Obecny bliźniaczy tom przywołuje te same klimaty wędrówki po bieszczadzkich połoninach, piargach, żlebach. Osią spinającą, kośćcem i pępowiną tej poezji, jest motyw wędrówki, ciągłego poszukiwania, zauroczenie Biesem i Czadem, mitem owego
polskiego Dzikiego Zachodu, który już tylko gdzieniegdzie pozostał dziki. W odróżnieniu od „Zdziwień” nie jest to już naiwny zachłyst oniemiałego majestatem natury wtórnego odkrywcy,tylko dojrzała, mądra konstatacja filozoficzna praw życia, natury, mechanizmów przyrody, zjawisk i emocjonalnych relacji międzyludzkich. Autor nie odbiegł daleko od protagonistów śpiewanej poezji, tj. Stachury, Barana, Ziemianina, Majstra Biedy – Wojtka Bellona, jak świadczy o tym „Urodzinowy blues”, pod których przemożnym wpływem wydaje się pozostawać. Niektóre wiersze z cyklu „Piosenki” stanowią jakby portfel zamówień dla bardów bieszczadzkich, rezonans gitarowych pudeł, nieodłącznych atrybutów złazów, rajdów, wyrajów, wędrowania i magicznych ognisk wspólnotowej gromady. Ich żar wręcz zda się płonąć do taktu muzyki. Może ktoś ją napisze? Owa oczywista balladowość, muzyczność wręcz nachalna, aż błaga struny gitar o akord adekwatny.

Mniej zachwycają wiersze z cyklu „Muzy”, które jawnie muzy kokietują, podlizując się,łasząc, ale muza też człowiek, po Bieszczadach bieży chyżo i żyć z poezji musi, a autor o przychylność muz i ich muśnięcia też zabiegać pragnie. Nie ustrzegł się autor owej późnomłodopolskiej nuty, rodem ze Staffa, Leśmiana, która tu i ówdzie mocno pobrzękuje. Dziwi trochę nadmierna łatwość pisania i zadyszka, by zaistnieć kolejnym tomem. Niezdyszany dystans natomiast stanowią (i te naprawdę mnie urzekły) mądre i chłodne z pozoru wiersze różne cyklu bez tytułu, stanowiące egzegezę aktualnej, ewolucyjnej twórczości autora. Te, a zwłaszcza „Chlebowy piec”, zdają się przemawiać do wyrobionego miłośnika poezji najbardziej. Do mnie przemówiły dalece, jak cała dotychczasowa twórczość Wojciecha Szczurka, którego poetyckiemu rozwojowi przychylnie sprzyjam, ceniąc sobie z wierszami jego – obcowanie.

Marek Skalski – MarS


Jadą, jadą dzieci drogą...
Siostrzyczka i brat,
I nadziwić się nie mogą,
Jaki piękny świat!
Maria Konopnicka
„Co dzieci widziały w drodze” (1890r.)

KU ZDZIWIENIU CZYJEMU, CO ROBIĆ...
Jak tu nie zadziwić się nad „Zdziwieniami” – debiutanckim tomikiem mężczyzny w średnim wieku, który odkrył w sobie przemożną potrzebę poezjowania. Zdziwieniem wreszcie napawa natrętna myśl, dlaczego tak późno i cały ich następny rój, że to debiut jednocześnie dojrzały, i tak pięknie – naiwnie, w życie zapatrzony. Wręcz natrętnie ciśnie się młodopolska, rodem ze Staffa, refleksja: „Nic mi, świecie piękności twej zmącić niezdolne”, z tomu „Kochać i tracić” (1914r).

Miłość, szczęście, zaduma nad życiem i jego ulotnością, pięknem świata i nieuchronnym jego przemijaniem, śmierć, wieczność, smutek, cierpienie, szacunek i zgoda na wyroki boskiego demiurga – to kilka uniwersalnych uogólnień i doznań, jakie przezierają przez strofy autora, który o dziwo, posiadł łatwość pisania i trafnych skojarzeń, wyrażanych prosto, uczciwie, bez udziwnień i pseudoliterackich chwytów. Jeśli dodamy do tego intuicyjnie kobiecą wrażliwość, to mamy wyczerpujący obraz cech składających się na materię owego poezjowania. Autor prezentuje uczuciowo-refleksyjny zachwyt nad urodą świata, przetwarzając go na zdumiewająco (zadziwiająco przemyślaną) pogodną mądrość, wywiedzioną z potęgi uniwersum, z umiejętnie wyakcentowanym sacrum i profanum. Świeżo, szczerze i uroczo-naiwnie odkrywa aksjomaty obszarów, wydawałoby się wyeksploatowanych przez piszących poezję.

„Świata - poema naiwne” albo „Gucio zaczarowany”, chciałoby się powiedzieć, w nawiązaniu do cykli wierszy Miłosza. Naiwne z pozoru fantazjowanie przekonuje czytelnika „Zdziwień”. „Wszystko jest poezją” Edwarda Stachury, owa biblia wszystkich piszących, zdaje się znajdować odniesienie do tej niewymuszonej twórczości, której leitmotivem jest podróż (wędrówka), wyrażonej komunikatywnie i zgoła porywająco. Zadziwiający i rzadki to dar w odróżnieniu od licznych wyrobników słowa, u których migotliwość znaczeń ma być wyznacznikiem poziomu piszącego, a oznacza słowotok zrozumiały wyłącznie dla niego samego. Te rafy zgrabnie i zadziwiająco trafnie wyminął autor „Zdziwień”. Co prawda nie ustrzegł się - świadomych lub nie - zapożyczeń. Sentymentalno-melancholijną stylistykę łączy wyraźna pępowina z piosenkami Ewy Demarczyk a zwłaszcza z jedną („Groszki i Róże”) w wierszu „Miałaś...”. (Notabene, czy ktoś dziś jeszcze pamięta, że jej twórcami  jest autorski tandem Julian Kacper i Henryk Rostworowski). Wiersz autora broni się przed zarzutem plagiatu umiejętnym przetworzeniem, nobilitującym autora – w końcu równajmy do najlepszych. Zgrabnie i wytwornie operuje nostalgiczną metaforą, zderzając w puencie zaskakujące semantyczne antynomie, w bodaj najlepszym z tomiku wierszu „Wiosna w Zalipiu”: „...bo w drewnianych domach murowane szczęście”.

Tomik zdziwień świata jest zapisem fascynacji wędrówką śladem powsinogów beskidzkich, mistycznym kultem biesz¬czadzkich szlaków, apologetyką hieratyczności cebulastych cerkiewek, lekcją pokory wobec Radosnej Pani Urody Świata. Uderza zadziwiająca śpiewność, z  muzyki wywiedziony rym i rytm, jak z tekstów kultowych piosenek „Wolnej Grupy Bukowina” i Starego Dobrego Małżeństwa, śpiewanych na rozlicznych górskich złazach, nieodparcie cisnących się pod struny gitary w somnambulicznej magii ogniska. Cieszy nadto, zawoalowany, dyskretny erotyzm, nachylony w hołdzie kobiecie (-tom). Przed autorem wiele pracy, wiele czytania, mozolna wspinaczka po schodach wierszy własnych i cudzych, by Gucio zaczarowany – Piotruś Pan, spotkał kiedyś Pana Cogito. Tymczasem, choć młodopolski nieco, udany wcale debiut, co rzadkość w nachalnej zalewie quasipoezji.

P.S. Tomik dyskretnie dopełnia i komentuje rysunkami, najlepsza wśród mieleckich plastyków portrecistka – Ewa Czeczot.

Pozytywnie zdziwiony
Marek Skalski

Please publish modules in offcanvas position.