Jan Antoni Robak (1954-2022)

miniaturki mieleckie

„ŁYSOL”
Tego dnia biomet był wyjątkowo niekorzystny. „Łysol” z trudem zwlókł się z łóżka i chwiejnym krokiem udał się do łazienki. Tu przemył twarz zimną wodą. Ten zabieg zwykle stawiał go na nogi, tym razem jednak niewiele mu pomógł. Nadal kręciło mu się w głowie i czuł się jakoś dziwnie ociężale.
- „Cholera, coraz gorzej ze mną” – pomyślał, przyglądając się w lustrze swej zmęczonej twarzy. Dwudniowy zarost w świetle żarówki potęgował jeszcze wrażenie.

„Łysol” sięgnął po pędzel do golenia, ale po chwili szybko odłożył go na miejsce. Machnął ręką i wyszedł z łazienki. W kuchni zapalił papierosa i zaczął szperać w lodówce. Niestety – jedyną rzeczą jaką tu znalazł – był słoik z przeterminowaną musztardą. Zrezygnowany usiadł przy stole i ukrył twarz w dłoniach. Po chwili otrząsnął się z zadumy, ubrał się i wyszedł na miasto. Skierował się w stronę popularnego „blaszaka”. To był jego teren. Potrafił nieraz godzinami tu sterczeć, by uzbierać chociaż parę groszy.

Teraz też postanowił ostro zabrać się do „pracy”. Nie czekał długo. Wnet podjechał rowerem młody mężczyzna. Zostawił rower przed sklepem, sam zaś udał się na zakupy. Po dłuższej chwili wrócił i na bagażniku swojego roweru umieścił torbę z zakupami.
„Łysol” tylko na to czekał. Podszedł do mężczyzny i z przesadną nieco grzecznością oznajmił:
- Kierowniku, pilnowałem pańskiego roweru, żeby go kto nie zwinął. Odpal pan parę groszy...

Mężczyzna spojrzał na niego i bez słowa wręczył mu pięćdziesiąt złotych. „Łysol” aż usta otworzył ze zdumienia. Takiej sumy jeszcze od nikogo nie otrzymał. Mężczyzna tymczasem założył przeciwsłoneczne okulary i osłupiałemu „Łysolowi” wrzasnął do ucha:
- Jutro się żenię! Ciesz się pan razem ze mną!

Następnie wskoczył lekko na siodełko i odjechał. „Łysol” nie wiedział czy się śmiać, czy płakać. Swoim zwyczajem najpierw chuchnął na banknot, po czym schował go do tylnej kieszeni.
Pokręcił się jeszcze trochę przed „Błaszakiem”, ale tym razem – jak na złość - nie udało mu się „zarobić” ani grosza. Nie przejął się jednak tym zbytnio. Teraz myślał już tylko o dobrym obiedzie.

Wracając do domu, zorientował się w pewnym momencie, że właśnie minął siedzącą na chodniku staruszkę, trzymającą w ręce jakąś kartkę. Nigdy nie zwracał uwagi na tych, którzy – podobnie jak on – wyciągali rękę po pieniądze, teraz jednak jakaś wewnętrzna siła kazała mu zawrócić. Stanął przed staruszką i sam nie wiedząc kiedy, wyjął z kieszeni owe pięćdziesiąt złotych i włożył jej do pudełka.
- Bóg zapłać – wyszeptała i lekko się uśmiechnęła.
„Łysolowi” łzy spłynęły po policzku. Sam nie wiedział, co się z nim dzieje. Chciał coś powiedzieć, ale ze ściśniętego gardła nie potrafił wydobyć żadnego słowa. Otarł więc ukradkiem łzy i ruszył dalej.

Gdy był już przed swoim blokiem, z okna czyjegoś mieszkania usłyszał głośną muzykę. Solista popularnego zespołu „Raz, dwa, trzy” śpiewał dobitnym głosem: „I tak warto żyć...”
- „I tak warto żyć” – powtórzył w myślach „Łysol”.


NIESPEŁNIENIA SĄ JAK CISZA
Niespełnienia są jak cisza,
która boli i przenika.
W niespełnieniach uwięziony
srebrnoszarych łez dotykam

Tu dzień ze mną gra na zwłokę,
nim się zwinie w kłębek czasu.
Chociaż idę, wciąż trwa „teraz”
- niespełniony kadr pasjansu.

Tu w milczeniu piję do dna
absolutną kolej rzeczy
i zazdroszczę tym, co wierzą,
że to „klin”, co z marzeń leczy.

A niespełnień cała gala
dumnie pierś swą pręży w locie,
bo choć we mnie tylko cisza,
wiersz się rodzi w czoła pocie!


NOCĄ W MIELCU, NA WIADUKCIE
Nocą w Mielcu, na wiadukcie
księżyc się zmęczony wspiera.
Lampy na zgarbionych słupach
bezszelestnie tną w pokera.

Nocą w Mielcu, pod wiaduktem
ktoś zapada w sen anielski.
A filarów obwolutę
wiatr samotnik z lekka pieści.

Nocą w Mielcu, pod wiaduktem
pociąg miażdży ziarnka ciszy...
Koncert na stalową nutę!
Przyjdź tu nocą – to usłyszysz.

Nocą w Mielcu, na wiadukcie
gwiazd sięgają zakochani.
Z dworca zegar figlarz uciekł
i szybuje nad dachami.

Nocą w Mielcu, przy wiadukcie
dopalają się powroty.
Z pętli zdarzeń senni ludzie
umykają w pejzaż złoty.

Nocą w Mielcu, nad wiaduktem
z parasolem się unoszę.
Deszcz zaprasza mnie na wódkę,
chociaż o nic go nie proszę

A gdy niefart mnie dopadnie
i zostanę w jednym bucie,
to zatańczę raz ostatni
nocą w Mielcu, na wiadukcie.


SUTANNA
sutanna
zawsze do mnie przemawia
milczeniem
swego koloru

sutanna
ma mnóstwo guzików
i jest zapięta
na ostatni guzik

chciałbym
aby moje życie
było zapięte
na ostatni guzik

Please publish modules in offcanvas position.