Józefa Kardyś


Urodziłam się 16 sierpnia 1950r. w Mielcu. Moi rodzice prowadzili gospodarstwo rolne w Brniu Osuchowskim. Ojciec zmarł, gdy byłam jeszcze dzieckiem. Ukończyłam I LO w Mielcu, Studium Nauczycielskie i Wyższą Szkołę Pedagogiczną w Rzeszowie – kierunek Matematyka. Uczyłam matematyki w Dobryninie, Jamach i Czerminie. Obecnie jestem emerytką.
Poezją zajmuję się amatorsko. Należę do Klubu Środowisk Twórczych w Mielcu. Wiersze ukazują się w kwartalniku „Nadwisłocze”, a można je także znaleźć w zbiorkach wydawanych okolicznościowo: „Albertiana”, „Otulić Miłość”, „Mosty ponad czasem”.

Nagrody w dziedzinie poezji:
JAROSŁAW 2004 – III nagroda w Wojewódzkim Konkursie na „Wiersz o Albertianie”
PUŁAWY 2006 – I nagroda w Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim „O pajdkę chleba razowego”.

Józefa Kardyś
39-304 Czermin 457
woj. Podkarpackie
tel. 17 774 0 274
adres internetowy : Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
strona internetowa : www.jkardys.prv.pl


BŁOGOSŁAWIONY JAN PAWEŁ II - 1 maja 2011

 


Dzisiaj niebo bardziej błękitne
A słońce złoto rozsiewa
Mnóstwo mleczy siadło na trawnikach
W sadach w biel stroją się drzewa

Każde serce bije dziś radośniej
Dusze wszystkich krzyczą do Nieba –
Błogosławiony Jan Paweł II !
Dziś Polakom cieszyć się trzeba

I Maryi za łaskę dziękować
Za to że tu zstąpił Duch Boży
I za białe otwarte ramiona
Za otwarcie drzwi Chrystusowi

Za Ewangelii darowane słowa
I za to że jesteśmy wolni
Że uczymy się wiary od nowa
Że jesteśmy Jego rodakami

Że tu w naszej Ojczyźnie wyrastał
Wielki niedostatek cierpiąc nieraz
Że błogosławił polskie wsie i miasta
Że pokazał jak godnie umierać

Jak wybaczać wrogowi prawdziwie
I jak przyjąć Krzyż Chrystusowy
Jak codziennie modlić się żarliwie
I na odejście być zawsze gotowym

Jak przyrodę kochać i człowieka
Jak o godność ludzką zawsze walczyć
Jak szanować rodzimą kulturę
Żyć dla drugich póki sił wystarczy

Nie wstydzimy się naszej wiary
Otwieramy dziś serca na łaskę
Błogosławiony Jan Paweł II
Aureoli otoczony blaskiem


JESIENNE DRESZCZE


Dreszcz jesienny
Drobną kroplą deszczu
Na samotność spada

Starość czai się obok
Snuje nisko
We mgle zaduszkowej

Dreszcz wspina się
Po plecach pochylonych
Nad ucałowaną chryzantemą
Bolesnym wspomnieniem

Dreszcz chłodu pamięci
Ogrzewany bladym
Płomykiem znicza

Dreszcz modlitwy
Przeszywający nagłą myślą
Trzy przestrzenie –
Niebo groby i nas

Listopadowy dreszcz zadumy
Wśród spadającego złota
Liści brzóz i klonów

Dreszcze wspomnień
Uśmiechniętych twarzy
Ciepłych dłoni
Przyjaznych słów
Wracają rokrocznie końcem października
Ogarniając przypływem miłości
Wszystkie cmentarze



IZDEBKA MOJEJ MAMY

Jest taki cichy kącik
Rozmodlony od nocy do nocy.
Jest taki uśmiech serdeczny
Mimo wieku, bólu i niemocy.
Jest taka izdebka malutka
Zdrowaśkami unoszona do nieba.
Są ręce, co wciąż drobią paciorki różańca
Za żyjących, za zmarłych,
Bo za wszystkich modlić się trzeba –
Za rodziców, za dziadków, sąsiadów,
Za rodzeństwo, za dzieci i wnuki,
Za chorych, cierpiących i smutnych,
Za ludzi kultury, nauki...
Biegną palce po szczeblach paciorków,
Wiele razy okrążyły Ziemię.
Czasem Anioł szepce Pozdrowienie Anielskie,
Gdy babcia drzemie.
Nawet sen jest modlitwą
W przemodlonych na wylot poduszkach,
Bo babcia od lat wielu
Nie wstaje z łóżka.
Różańce powstrzymują skargi,
Na niewygody i bezsenność nocną narzekania.

Jakąż moc ma w sobie ta modlitwa,
że potrafi zło sobą przesłaniać?


SŁOWO

Na początku było Słowo –
Ono nawet Bogiem było.
Czy przez wieki w mocy Słowa
Aż tak wiele się zmieniło?

Słowa rodzą nowe byty
I istnienia pomnażają,
I budują nowe światy,
I nadziei życie dają.

Świat duchowy się rozrasta
Dzięki sile, mocy Słowa –
Jedne dzieła umierają,
Drugie rodzą się od nowa.

Są na świecie cenne Słowa,
Które” nigdy nie przeminą”,
A które tradycja każe
Nazywać „Dobrą Nowiną”.


TERAPIA

Znów zabrakło stabilności wnętrza,
Wypełzają stare lęki, strachy i obawy,
Niepokoje i bezsenne noce,
Choć dni bez chwil przykrych i bez picia kawy.

Wszystkie słowa puste, zapomniały wzruszać,
Wszystkie dźwięki przykre, rozstrajają ducha.
Może fletnia Pana zna rezonans duszy,
Może cię ukoi, gdy zaczniesz jej słuchać.

A może na jej dźwiękach roztańczą się słowa
Psalmów, hymnów, poezji śpiewanej kolędy,
Może siła życia mocniejsza niż chandra
Wybuchnie w twym wnętrzu i znów puścisz pędy.

Roztańczone słowa są świetną terapią,
By odnaleźć ducha pośród zatracenia.
Ceń poezję jak dziecko i wyśpiewuj rymy
Czasem z potrzeby serca, czasem od niechcenia


NAŁĘCZÓW – PUŁAWY – KAZIMIERZ

Nałęczów z pachnącym chlebem
Ze zdrojową wyborną wodą
Ze starym parkiem który przewyższa
Wszystkie inne swoją urodą
Z pięknymi rzeźbami jakże zalotnymi -
Niejednemu szkoda że są kamiennymi
Ze stawem z łabędziami z fontanną na wodzie
I z Prusem na ławeczce co z wszystkimi umawia się co dzień
A że jest sympatyczny więc ma duże wzięcie
I z każdym bardzo chętnie robi sobie zdjęcie

Puławy z parkiem z Sybillą
Z grotą z nietoperzami
I oryginalnymi w zaroślach krzewami

Kazimierz który ujmuje
Od samego początku
Artystycznym klimatem
Jego wielu zakątków
Miasteczko kocha piękno
Sztuka jest jego wartością
Dba o nią i ją buduje
Z pietyzmem i miłością
Tu trzeba mieć aparat
Szkicownik z pomysłami
Tu przyjeżdża się by powrócić
Z pełnymi kieszeniami
Nowych zdumień zdziwień inspiracji
Dla nas to jedna z najciekawszych
Artystycznych stacji



PARK W NAŁĘCZOWIE

Łagodny powiew
I mruganie stokrotek pod drzewem
Zwinna wiewiórka
Tańczy po konarach
Drobne gałązki co kołyszą liście
Karmiąc je dawką słońca
Ucząc szmeru mowy
I rudzik wśród trawy
Rozgląda się wokoło
Wszystkiego ciekawy –
Kto przemierza alejki
Kto siedzi na ławce
Podfrunął i usiadł
Na gałęzi zielonej huśtawce
I szpak spacerujący
Wśród białych stokrotek
Zanurzający dziób w trawie

Piękne...
Posiedzę popatrzę podumam
Obraz namaluję duszą...
Potem


GOŚCINNY KAZIMIERZ


Wzgórze Kazimierza
Ogląda nas zachwyconymi oczami
Spod kapelusza czerwonych dachów
Oplecionych majową zielenią
Nasycone światłem kamienne bruki
Tęczą się mienią
I tak czysto brzmią dzwony
W spokojnym powietrzu
Tak nas wita ich soczysta dźwięczność
Że wchodzenie w klimat miasteczka
To prawie jak wkraczanie w wieczność

Kazimierz ucieszył się widząc
Nasze nim zauroczenie
I pod stopy niczym dywan rzucił
Snopy światła i kamienic cienie
I gościnnie otworzył przed nami
Najpiękniejsze swoje zakątki
I pokazał miejscową kulturę
Piękne rzeźby obrazy pamiątki



MIĘDZY PIĘKNEM A MAJEM

W Kazimierzu zakwitły kapelusze turystów
I białe kawiarniane parasole
Na górze czai się piękno
Wisła lśni w dole
Wszystko spowite zielenią
Tak bogatą że nadzieję daje
Wkraczamy w przestrzeń ducha
Między pięknem a majem

Słońce igra z cieniami
Gubi świetlne korale
Tym że ktoś je pozbiera
Nie przejmuje się wcale
Turystów oprowadza
Ławkę w cieniu wskazuje
Dusze napełnia nostalgią
Bezczynność palet rujnuje


UCZESTNIKOM PLENERU

Wszystkim mieleckim artystom
Którzy piękno chcą sławić w obrazach
Odmłodzenie ducha przynosi
Kolejna inspiracyjna faza

Nałęczów Puławy Kazimierz
Wabią majem słońcem i zielenią
Barwami nieziemskiej palety
Budzą serca które jeszcze drzemią

Bez ustalonych z góry oczekiwań
Przy spacerach w duchowej przestrzeni
Rodzą się pomysły uchwycenia duszy
Miejsc które dla nas minutą na ziemi

Chłoniemy rozświetlone pejzaże
Przez powieki na wpół przymknięte
Światło piękno zamienia w witraże
Drzewa z nimbami jak figury święte

Światłem obrysowane krawędzie
Kamieniczek w barwnych pasażach
Roztańczone świetlane kolory
W naszych duszach i na naszych twarzach

Słońce pada na wysokie wieże
Ześlizguje się po grzbiecie kościoła
Wędrujemy zadumaną uliczką
Bo tam Duch Piękna nas woła

Plenerowe spotkania
Jednoczą nas z wiecznością
Czujemy się znów jak dzieci
Karmione Pięknem Miłością

Artystyczne zamiary i plany
Krótkie chwile naszego istnienia
To co widzimy podziwiamy
Bóg wpisał w plan naszego zbawienia

Wyłuskujemy wspaniałe widoki
Przemierzając swego życia drogi
A On siedząc na ruinach naszych serc
Opowiada Ewangelię ubogim

Czujemy na sobie Jego oczy
Gdy toniemy w niemym podziwie
Gubimy się wśród zachwytów
Tak zwyczajnie niemądrze prawdziwie



TO MIEJSCE

Dziwna obecność Pani naszej
Tu na tym wzgórzu Kazimierzowym
Ubogaca nas wrażliwością
I otwiera na zdumienia nowe
Daruje czyste przejrzyste milczenie
Od mówienia bardziej owocne
Obdarza wnętrza światłem kolorami
Przemienia serca w religijnie mocne

Namaluję bardzo prosty obraz
A im prostszy tym bardziej bogaty
Narysuję atmosferę tego miasta
Bez tytułu bez podpisu i bez daty
Niech spoglądający na obraz
Nad sobą się pozastanawia
I niech czyta jego tajemnicę
Co wszędzie niedomówienia zostawia

Piękno musi się dostać do wnętrza
Wszystkimi możliwymi zmysłami
I nie tylko to co jest obok
Lecz i to niewidoczne gdzieś nad nami
Życie bez podziwu dla niego
Jakieś liche wątłe i jałowe
Bez piękna i modlitwa wysycha
Ginie źródło siły duchowej

To miejsce ubrane w prostotę i siłę
Błyszczy owocnej twórczej pracy obietnicą
Tutaj się zastanawiamy
Nad istotną wielu doznań tajemnicą
Zauroczył mnie wiatr w twoich włosach
I milczenie uczące milczenia
I melodia wiślanej toni
Zbieżność w czasie naszego istnienia



PODZIWIAM


Siedzę pod parasolem
Wytchnienie nogom daję
Podziwiam piękny Kazimierz
Oplątany zielenią i majem
Kopiuję stare budowle
Zdobione frontony kamieniczek
Czerwone dachy pod niebem
I prześwity wąskich uliczek
I starą studnię i Rynek
I Wisłę i gołębie
To jeszcze nie ten Kazimierz
Bo trzeba wczuć się głębiej
W atmosferę miasteczka
W turystyczne klimaty
Odkryć w tym co widoczne
Swoiste mikroświaty
Galerie rękodzieła
Straganów parasole
Ujrzeć bogactwo dusz twórców
I tłumy turystów w dole
I ciepły nastrój ryneczku
I wspaniałe wiślane „gondole”


PLENEROWE UBOGACENIA

Co wywiozłeś w swym wnętrzu
Z Nałęczowa z Puław z Kazimierza?
Co ze skarbca swojej duszy
Wyjąć zamierzasz?
Czy zaczarowane pędzle szpachle
Świetlaną barw paletę zwinne dłuto
Leciutkie słowa?
Nim dłoń artysty ich dotknie
Nim zrodzą się w sercu od nowa
Jakieś wizje pomysły
Odnalezione zdumienia
Kiełkujące powoli
W twego wnętrza kieszeniach
Skarby twojego ducha
Wizje pomotane z talentem
W każdym jakże odmienne
Niepowtarzalnie piękne

Tworzysz i cieszysz się z tego
Że to piękno urokliwie święte
Że ktoś ujrzy twoje wrażenia
W drewnie czy w płótnie zaklęte



SZUKAM

Szukam skarbów wśród tomów,
Wersów, rozdziałów, słów...
Nim świat mój się całkiem zawali,
Czymś jeszcze zachwycę się znów.
I znalezioną perłę
Do innych skarbów dołączę,
Znów zbliżę się do Słowa,
Zbudzoną myśl dokończę.
Słowa srebrne i złote
W czystym lustrze odbite
Zawirują wśród myśli,
Ujrzą światy zakryte.
Co zrozumiem, zapiszę
Według rad mego Ducha –
W te najpiękniejsze słowa
Muszę dobrze się wsłuchać
I zatrzymać je w sercu,
By sensu Słowa nie zmienić.
Dlatego czerpię z minionych pokoleń –
Szukam korzeni.


JESTEM CZĄSTECZKĄ

Gdyby nie to i tamto,
Nie byłoby tego, tamtego...
I żałujemy poniewczasie
Lub też wstydzimy się czegoś,
A nie zdajemy sobie sprawy,
Że wszystko jest sprawą zamysłu Boskiego.

We właściwym czasie
nasze posłannictwo wypełnimy –
że nim sam Bóg kierował,
też się zdziwimy.
Zawsze myślimy, że coś zyskaliśmy
Dzięki naszym staraniom_
A „to przecież zamysł Stwórcy” –
Szepce Anioł.

Czy pracuję, czy się uczę,
Jem czy śpię –
Pan o tym wszystkim wie.
Nic nie uczynię bez wiedzy Jego –
Jestem cząsteczką planu Bożego.

DOBRA NOWINA

On szedł jak Pielgrzym
Do narodów z Dobrą Nowiną
W wielu językach darował światu
Słowa które nie przeminą

Dobra Nowina zburzyła
Porządek naszego myślenia
Naszego zapobiegania
Naszego na dobra patrzenia
Naszego mówienia słuchania
I o dostatek starania

Dobra Nowina zburzyła
Radość z bogactwa ziemskiego
I z wszystkich przyjemności
Bez udziału Wszechmogącego

Dobra Nowina nam każe
Całym życiem się cieszyć
Zatrzymać się nad Słowem
Choć świat wokół się spieszy



WYSTARCZYŁO

Tłumy stojące po kres horyzontu
W strugach deszczu
Wszyscy wsłuchani w Słowo
Deszcz łaski i wewnętrzne Światło
Rodzi się w każdym na nowo
Ogromny okrzyk radości
Z milionów serc
I brawa
Spontaniczne brawa
Dla Słowa sianego z Miłością do serc
Gdzie tylko pustynia lub trawa

Wystarczyło usłyszeć zobaczyć
Zjednoczenie serc wielu
By zrozumieć że jest świat duchowy
I ujrzeć swój początek celu

Wystarczyło znów wierzyć
Tak jak dziecko w Anioła Stróża
I odrodzić się widząc moc Ducha
Męża w bieli w kolejnych podróżach









Urodziła się 22 stycznia 1925 roku w Górkach Mieleckich w powiecie mieleckim. Po ukończeniu Szkoły Podstawowej ukończyła drugą klasę Gimnazjum w Mielcu, gdy wybuchła II wojna światowa. Po wojnie ukończyła Szkołę Gospodarstwa Wiejskiego w Krakowie i tam również kurs pocztowy. Na poczcie w Mielcu pracowała 5 lat, a następnie - w Tuszowie Narodowym. W 1960 roku zatrudniła się w Gromadzkiej Bibliotece Publicznej w Tuszowie Narodowym, gdzie przepracowała 30 lat na stanowisku bibliotekarki. Na emeryturę przeszła w 1990 roku. Prezentowana w prasie regionalnej i na stronie Internetowej Grupy Literackiej „Słowo” w Mielcu, Jej wiersze trafiły do almanachów Grupy „Z podróży na wyspy słowa” i „W rytmie słowa”, a także do wydania pokonkursowego „Strzeż mowy ojców, strzeż ojców wiary”(2009). W roku 2009 ukazał się jej debiutancki tomik poezji „Kazał nam pisać”.


 

„Czas szybko mija”

Kwiatem i gwarem wokół nas dzwoni,
a życie biegnie na przełaj – wprost
nikt nie jest w stanie go dogonić,
choćby z poezji był pleciony most.

Z pośpiechu w skroniach ci dzwoni,
a serce trawi każdy ruch,
ujmij te kwiaty, śpiew, w swe dłonie
posłuchaj co mówi twój duch.

A on cię ostrzega, nie pracuj za wiele
miej czas dla siebie i dzieci,
o błogosławieństwo poproś w kościele
bo życie jak wietrzyk przeleci

 

Burza

Po cichym poranku, zroszonej zieleni
jakby baldachim wisiał nad drzewami,
i tylko szare odcienie kamieni
wróżyły światu, że coś się odmieni.

I rzeczywiście zrozumieć nie umie,
Nadeszła burza w ogromnym szumie
I w szale wyrywała drzewa sosnowe
Wszystko w ruinę zmienić gotowe.

I wielkie szkody poczyniła wszędzie,
Zerwane dachy, linie, złamane gałęzie,
Obron nas Boże, od burz, nawałnicy
I przywróć moc, święconej gromnicy.



Nadzieja

Jeszcze nie wszystko dla nas stracone,
Nie patrzmy w przyszłość łzawymi oczyma,
Jeszcze nadejdą dni szczęściem zwieńczone,
Wkrótce się przed nami uniesie kurtyna.

Idźmy do pracy, jesteśmy u siebie
Ci co jej nie mają, Boże spraw ten cud,
By wszyscy ją mieli , nie byli w potrzebie,
Niedługo staniemy u otwartych wrót.

To chwilowe załamanie naszej egzystencji
Na przełomie wieków, też bywały burze
Szanujmy się wzajemnie, nie czujmy pretensji
I do naszych przywódców, stojących na górze.

Przebaczmy uchybienia, sami to rozumią
Przez te kłótnie kraj w biedę staczają,
W takiej atmosferze rządzić nie umieją
A przyszłość oceni, jakie cele mają.


Ukochany

Tyś w mym sercu miłość rozniecił,
Tyś do żaru rozpalił mi tętna
I przyszłość jak słońcem rozświecił.
Ta noc będzie dla mnie pamiętna


Byłeś wówczas nad wyraz uroczy,
Całując zapewniałeś niezłomnie,
Księżyc całą swą tarczę wytoczył
Że kochasz mnie nieprzytomnie


Nazwałeś mnie lilią bez skazy
Bo jaśniały me lice dziewczęce
Chciałeś tulić mnie wiele razy,
Zapytałeś dlaczego ja milczę.


Wszystko wolno gdy ksiądz ręce zwiąże
A teraz mój drogi już żegnaj,
I teraz nie ulegnę, ma cnota orężem
Więc odejdź, nie wzniecaj mych pragnień.


Wspomnienie

Wspomnienie, smutny wdzięk dawności
Woń piwonii, róż i lawendy
Gwar rodzeństwa i przyjezdnych gości,
Przeszło echem i nie wiem którędy.

Czasem we śnie po imieniu wołam
Tulę się do taty, witam go cichaczem,
A już mamy powitać nie zdołam,
Bo rzewnym zalewam się płaczem.

Chciałam brata powitać rannego
Pod Monte Cassino – krwią nasączył ziemię –
Chciałam uścisnąć tułacza biednego
I powiedzieć: „dumna jestem z ciebie”.

Już niedługo i tam się spotkamy,
Podczas wojny nie dano nam prawa,
O losach ojczyzny wszyscy pogadamy
Zdobyliście wolność, nikt nie bił wam brawa!

 



 

 

Urodził się w 1948 roku, ukończył studia na Wydziale Instrumentalnym PWSM w Krakowie. Karierę muzyczną rozpoczął w 1966 roku jako członek rzeszowskiego zespołu „Rybałci” (z Antonim Kopffem), był stałym członkiem zespołu muzycznego Estrady Rzeszowskiej, występując z czołówką polskich piosenkarzy, m.in.: Anną German, Anną Jantar. W 1972 r. podjął pracę nauczyciela w klasach puzonu i fortepianu w PSM I stopnia im. M. Karłowicza w Mielcu. W 1972 r. założył i prowadził zespół wokalny „Limbus Fatuorum”, był też współzałożycielem ZPiT „Chorzelowianie” przy SOKiS w Chorzelowie.

Od wielu lat pisze wiersze oraz komponuje muzykę i aranżuje utwory, głównie dla prowadzonych zespołów, przygotowuje dzieci i młodzieży do konkursów lokalnych i ogólnopolskich.

Wydał: „Sto piosenek dla dzieci”, „O jesieni, jesieni”, „Muzyka kameralna puzonowa”, „Staropolskie kolędowanie” (Jasełka w czterech odsłonach), „Polskie kolędy i pastorałki w opracowaniu na kwartet puzonowy”, „Wiersze na każdą okazję”, „Wiersze dla przedszkolaków”, „Poezja śpiewana”, „Piosenki i przyśpiewki ludowe oraz pieśni okolicznościowe” i „Melodie piosenek i przyśpiewek ludowych oraz pieśni okolicznościowych”.

Wyróżniony m.in.: Złotym i Srebrnym Krzyżem Zasługi, Nagrodą Indywidualną Dyrektora Centralnego Ośrodka Pedagogicznego Szkolnictwa Artystycznego I stopnia i II stopnia za
szczególny wkład w rozwój edukacji artystycznej w Polsce, Nagrodą III stopnia Ministra Oświaty i Wychowania i Odznaką „Przyjaciel Dziecka”. W 2010 roku otrzymał brązowy „MEDAL ZASŁUŻONY KULTURZE "GLORIA ARTIS”

strona internetowa >>>


Życie

Co to jest życie? – Życie to wszystko,
Wszystko co gorzkie i wszystko co słone,
Czasami słodkie – ale jakże krótko.
Pragnienie czegoś – to co niespełnione.

Co to jest życie? – Godziny, minuty,
Dni i tygodnie, w końcu lata całe.
Wzloty, upadki, radości, zwątpienia,
Chwilami wielkie, w końcu śmiesznie małe.

Co to jest życie? - Jedna długa chwila,
Banalna farsa narzucona z góry.
To przeznaczenie. Chcesz czy nie – odgrywasz.
W myśl scenariusza po raz nie wiem który.

Co to jest życie? – Zadajesz pytanie,
Ktoś się uśmiechnie, ktoś rozłoży ręce,
Co to jest życie? – Życie to wszystko.
To, że się miotasz i klęczysz w podzięce.


Zadumanie

Dlaczego starość bywa taka smutna?
Choć srebrem wabi, mądrością zniewala,
Co jest przyczyną? – Czy niepewność jutra?
Może samotność śmiać się nie pozwala.

Dlaczego starość jest taka poważna?
Pełna cierpienia, pełna zatroskania.
Chyba wesoła byłaby mniej ważna,
Co ją krępuje i kto jej zabrania?

Dlaczego starość nie może być młoda?
Dlaczego ciągle jak gorączka pali?
Pokornie milczy – zrozumieć ją można,
Swą bezsilnością bez słowa się żali.


Zdrowie

I jeszcze jedna przechodzona grypa,
Znów się udało - już nie po raz pierwszy.
Szkoda ci pracy, nie żałujesz zdrowia,
Myślisz, że ciągle będziesz najmocniejszy.

Dbasz o samochód, lepiej niż o siebie,
Zmieniasz oleje, co najmniej raz w roku.
Sam u lekarza dziesięć lat nie byłeś,
Szkoda ci czasu, wolisz święty spokój.

I tak pomyśleć, trochę ruszyć głową,
To dureń z ciebie, oj, dureń mój stary,
Musisz zrozumieć, zdrowie najważniejsze,.
Nie samochody, ordery, fanfary.


Jak nie kochać jesieni

Jak nie kochać jesieni, jej babiego lata,
Liści niesionych wiatrem, w rytm deszczu tańczących.
Ptaków, co przed podróżą na drzewach usiadły,
Czekając na swych braci, za morze lecących.

Jak nie kochać jesieni, jej barw purpurowych,
Szarych, żółtych, czerwonych, srebrnych, szczerozłotych.
Gdy białą mgłą otuli zachodzący księżyc,
Kojąc w twym słabym sercu, codzienne zgryzoty.

Jak nie kochać jesieni, smutnej, zatroskanej,
Pełnej tęsknoty za tym, co już nie powróci.
Chryzantemy pobieli, dla tych, których nie ma.
Szronem łąki maluje, ukoi, zasmuci.

Jak nie kochać jesieni, siostry listopada,
Tego, co królowanie blaskiem świec rozpocznie.
I w swoim majestacie uczy nas pokory.
Bez słowa na cmentarze wzywa nas corocznie.


Odchudzanie

Będziesz się odchudzał – wszyscy dziś to robią.
Tylko w jaki sposób? - Nie chce ci się ćwiczyć.
A może po prostu – pogniewaj się z żoną,
Sam gotuj obiadki i żadnych słodyczy !

Kapuściana dieta – sąsiad podpowiada.
Ty lubisz kapustę, ale z goloneczką,
Gorącą, pachnącą, tłuściutką i świeżą,
Dobrze przyprawioną – do tego piweczko.

Mineralna woda rano i wieczorem.
Choć wściekły i głodny – będziesz jak paluszek.
Krawiec się ucieszy, więc pomyśl, czy warto.
Ty ten sam, choć inny – gdzie twój piękny brzuszek.

Radzę – przeproś żonę, coś za coś, mój drogi.
Nie ma nic za darmo na tym pięknym świecie.
Lepiej być puszystym, wesołym i zdrowym.
Ci, co na okładkach, niech będą na diecie.

 


Refleksja

Myślisz – wystarczy ścisnąć pięści,
Zapytać – po co nam to było?
Bo przecież my to nie ci pierwsi,
Innym przed nami też się śniło.
To, co wydaje nam się nowe,
Już oni dawno wymyślili,
Przed nimi trzeba chylić głowę,
Chcieli – nie mogli – dlaczego zwątpili?
Bo głową muru... i tak dalej,
Czas jego wieczną trwałość skruszy,
Bezsilność siły, bezsilność męki,
To wszystko leży nam na duszy.
I nie wystarczy ściskać pięści,
Palcami trochę ruszać trzeba.
Do życia mało tylko chęci,
Czasami jeszcze trzeba chleba.


Feralna trzynastka

Jutro trzynasty i piątek,
Na samą myśl cierpnie skóra,
Bo kiedy sobie przypomnę,
Ta oblana matura,
Złamana noga, zgubiony portfel,
W sądzie sprawa przegrana,
Muszę coś zrobić – wezmę L-4,
Z domu nie wyjdę od rana.

Gdy pod pierzyną – szczęśliwy cały,
Chcę przespać feralną trzynastkę,
Zamykam oczy, liczę barany,
Wiem, że na pewno nie zasnę.
Już po raz któryś dzwoni telefon!
Odbieram i pęka mi głowa,
Los mnie dosięgnął!!!
Zieńciu, już jestem,
Czekam na dworcu.
TEŚCIOWA.”


Moje miasto

Z dziesiątego piętra mojego wieżowca,
Wszystko obserwuję jak z lotu szybowca.
Domy, skwery, place, ulice i drzewa,
Kiedy patrzę z okna, duma mnie rozpiera.

To jest moje miasto, tu się urodziłem,
Tu wszystko jest dla mnie, tak bliskie, tak miłe.
To jest moje miasto, znam tu każdy kamień,
Zwyczajne dla innych, najpiękniejsze dla mnie.

Widzę stadion, szkołę, za szkołą - przedszkole,
A obok kawiarnia, duże parasole.
I budka z lodami, dalej pawilony,
Po prawej kościółek i rynek zielony.

Bo to moje miasto, rodzina tu mieszka,
Wujkowie, dziadkowie i ciocia Agnieszka.
Bo to moje miasto, gdy ktoś by mnie spytał,
Czy bym stąd wyjechał? – Przenigdy i kwita.

 

 


Marcin Niziurski



Urodził się w Warszawie w 1950 roku. Studia na warszawskiej ASP (grafika artystyczna w pracowni prof. Andrzeja Rudzińskiego) ukończył w 1977 roku. Trzykrotny stypendysta Ministerstwa Kultury i Sztuki. Pomysłodawca i organizator wielu wystaw, spektakli interdyscyplinarnych i plenerów. Uprawia malarstwo olejne i akrylowe, rysunek piórkiem i grafikę artystyczną. Jest autorem ponad stu wystaw indywidualnych w Polsce, Anglii, Australii, Austrii, Francji, Holandii, Japonii, Niemczech, Szwajcarii, Szwecji i na Słowacji; nadto brał udział w wielu wystawach zbiorowych. Jego obrazy, grafiki, rysunki, kompozycje przestrzenne znajdują się w kolekcjach prywatnych i muzeach wielu krajów europejskich oraz Australii, Argentyny, Egiptu, Japonii, Kanady, RPA, USA. Jest również pisarzem i publicystą (głównie krytyka artystyczna i tematyka turystyczna). Opublikował drukiem m. in. zbiór krótkich utworów prozatorskich „Ja” (wyd. Rewasz 1992) oraz powieść „Wszechświat” (wyd. Nowy Świat 2004).

adres internetowy  : Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
strona internetowa : www.mniziurski.free.art.pl


BAGATELKA – DRZEMKA I SŁOŃCE

Wczoraj, w samo południe
drogę sobie do domu skracając,
przemierzałem ściernisko.
Pod smukłym snopem słomy
dojrzałem pulchne słońce.
Leżało wygodnie na boku.
Drzemało.
Jakże było blisko!
Aż mi dech zaparło z wrażenia.

Jednak
rychło chrobot kroków
po rżysku
postawił je na nogi.
Spłoszyło się.
Pierzchło ze ścierni
w błękitne regiony,
żeby miotać bezkarnie
promienne obelgi
pod moim adresem.
Dogonić je,
zawrócić na pole,
zmusić,
by się opalało pospołu ze słomą
na kolor biało złoty
nie mogłem,
albowiem niebo obłoków było pozbawione.

Zatem
rozglądałem się wokół.
Sprawdzałem stogi
oraz snopki.
Omiatałem wzrokiem
nawet zwykłe wiechcie, wiązki, pojedyncze słomki,
by znaleźć,
by ujrzeć kolejne drzemiące,
choćby tylko jedno,
choćby i najmniejsze z istniejących
na tym polu
słońce...

 


CHMURA

Przyrzekłaś
mi
burzę,
wiosenko...

Pod wieczór chmura
– urocza istota
o różanej twarzy –
podeszła ku mnie falą bursztynową
tak nagle,
tak lekko,
że jej życiowy towarzysz
odziany w ciężkie niebo,
przecież niezdolny do pośpiechu
od chwili narodzin,
nadto już nie młodzian
otchłanny,
zadyszał się,
aż zszarzał z zazdrości.
Tych fluktuacji nade mną,
dziwów niespodzianych,
nie starczyło na burzę prawdziwą,
dlatego wielce delikatnie
wziąłem chmurę w oczy
i jąłem płonąć deszczem,
deszczem bursztynowym.
Teraz krążę
– złoty dym, złote krople –
po twym rozległym królestwie,
a ty klaszczesz w dłonie
i rozgrzana szepczesz:
jestem,
więc płoń,
płoń,
proszę...
jeszcze płoń,
jeszcze...


 

FURTKA

Dokoła
zamarły już krzewy,
w drzemkę zapadły drzewa,
zszarzały trawy i zioła,
zwietrzały tak niedawno jakże twarde słowa.
Witalna tu jest nadal tylko róża wiatrów,
które ogród nawiedzą niebawem gromadnie,
jak wróżył w środku lata mój przekupień czasem.
Ostre kolce krzaku
tak znacznie wystrzępiły sukienkę przestrzeni,
że na szycie, naprawy bieżące
nie starcza przędzy marzeń i wspomnień
ani zwyczajnej nitki, lnianej lub konopnej.
W dodatku warunki są nieodpowiednie.
Niemal od tygodnia pada nieprzerwanie.
Wprawdzie kapuśniaczek skrywa
mizerię codzienności,
lecz rozmywa odpowiedzialność
za ogród,
zazwyczaj chłonną jak gąbka,
stabilną niczym grunt
pod stopami.

Wieczór.
Jesteś na prowadzącej do ogrodu dróżce
– przykucnięta, oparta
o mur tuż przy furtce
zamkniętej od środka.
Oczekując mnie w zadumie,
przysypiasz.
Dlatego nie dostrzegasz zwiastuna
mego nadchodzenia
– nagłego błysku gwiazdy
nad garbem horyzontu.

Kluczem rozwieram furtkę na oścież.
Zbliżam się do ciebie ostrożnie,
po troszeczku,
w milczeniu.
Najlżejszym muśnięciem powietrza
zdmuchuję zadumę z twej twarzy
– delikatnie,
do końca,
gdyż jestem przewidujący,
dbały o szczegóły,
uważny.
Oto dlaczego wiatr,
który właśnie z muśnięcia się rodzi,
dla żartu zatrzaśnie furtkę
i odgrodzi różę.

Gdzieś odejdziemy,
zostawiwszy ogród
w świecie osobnym
wyróżniony
ku przeszłości.


LIST

Jest wieczór
– rozmyślasz schylona nad mym cichym listem.
Nagle w dłoniach postrzegasz rozszalałą burzę
– aż kręte, wyboiste od błyskawic niebo,
prowadzące w świata nie odkryte końce.
Odkrywasz krążące po wyrazach ptaki
– kruki nad spadłym między gwiazdy słońcem,
spłakanym, gdyż się stanie księżycem tej nocy –
oraz znak wyryty wśród liter: swe imię.

Jak sądzisz,
dlaczego w obrazie nieba,
przez które przenoszę płomienie strzeliste,
są znaki – słońce, imię i ptaki?
Dlaczego mój świat nierzeczywisty
przesłałem ci listem właśnie takim?


SŁOŃCE

Codziennie
oczy otwieram na oścież
i ciebie witam z nadzieją, wiarą
w twój uśmiech pogodny, słońce,
a ty wisisz nade mną pochmurne
zamknięte na głucho, na ślepo,
niezmiernie zimne, ponure,
jakże niskie,
bez promienia zdatnego do lotu, bez gotowej kropli złota,
złota choćby fałszywego.


Strach skowronka

Jestem taki, że aż strach.

Nikt nie odbierze ci strachu nawet odrobiny.
Śmiało czyń mnie odpowiedzialnym
za wielkooką postać świata.
Za to, że wiatr wieje
i wznieca tumany kurzu.
Że czasem głodno, mroźno,
a kot czyha.
Że dzwonią polne dzwoneczki we mnie.
Że kłaniam się kapeluszem do ziemi
i kwitnę znoszoną purpurą.
Mało który świat dziś zakwita inaczej.
Nie zmienię jego postaci,
ale możesz mnie dotknąć.

Śmiało!
Śmiało!!!

Dobrze, już dobrze, nie denerwuj się!
Zakwitnę nawet prawdziwym bławatkiem,
byle uśmierzyć twój lęk
przed odrobiną obaw o siebie.
Albo sam się stanę strasznie błękitnym niebem
– twym powietrznym światem –
pośmiewiskiem wszystkich straszliwych,
co się zowie, strachów,
tylko zaśpiewaj...

Zaśpiewaj mi, proszę.

Urodziła się 4 sierpnia 1944 roku w Kawęczynie, powiat mielecki. Pochodzi z rodziny chłopskiej. Po ukończeniu Technikum Rolniczego w Weryni prowadziła przejęte po rodzicach gospodarstwo rolne w Brniu Osuchowskim. Obecnie jest rencistką. Wiersze pisze od 1997 roku. Największa ich ilość dotyczy wsi, pracy na roli, życia i przemijania, szukania Boga i dróg do Niego, dobroci i radości, smutku i miłości. Bierze udział w konkursach poetyckich i współpracuje z prasą regionalną.


POCZCIWY STARY KSIĘŻYC

Poczciwy stary księżyc wyruszył na
trasę. Przemierza nocą niebo i patroluje
ziemię. Prowadzi podróże przez kosmiczne
krainy. I nawet we śnie ogląda Ciebie.

A Ty śpisz i słodko śnisz złote sny
Nawet nie wiesz, że on tam gdzie gwiazdy
migocą. Pozwala ludziom na wszystko, co
zechcą. Nawet na włóczęgi ciemną nocą.

Jaki on jest? Ten srebrny staruszek
Co tyle już lat umila nam noce.
Przez nasze zmartwienia raz chudnie,
to tyje. To znów nam jasno światłem swym
migoce.

Pozwoli się czasem śmiałkowi odwiedzić
Ale bywa nudny i trudno z nim żyć.
Szczery aż do bólu, zawsze uśmiechnięty
Ale tam zamieszkać? – Nie da się tam być!

Już lepiej zostańmy na tej naszej ziemi
Księżyc podziwiajmy na błękitnym niebie.
On ześle nam czasem jakieś dobre sny
Dalej powędruje nocami przed siebie.


CZYM JEST DOBRO

Dobro to nasz odruch serca
I nasza nadzieja na przyszłość.
To coś tak piękne, pełne miłości
I taka miła rzeczywistość.

To coś, co trzeba pielęgnować
Podsycać co dzień nasze pragnienia
By mogło działać zawsze i wszędzie
Musi być duchem naszego sumienia

Dobro to ogród, gdzie kwiaty rosną
W zgodzie, radości, w pełni rozkwitu.
I co dzień trzeba je mieć na oczach
Aby nie stracić nic z kolorytu.

Musi też ciągle robić nadzieję
Pomagać innym i wciąż tkwić w nas
Jak zadra w sercu wbita na zawsze
By móc odczuwać dobro w każdy czas.

Biedni ci ludzie bez dobra w sercu
Ich życie biegnie szybko w dal
Ciągle bez planu i nigdy nadziei
A mnie ich jednak trochę żal.

Każdy odczuwa chęć bycia dobrym
Ale też musi stoczyć walkę ze złem.
I co zwycięży? Co serce podpowie?
To jest Twój wybór – serca słuchać chciej.

 


PTASZKI I JA

Te same śpiewam pieśni, co i słowik
wiosną. Tylko mój głos jest inny od miłej
ptaszyny. Ale cel jeden mamy, ja i ptaszek
mały. Nasz głos w górę hen leci, do
niebios krainy.

Chciałabym ja być ptaszkiem, szarym
skowroneczkiem. Bujać sobie po niebie i
gonić z chmurkami. Tam miałbym ja
bliżej do Ciebie, mój Panie. I śpiew by też
doleciał szybciej z obłokami.

Nigdy mi się nie spełnią te ulotne mrzonki
Ale miłe marzenia są przecież za darmo.
Jak miło tak myślami, wciąż z wiatrem
ulatać. I wciąż szukać Cię mój Panie –
znajdę Cię na pewno.

Może Ty jesteś blisko, tylko Cię nie widzę
Moje oczy zakryte niby gęstą mgłą.
I szukam po omacku, gonię resztką sił
Ach gdzież Ty? Ach, gdzież Ty? – idę
drogą złą.

Pewnie jeszcze za wcześnie dla mnie
zagubionej. Muszę dalej wędrować i
śpiewać me pieśni. Mam nadzieję, że
wreszcie wędrówka się skończy. A duch
mój uleci z echem z mojej piersi.

 


ACH ! MŁODOŚĆ

Młodość ma swoje prawa
I swoje upadki i wzloty.
Swą drogę życiową przed siebie
I miłość, szczęście, kłopoty.

Młodość ma serce na dłoni
Wciąż szuka drugiego do pary.
Na podróż przez całe swe życie
Bo miłość to coś nie do wiary.

To uczta, co czeka na Ciebie
Byś brał ją powoli, ze smakiem.
A serce i dusza razem połączone
Wciąż żyły i biły swym znakiem.

Serce to życia nadzieja
To droga przez życie, co trwa.
Gdy miłość przeminie do końca
A życie w dal płynie, co dnia.

Ach! Młodość szczęśliwa, wyśniona
Nie widzi, co dobre i złe.
Jest ślepa i błądzi w ciemności
A może to właśnie - życie Twe?


SŁOWIK I NADZIEJA

Pisać dziś będę o słowiku i nadziei
O życiu, co przeszło we łzach.
Zostało wspomnienie, nie wróci już czas
A słowik znów śpiewa w bzach.

On jeden pamięta o szczęściu mym
Co było radością, szaleństwem dzikim.
Ruchliwe jak wiatr, ulotne jak piórko
Popłynęło w dal i zostałam nikim.

Nie trzeba mi wspomnień, ani więcej żalu.
Cudowne te lata nie powrócą już.
A obecna chwila też niezapomniana
Choć życie uciekło - no to cóż.

Nadzieja dla dzieci i wnuków moich,
Że może i dla nich też słońce zaświeci.
Tak bardzo im życzę wszystkiego, co
dobre. By były szczęśliwe te dzieci.

Moją nadzieją, dobra nadzieja
Która da szczęście wszystkim spotkanym.
Tego Wam życzę z całego serca
Moi najmilsi, szczęścia złaknieni.

Dziś słowik też śpiewa swą miłosną pieśń
Ukryty w kwitnących krzakach bzów.
Dziś śpiewa dla innych, co maj w sercach
mają. A dla mnie też śpiewa –
- ale do snu.


PIÓREM MALOWANE

Jak pięknie jest piórem malować
Wszystko, co widzę jak w bajce.
Malować mogę nawet życie swoje
A do wszystkiego służą moje ręce.

One potrafią wszystko, co zechcą
Wypiszą piórem, wymalują barwą
Kolory tęczy na nieba błękicie
To także jest moje życie

Wszystko potrafię piórem wymalować
Moje dzieciństwo, swoje szkolne lata
I moją młodość, co w dal odpłynęła
I swoje szczęście, co idzie hen z świata.

Mogę wymalować i tę swoją miłość,
Co cichutko idzie całe życie moje
Bo mi się udało tę resztkę zachować
Choć już jedną nogą w starości stoję.

Pójdę ja przed siebie, tak między polami
Potrafię docenić też piękno przyrody
Opiszę, co widzę, te cuda natury
I pójdę hen w dalszą drogę.

Namaluję piórem to, co zawsze kocham
I to, co przeżyłam na tym bożym świecie
Pożegnam się z Wami, moi mili goście
I pójdę hen, tam daleko – wiecie?



Wojtek Szczurek

Rocznik ‘69. Absolwent Technikum Elektrycznego w Mielcu. Gra na gitarze, śpiewa i gdy tylko to możliwe, wędruje po Bieszczadach. Kocha naturę i prostotę,

bo ...w drewnianych domach murowane szczęście”
(cytat z wiersza „Wiosna w Zalipiu”).

Swoją przygodę z pisaniem rozpoczął stosunkowo późno, bo dopiero w wieku 40 lat. Jego pierwsze wiersze ukazały się w almanachu Grupy Literackiej „Słowo” „W rytmie słowa” (Mielec 2009).

Tomik „Wyśpiewać Zdziwienie” jest jego pierwszym samodzielnym wydawnictwem. Zawiera 40 wierszy i został wydany ze środków własnych autora.

Strona: www.pasikonik.art.pl


* * *

Rysuję kredką
Maliny czerwone
W kształcie swoim pełne

W leśnych jagodach
odnajduję radość
Wśród gęstwiny ciemnej

Podglądam wyspy
Mchu pośród czerwieni
Rozmarzone sennie

Czym tęczę unieść
zanurzoną w czasie
Myślę nieustannie

W małżach odkrywam
Zgubione klejnoty
Słucham szumu morza

Kruszę orzechy
Zamknięte jesienią
Przemierzam bezdroża

Oddechem krótkim
Pieszczotą niezgrabną
Szeptem pełnym marzeń

Spojrzeniem skrytym
Zasłuchaniem myśli
Budzę świt na twarzy


ORZECHY

W orzechach przechowane tajemnice życia
Rysy określają historię istnienia
Zachód słońca otwiera zapisaną księgę
Pozwala odczytać ból i radość bycia

Żłobieniem przeszłości orzechy pokryte
Zdradzają jesienią czyny gesty słowa
Oczu wyjaśnienia w niebycie niknące
Ujawniają wieczorem grzechy ukryte

Strzałki małych radości, wiosennych zakwitań
Kreski wyrzeźbione skupieniem niezmiernym
Obok drobne pęknięcia przelotnego smutku
I rysy zwątpienia które świt przywitał

Pogłębione światłem ślady ptaków nielotnych
Pozostaną wiecznym świadectwem przeszłości
Chyba, że...
Dotknie ktoś i wygładzi blizny
A wyblakłe marzenia przyozdobi złotem


JAGODY

Nieśmiałym pąkiem
wiosna wygląda
Wstający świt
śpiewem wita

W czerwieni słońca
W marzeniu mglistym
Rumieńca ślad
Już rozkwita

Leśne jagody
Pieszczę ostrożnie
Podziwiam wzór
Na róż polach

Odsłaniam barwy
Zielonym liściem
Rumianku kwiat
W dłoni chowam

Czerwonych liści
Niesionych śmiechem
Przygarniam świat
Roztańczony

Zaklętym wyspom
mchu zielonego
Powierzam lęk
przeznaczenia

Zimowym wiatrem
Wycieram lekko
Jagody ślad
na ust brzegu

Schowany w chmurach
Zdziwiony księżyc
Odkrywa czar
róż wśród śniegu


MALINY

Rysuję myślą
Rozchylone usta
Czerwoną kredką zdobione
Szukam znaczenia
Fal na Twojej twarzy
Wiatrem na piasku rzeźbionych

Uśmiech zalotny
Dawany ukradkiem
Sprawdza, czy także się śmieję
Niech nie przygaśnie
Pewnością skażony
Że stał się moim marzeniem

Czasem złe słowo
Rzucone w pośpiechu
Bez znaczka wyślą
w mą stronę
Potem darują
Szeptu szum kojący
Falą przypływu niesiony

Moim spojrzeniem
Uciszone w końcu
Wspomnieniem spacerów
zwilżone
Wreszcie milczące
Lekko uśmiechnięte
Do pocałunku złożone


ZDZIWIENIE

Gotyckie łuki
Sacrum chcące pojąć
Chwałę istnienia rozgłaszają

Ramy witraży
Tęczę chcące objąć
Wiary w nadzieję nauczają

Bramy ogrodów
Co wiecznie zielone
Symetrią znużenie kojące

Wiatrem łagodnym
Trawy pochylone
Wieczne podziwu pragnące

Fale przybrzeżne
Marzeniem wznoszone
Zielone światy otwierają

Wiatrem pędzącym
Żagle wypełnione
Do grzechu myśli popychają

Tak wciąż rozmyślam
karmiony zdziwieniem
Wpatruję się w Twoje oczy

I szukam słowa
Co da mi natchnienie
Czym mogę Cię jeszcze zaskoczyć

 


ZIELONA PIOSENKA

Gdy mi przyniosłaś
dar rozkojarzenia
Do innych światów
otworzyłaś bramy
Gwiazdom ukrytym
za powiek zasłoną
Dałaś rozjaśnić
mroki samotności
Chciałem

Gdy malowałaś
akt rozkojarzenia
Tchnęłaś w pastele
barwy pożądania
Skryłaś w zieleni
studnię swoich uczuć
Zmieniłaś w wodę
piasek nieśmiałości
Chciałem

Gdy darowałaś
cud rozkojarzenia
Mgłę co okrywa
szmaragdowe morze
Łodzią zieloną
Pozwoliłaś płynąć
W długich historiach
Dałaś się zapomnieć
Chciałem

Zobaczyć dźwięki
Których nikt nie widzi
Smakować czas
Zanim blask swój roztrwoni
Usłyszeć barwy
Których nikt nie słyszy
Pomylić słowa
Pieśni zadziwionej


***

Te białe wiersze
i zielone rymy
Piszę dla Ciebie
nocą nieskończoną
Rozkojarzony
Twym rozkojarzeniem
Pytam za Tobą
co dalej, CO DALEJ
I
Pragnę

Nie słyszeć dźwięków
których nikt nie słyszy
Twardo po ziemi
stąpać znów skupiony
Nie widzieć barw
których nikt nie widzi
Zapomnieć słowa
pieśni zadziwionej


INWOKACJA

Pani radosna
urodą świata
Zdradź barw znaczenie
ukryte w kwiatach

Pani raniąca
pęknięciem nieba
Podziel się deszczem
rozkojarzenia

Pani dostojna
czerwieni pełna
Opowiedz proszę
Co kryje ziemia

Pani zdziwiona
trwałością śladów
W aniele powróć

brodzącym w śniegu











Urodzona 9 marca 1992 roku w Mielcu. Uczennica II Liceum im. Mikołaja Kopernika w Mielcu. Zapał do pisania wierszy poczuła już w szkole podstawowej, gdzie zdobyła I nagrodę w konkursie szkolnym, oraz wyróżnienie w konkursie „Legenda o Mielcu".

Wielokrotnie wyróżniana i nagradzana w konkursach:
- wyróżnienie w Powiatowym Konkursie Poetyckim „Moja Mała Ojczyzna” (2005),

- wyróżnieni w I edycji Powiatowego Konkursu Poetyckiego „Dla Taty” (2006),
- I miejsce w konkursie „Wola Mielecka w wierszu i opowiadaniach (2007),
- II miejsce w IV Powiatowym Konkursie Poetyckim im. Władysława Harli (2007),
- główna nagroda w II (2007) i III (2008) edycji Powiatowego Konkursu Literackiego „Tu wszędzie jest moja Ojczyzna”.

Więcej utworów można znaleźć na stronie internetowej: >
www.wolamielecka.pl/wiersze.htm


" Tu wszędzie jest moja mała ojczyzna."

***

...Zegar kolejny raz wybił jedenaście razy na ciszę i samotność. Wyszłam na zewnątrz: zapachniało pomarańczami. Chłodny, lekki zefirek z

zachodu zawiał aromatem świeżych, dzikich cytrusów rosnących nad brzegiem Agry.

Dookoła wszystko skrzyło się barwami tęczy, niczym paleta

Mistrza. Czy widział ktoś cudowniejszy obraz? Widok małej doliny z błękitną rzeką pośrodku odpędzał strach, a przynosił radość. Gdzieniegdzie

rosły kwiaty o delikatnych różowawych płatkach i kosmatych listkach cienkich łodyg.

Zbierałam je na bukiety do pokoików. Polubiłam mój nowy dom, czułam się w nim spokojnie, ale ciągle samotnie, samotnie, monotonnie...

Wstawałam wcześnie rano, około piątej, brzask budził moje powieki, a

chłodna bryza rosiła twarz. Wychodziłam na taras wyłożony czerwonoceglastymi płytkami, które mimo tak wczesnej pory i zupełnego braku promieni słonecznych parzyły

mnie w stopy. Dziwne zjawisko, nieprawdaż?

To fakt, tutaj słońce wschodzi i zachodzi inaczej, a towarzyszą mu takie

zjawiska, jakie przyjezdny nie jest w stanie zrozumieć przez dłuższy czas. To jest rytuał;

od tysięcy lat słońce wita i żegna to samo miejsce. Jeszcze dziwniejsze zjawisko, nieprawdaż?

Od dwóch dni nikogo nie spotkałam. Przestały mnie cieszyć zwykłe, codzienne sprawy i starałam się szukać rzeczy, które choć na chwilę

starłyby szarość tamtych dni. Wokół mnie tętniło życie: krowy deptały moje kwiaty,

słuchać było gwar, czasem nawet po niebie, łączącym się na horyzoncie z lazurową

rzeką, leciał samolot. Nie wiadomo skąd i dokąd.
Samotność to najgorsze uczucie, jakie może dotknąć serce człowieka.

Idąc na spacer, starałam się choć troszkę rozkoszować cudownymi widokami, ale ta zżerająca samotność była silniejsza i wyciskała łzy z głębi serca.

***

Około południa był taki upał, że nawet w cieniu nie dało się wysiedzieć. Zdawało się że od południowej strony doliny ktoś siedział pod cytrusem.

Czy to fatamorgana w upale doliny Agry? A jednak nie-siedział tam starszy człowiek. Był ubrany w starą , ortalionowa kurtkę, sprane spodnie z powycieranymi nogawkami

i drewniane chodaki. Spod grubych, ciemnych okularów było widać jedynie jego siwe,

kręcone wąsy. Siedział na dużym kamieniu i podpierał się kunsztownie wykonaną laską.

Chciałam przemówić do niego w tutejszym języku, ale niestety nie byłam w tym biegła. Mówiłam tak jak potrafiłam.

-Czy nie jest panu za gorąco? -Nie-odpowiedział spokojnym głosem.

-A może coś do picia? Znów usłyszałam odpowiedź "nie". Po chwili znów odeszłam, choć żal mi się zrobiło starego mężczyzny.

***

Nazajutrz, jak co dnia, poszłam po kwiaty. Pomarańcze już dojrzały.

Pozbierałam prawie cały koszyk; chciałam zrobić zapasy na zimę,

Np. pyszną marmoladę, która przypominałaby mi dom rodzinny. Oh, zapomniałam!

Tutaj nie ma chłodów. Dziwne zjawisko, nieprawdaż?

Na zewnątrz stary człowiek w kurtce siedział na tym samym miejscu jak posąg.

Cudowna woń roślin zachęciła mnie do rozmowy.

-Dzień dobry.

-Witaj Pilar - nazwał mnie dziwnie, ale przyjaźnie nie poprawiałam go.

-Pilar to bardzo ładne imię-stwierdziłam.

-Prawda, masz rację. Odkąd tu siedzę, to chyba najładniejsze. Jestem tu od wojny.

Od tej pory nie ruszyłem się tego kamienia i słucham rzeki.

Czekam, aż odda mi to, co zabrała.

-Rozumiem. Czy zechciałby pan połowić ryby? Tak jak rybacy z Hawany-mówiłam zagadkowo.

-Dobrze. Wiesz byłem na tej wyspie. Przynieś wędki, proszę-powiedział stary.

I wędkowaliśmy do wieczora, zajadając pomarańcze i pijąc "sok z butelki Dżinu".

Mężczyzna nie przedstawił się, rozmawialiśmy długo jak starzy

przyjaciele. Zachód słońca wzbudził we mnie zachwyt i radość. Cudowna łuna pozostała na niebie, a pasterze prowadzili swoje zmęczone trzody do zagród. Potem odeszłam.

***

I tak każdego dnia zegar bił na połów. Chodziłam nad rzekę odwiedzać tego człowieka i rozmawiać o świecie.

Zrozumiałam dzięki nie mu, te ciekawe zjawiska znad Agry.

-Dziękuje, bo pan monolog zamienia w dialog-powiedziałam.

-Nie ma za co, Pilar.
***

...I tak nad samotnością zwyciężyła przyjaźń, cała dolina Agry zamieniła się

w moja ojczyznę. Zrozumiałam, że życie leży w rękach człowieka i jest długą wędrówką.

Wiem, długo będę wracać do spokoju stabilizacji, ale spotkanie tego człowieka dało

początek nowemu etapowi ziemskiej drogi. Ciekawe zjawisko, nieprawdaż?

Krótkie spotkanie odmieniło moje myślenie. Ten człowiek spędził otchłań czasu na kamieniu.

Ja tak nie chcę. Zrozumiałam, że świat należy do mnie i tu wszędzie jest moja mała ojczyzna.

Czy teraz wiesz, gdzie mieszkam?

***

...Zegar kolejny raz wybił jedenaście razy, ale teraz na spełnienie marzeń.


B.B.



Wola Mielecka

Jest zakątek na tej ziemi,
gdzie Wisłoka , rzeka płynie,
a jej wstęga opasana
jest miejscowość ma kochana-
Wola Mielecka.

Teraz państwo mi pozwolą,
że zajmiemy się tą Wolą
i opowiem co tu mamy -
prezentację zaczynamy.
A więc ta Wola Mielecka
wieś to duża i bogata
rozpostarta na 4 strony świata:
od południa las jest młody,
a tuż obok salon "Skody".

Jedni robią tu tłumiki,
inni coś z elektroniki.
Jest stolarstwo i brukarstwo,
inni mają gospodarstwo.

Jest drużyna Start - V klasa,
pod wodzą prezesa Muryjasa.
Mamy też tradycję znaną,
przez mieszkańców podtrzymywaną.
Co roku na traktorze
wiozą, chłopi piękne zboże
do kościoła, przed ołtarze,
niosą chłopi wieniec w darze,
by w podzięce za jej plony
Matce Zielnej bić pokłony.

Kiedyś żył tu Ossoliński,
dzisiaj mamy Kazimierza,(Ogorzałka)
co nam szkołę wciąż rozszerza.
Pan dyrektor znów coś "knuje",
całe grono mu wtóruje,
wnet liceum nam zbuduje.

Może kiedyś w tym rozpędzie,
"Uniwerek"nam przybędzie ?!
Drodzy państwo, nie przesadzam,
jest w Atenach olimpiada
a na Woli zaś - Ossoliniada.

Teraz jeszcze Unia kroczy,
nowe mozliwości nam roztoczy.
Już wystarczy moi mili,
byście wieś tę polubili.
Tu jest pięknie, żyć się chce
jak nie wierzysz - przekonaj się!


B.B.    kwiecień 2003rok


Magnolie

Miłość.
Słowa przepojone uczuciem i obrazem -
moja ojczyzna
*
Nadzieja.
Słowa przepojone miłością i wiarą -
moja ojczyzna.
*
Wiara.
Słowa przepojone nadzieją i ciszą -
moja ojczyzna.
*
Odchodzisz.
Słowa przepojone zazdrością i tęsknotą -
moje piekło.
*
Magnolie zwiędły.
*
Kocham Cię. Powracasz.
Słowa po prostu są zbędne -
Moje- nasze szczęście.
*
Wręczasz mi magnolie.

B.B. 15.06.2006r.


***

Widziałam go dziś w tramwaju 415,
choć cyfry nie mają tu znaczenia,
są wieczne -
jak miłość.
Lecz jej nie da sie ogarnąć,
a liczby - są tylko wartością.
Kocham go.

Szedł dziś zamyślony po ulicy Parkowej,
choć nazwy nie mają tu znaczenia,
są wieczne -
jak miłość.
Lecz jej nie da się opisać,
a słowa są tylko narzędziem.
Kocham go.

Chyba się uśmiechnął,
choć gesty nie mają tu znaczenia,
są chwilowe -
jak uczucia.
Lecz to one kierują życiem,
a gesty odchodzą w zapomnienie.
Odjechał.

B.B. wrzesień 2006



" Życie "

Kocham Cię życie za wiosnę ,
gdy sypie kwiatem jabłoni.
Kiedy kosz kwiatów niosę ,
czekam, aż mi się świat pokłoni...
Kocham Cię życie za lato,
gdy gorąco bije niemiłosiernie,
bo lubię patrzeć na moje miasto,
gdy wiatr dmucha w liście bezszelestnie.
Kocham Cię życie za jesień,
gdy jest mi żółto.
Patrzę jak przemija listopad i wrzesień...
i żółknie obrazu mego miasta płótno.
Kocham Cię życie za zimę,
za śnieżycę i za święta,
gdy Słońce jedyne wydaję się rubinem.
Cieszę się gdy ktoś inny o mnie pamięta.
... lecz gdy patrzę na te pory roku ,
to widzę , że to wszystko to bajka.
Bo ja nie mogę żyć bez Ciebie o zmroku,
ty beze mnie jesteś jak pusta kartka.
Ja bez Ciebie jestem jak dom bez dachu,
jak ogień bez dymu, jak cień bez światła.
Chcę Ciebie poznać, i tęczę , i odgłos grzmotu.
Jak sączy ołówek przezroczysta kalka.
By móc żyć bez tej ciekawości ,
trzeba przejść przez bariery,kłody.
Pomoże w tym lawa dobra i miłości,
z kłód zbudować tratwę; przepłynąć ,,bystre wody"

Wola Mielecka , grudzień 2004 r.


Niebo

Bez nieba nudny byłby świat,
pusta przestrzeń nad kulą pełną ludzi.
Gdyby nie niebo, Ziemia miałaby więcej lat,
Ono wszystko do życia budzi.

Niebo często zadziwia swą barwą-
od indigo przez lazur do bieli.
Rozbłyśnie czasem złotą gwiazdą.
Raz w heban, raz w Galadierę się wcieli.

Imć niebo różne ma kaprysy.
Co jest tego stanu przyczyną?
Raz jak tulipan, raz jak irysy.
Kiedy te nastroje mu przeminą?

Różne niebo daje nam prezenty:
niby jest takie dobre i hojne.
Raz deszczyk, raz grad przeklęty.
Szybkie , i niczym Cumulusy powolne.

Wisi nad moim ogrodem ślepienie,
co milion gwiazd się na nim osadziło.
Tworzy starorzecza, wydmy, mierzeje.
Teraz, wiosną , znów ono ożyło.

Niebo zsyła jakieś dobroczynne wiersze,
usypiają mą małą ojczyznę .
Podśpiewują z nim świerszcze,
co latały nad łąką i ojcowizną.

W moim ogrodzie warto się położyć ,
na trawie, zielonej w seledynie.
Warto ręce pod głowę ułożyć .
I patrzeć na niebo - jedyne.

Ono takie dalekie, tajemnicze.
Nikt go nie dotknie; ulotne.
Choć gwiazdy na nim płoną jak znicze,
nic ich nie trzyma - wszystko niemocne.

Ma to jednak czarodziejską siłę.
Mocny urok, przez swój sekret.
Kiedy już mrok dom mój spowije,
pójdę spać , gdy mi się zechce.

A rano i tak przecież wstanę,
niebo będzie tam , gdzie zawsze.
Uprzątnę codzienność i mieszkanie.
Wyjdę na dwór. Będę patrzeć.

Wola Mielecka , marzec 2005 r.


***

Posłuchaj ze mną śpiewu topoli
rosnącej w parku, przy wąskiej alejce.
Razem możemy jej słuchać do woli.
Wybaczam, że skradłeś mi wtedy serce.

To było właśnie tutaj, po raz kolejny
szepnąłeś "kocham" tak spontanicznie.
Każdy ten nasz spacer jesienny
pamiętam tak ciepło i magicznie.

Zostały teraz nikłe wspomnienia
i żal gorzki, na dnie, w duszy.
Twe listy palę cicho od niechcenia,
nim znów smutek mną poruszy.

Być może jeszcze kiedyś wrócisz
a ja biały stół nakryję odświętnie.
Wszystkie te nasze wspomnienia obudzisz
i pocałujesz mnie ciepło, namiętnie.

B.B. 20.11.2006r.


Przykład

Weźmy za przykład
taki... kamień.
On to jest doskonały i nieskazitelny
w całej swojej istocie.
jest stworzeniem idealnym -
przepojony kamienistością do dna
i nieśmiertelny.
On to jest mały
a ma w sobie epoki
naszych przodków.
Wybacz kamieniu, że cię nie doceniałam.
Wybacz.
Przepraszam
całą ludzkością
twoją kamienistość.

B.B. 16.10.2006r.

Please publish modules in offcanvas position.