Ciach Andrzej

Ballada na starą szafę i puste krzesła

Moje okna już skrzypią przed zimą
Stary sweter domaga się łat
Znów udało się jakoś dopłynąć
Chociaż w szafie postarzał się świat

A tu lecą znajomi do nieba
Na herbatę dziś mieli tu wpaść
I tak nagle dopada mnie trema
Widząc mola co wtulił się w płaszcz

Nie odlatujcie chłopaki
Na służbę do Pana Boga
Przecież tyle wypiło się wina
Tyle dziewczyn tuliło na schodach

Tak wam śpieszno do posad
W niepojętym błękicie
Co wam chłopcy do tego
Gdy pod ręką jest życie

Znów sikorki za oknem
A wy już w wyższych sferach
Wam to po co chłopaki
W niebie się poniewierać

Czajnik gwiżdże aż pies ogon skulił
Ciepły szal muszę kupić i koc
Puste krzesła czekają na temat
Do rozmowy na bezsenną noc

Wiem znów kiedyś z tej szafy wyjdziecie
Nagle któryś pojawi się w drzwiach
Odwiedzajcie mnie częściej koledzy
Co wam szkodzi na chwilę tu wpaść


Ostatni tramwaj przed snem

W mojej głowie jest raczej spokój
Jeszcze tłucze gdzieniegdzie się dzień
Milczkiem noc już podchodzi do okien
Myją nogi skazani na sen

Młodzi gniewni wciąż szyją na wiosłach
Niczym szwaczki gdzieś w 56
Albo cierpią zaciekle zbyt dumni
Żeby przyznać, że mają to gdzieś

Może wpadnie ktoś jeszcze na wódkę
Jakiś Byron szalony jak świat
Dom zamkniemy na kłódkę i wkrótce
Polecimy pijani do gwiazd

Potem wrócę do siebie jak zawsze
Gdy już nie chce bez celu się iść
I na ludzi przez okno popatrzę
Co normalnie po prostu chcą żyć

I znów noc przyjdzie pod nasze okna
Jak lat temu 50 czy 6
Durna młodość zachłannie dorosła
Będzie w bramie skowyczeć jak pies

Tramwaj dzwoni ostatni
Ratunkową jest tratwą
Starych szczurów lądowych jak my

Motorniczy siwiutki
Nie poskąpi nam smutku
Potem śmiać się będziemy przez łzy

Serce robi co swoje
Myśleć nie chce się zbyt
Pewnie piszą coś jeszcze poeci

I choć wiemy, że gdzieś
Przyczaiła się śmierć
Zasypiamy naiwni jak dzieci


Przygnębnik

Te same myśli
o tym samym.
Ten sam w podeszwę
wbity kamyk.

Ta sama czarna
skrzynka serca.
Tak samo skrzętnie
zapamięta.

Ta sama cisza
ciągle. Oraz
kometa łzy
i snu bohomaz.

Tak samo.
Aż trywialnie wręcz.
Trzy sześć i sześć
melduje rtęć.


Ujeżdżalnia

Po to
się ćwiczy łzy
jak konie
wyścigowe

żeby
uśmiechać się
choć wykopyrtnie
mysz i człowiek


Wszystko płynie

Byłem na rybach w mojej Polsce
Choć ona była Bóg wie gdzie
Dobrze, że już mi umarł ojciec
Bo pewnie poczułby się źle

Znowu nie brały tylko ryby
Więc głowę miałem w Sacre Couer
I tak pomiędzy, i tak na niby
Kołysał się nad rzeką dzień

Wsłuchany w drzew milczenie dumne
Wędkarskiej karty tracąc sens
Pojąłem - drzewom jeszcze trudniej
Przerzucić się na drugi brzeg

Co mnie tu trzyma ciągle nie wiem
Choć wszystko woła: leć gdzieś! leć!
Lecz jestem z Panią, rzeką, drzewem
W tę samą zaplątany sieć

Wszystko płynie, proszę Pani, wszystko płynie
Na haczyku robak miota się pamięci
Każda rzecz znaczenie ma i jakieś imię
Ale płynie, proszę Pani, i nic więcej

Please publish modules in offcanvas position.