Marek Skalski


Wędrujemy cygańskim obozem,
nocujemy w gwiaździstej grozie,
dzisiaj pod Wielkim Wozem,
jutro na Wielkim Wozie...
Maria Pawlikowska-Jasnorzewska
Wielki Wóz

 

Muśnięć Mus Muzycznych Muz!

Tak oto w jednym zdaniu, które tu za tytuł służy, można by zrecenzować nowy tom wierszy Wojciecha Szczurka. Gdyby piszący te słowa miał niejaki wpływ na tytuł zbioru, to zapewne byłby on fuzją tytułów dwóch cykli wierszy, przewijających się uporczywie przez cały tom i artykułowałby się jako „Muśnięcia muz”, w miejsce lakonicznych „Muśnięć”. Pomysł autora, jak i dywagacje piszącego przedmowę, już na wstępie deszyfrują enigmatyzm tytułu, ewokując zaledwie otykalność, szkicownik olejny malarza w owe muśnięcia pędzlem strojny lub de facto muśnięcia warg rzeczonych muz (w domyśle Erato i jej Siostry), o których przychylność autor tak zabiega i do muz się łasi, przymila, kokietując słowem kapryśne opiekunki swego talentu, który wybuchł późno i od razu obficie – tomem „Wyśpiewać Zdziwienie”.

Obecny zbiór wydaje się być kontynuacją, prostą konsekwencją wyzwania, jakie stanowiły „Zdziwienia”, moszcząc wygodnie w przychylnej zawartości wiersze, które nie przepchnęły się przez wrota okładek debiutanckiego tomu. Obecny bliźniaczy tom przywołuje te same klimaty wędrówki po bieszczadzkich połoninach, piargach, żlebach. Osią spinającą, kośćcem i pępowiną tej poezji, jest motyw wędrówki, ciągłego poszukiwania, zauroczenie Biesem i Czadem, mitem owego
polskiego Dzikiego Zachodu, który już tylko gdzieniegdzie pozostał dziki. W odróżnieniu od „Zdziwień” nie jest to już naiwny zachłyst oniemiałego majestatem natury wtórnego odkrywcy,tylko dojrzała, mądra konstatacja filozoficzna praw życia, natury, mechanizmów przyrody, zjawisk i emocjonalnych relacji międzyludzkich. Autor nie odbiegł daleko od protagonistów śpiewanej poezji, tj. Stachury, Barana, Ziemianina, Majstra Biedy – Wojtka Bellona, jak świadczy o tym „Urodzinowy blues”, pod których przemożnym wpływem wydaje się pozostawać. Niektóre wiersze z cyklu „Piosenki” stanowią jakby portfel zamówień dla bardów bieszczadzkich, rezonans gitarowych pudeł, nieodłącznych atrybutów złazów, rajdów, wyrajów, wędrowania i magicznych ognisk wspólnotowej gromady. Ich żar wręcz zda się płonąć do taktu muzyki. Może ktoś ją napisze? Owa oczywista balladowość, muzyczność wręcz nachalna, aż błaga struny gitar o akord adekwatny.

Mniej zachwycają wiersze z cyklu „Muzy”, które jawnie muzy kokietują, podlizując się,łasząc, ale muza też człowiek, po Bieszczadach bieży chyżo i żyć z poezji musi, a autor o przychylność muz i ich muśnięcia też zabiegać pragnie. Nie ustrzegł się autor owej późnomłodopolskiej nuty, rodem ze Staffa, Leśmiana, która tu i ówdzie mocno pobrzękuje. Dziwi trochę nadmierna łatwość pisania i zadyszka, by zaistnieć kolejnym tomem. Niezdyszany dystans natomiast stanowią (i te naprawdę mnie urzekły) mądre i chłodne z pozoru wiersze różne cyklu bez tytułu, stanowiące egzegezę aktualnej, ewolucyjnej twórczości autora. Te, a zwłaszcza „Chlebowy piec”, zdają się przemawiać do wyrobionego miłośnika poezji najbardziej. Do mnie przemówiły dalece, jak cała dotychczasowa twórczość Wojciecha Szczurka, którego poetyckiemu rozwojowi przychylnie sprzyjam, ceniąc sobie z wierszami jego – obcowanie.

Marek Skalski – MarS


Jadą, jadą dzieci drogą...
Siostrzyczka i brat,
I nadziwić się nie mogą,
Jaki piękny świat!
Maria Konopnicka
„Co dzieci widziały w drodze” (1890r.)

KU ZDZIWIENIU CZYJEMU, CO ROBIĆ...
Jak tu nie zadziwić się nad „Zdziwieniami” – debiutanckim tomikiem mężczyzny w średnim wieku, który odkrył w sobie przemożną potrzebę poezjowania. Zdziwieniem wreszcie napawa natrętna myśl, dlaczego tak późno i cały ich następny rój, że to debiut jednocześnie dojrzały, i tak pięknie – naiwnie, w życie zapatrzony. Wręcz natrętnie ciśnie się młodopolska, rodem ze Staffa, refleksja: „Nic mi, świecie piękności twej zmącić niezdolne”, z tomu „Kochać i tracić” (1914r).

Miłość, szczęście, zaduma nad życiem i jego ulotnością, pięknem świata i nieuchronnym jego przemijaniem, śmierć, wieczność, smutek, cierpienie, szacunek i zgoda na wyroki boskiego demiurga – to kilka uniwersalnych uogólnień i doznań, jakie przezierają przez strofy autora, który o dziwo, posiadł łatwość pisania i trafnych skojarzeń, wyrażanych prosto, uczciwie, bez udziwnień i pseudoliterackich chwytów. Jeśli dodamy do tego intuicyjnie kobiecą wrażliwość, to mamy wyczerpujący obraz cech składających się na materię owego poezjowania. Autor prezentuje uczuciowo-refleksyjny zachwyt nad urodą świata, przetwarzając go na zdumiewająco (zadziwiająco przemyślaną) pogodną mądrość, wywiedzioną z potęgi uniwersum, z umiejętnie wyakcentowanym sacrum i profanum. Świeżo, szczerze i uroczo-naiwnie odkrywa aksjomaty obszarów, wydawałoby się wyeksploatowanych przez piszących poezję.

„Świata - poema naiwne” albo „Gucio zaczarowany”, chciałoby się powiedzieć, w nawiązaniu do cykli wierszy Miłosza. Naiwne z pozoru fantazjowanie przekonuje czytelnika „Zdziwień”. „Wszystko jest poezją” Edwarda Stachury, owa biblia wszystkich piszących, zdaje się znajdować odniesienie do tej niewymuszonej twórczości, której leitmotivem jest podróż (wędrówka), wyrażonej komunikatywnie i zgoła porywająco. Zadziwiający i rzadki to dar w odróżnieniu od licznych wyrobników słowa, u których migotliwość znaczeń ma być wyznacznikiem poziomu piszącego, a oznacza słowotok zrozumiały wyłącznie dla niego samego. Te rafy zgrabnie i zadziwiająco trafnie wyminął autor „Zdziwień”. Co prawda nie ustrzegł się - świadomych lub nie - zapożyczeń. Sentymentalno-melancholijną stylistykę łączy wyraźna pępowina z piosenkami Ewy Demarczyk a zwłaszcza z jedną („Groszki i Róże”) w wierszu „Miałaś...”. (Notabene, czy ktoś dziś jeszcze pamięta, że jej twórcami  jest autorski tandem Julian Kacper i Henryk Rostworowski). Wiersz autora broni się przed zarzutem plagiatu umiejętnym przetworzeniem, nobilitującym autora – w końcu równajmy do najlepszych. Zgrabnie i wytwornie operuje nostalgiczną metaforą, zderzając w puencie zaskakujące semantyczne antynomie, w bodaj najlepszym z tomiku wierszu „Wiosna w Zalipiu”: „...bo w drewnianych domach murowane szczęście”.

Tomik zdziwień świata jest zapisem fascynacji wędrówką śladem powsinogów beskidzkich, mistycznym kultem biesz¬czadzkich szlaków, apologetyką hieratyczności cebulastych cerkiewek, lekcją pokory wobec Radosnej Pani Urody Świata. Uderza zadziwiająca śpiewność, z  muzyki wywiedziony rym i rytm, jak z tekstów kultowych piosenek „Wolnej Grupy Bukowina” i Starego Dobrego Małżeństwa, śpiewanych na rozlicznych górskich złazach, nieodparcie cisnących się pod struny gitary w somnambulicznej magii ogniska. Cieszy nadto, zawoalowany, dyskretny erotyzm, nachylony w hołdzie kobiecie (-tom). Przed autorem wiele pracy, wiele czytania, mozolna wspinaczka po schodach wierszy własnych i cudzych, by Gucio zaczarowany – Piotruś Pan, spotkał kiedyś Pana Cogito. Tymczasem, choć młodopolski nieco, udany wcale debiut, co rzadkość w nachalnej zalewie quasipoezji.

P.S. Tomik dyskretnie dopełnia i komentuje rysunkami, najlepsza wśród mieleckich plastyków portrecistka – Ewa Czeczot.

Pozytywnie zdziwiony
Marek Skalski

Please publish modules in offcanvas position.