Urodzona  21 sierpnia 1945 r. w Brniu Osuchowskim. Mieszkanka Brnia Osuchowskiego.Po ukończeniu szkoły podstawowej pracowała w gospodarstwie rodziców i uczęszczała do szkoły przysposobienia rolniczego w Czerminie, a następnie pracowała w „Iglopolu” w Trzcianie i w PKS Mielec, skąd w 1996 roku odeszła na emeryturę. Kocha wieś, pracę na wsi i przyrodę, wszelkie kultywowane tradycje, wyczulona jest na każde cierpienie, w szczególności cierpienie zwierząt i bezduszność człowieka. Należy do Grupy Literackiej „Słowo” od 2010 roku.

Zaproszenie

Na ucztę Cię zapraszam czytelniku miły
Menu będzie wykwintne, urozmaicone
Nasze czasy w talenty mocno obrodziły
Stąd duchowym pokarmem stoły napełnione

Pysznią się więc dorodne różne winogrona
Aby nam wapniem wzmocnić kręgosłup moralny
I kalorie też nęcą w grubych, tłustych tomach
Będą aminokwasy i węglowodany

Cenne białko w cieniutkich tomikach króluje
A jest to najcenniejszy do życia budulec
Cała gama witamin ducha prowokuje
Zapewne trudno będzie pokusie nie ulec

Warto zatem skosztować z każdego talerza
I także tę w wazie rozwodnioną zupę
Każda myśl cenna bywa, sama w sobie świeża
Nawet gdyby ją trzeba wyławiać przez lupę

Tu można też bez obawy skosztować słodkości
Bo stać się mogą dobrym katalizatorem
Kiedy los kapryśny z ciężarem zagości
Pocieszą i zabliźnią ranne serce chore

I ja tam nieśmiało swe trzy grosze podtykam
A może tam spełni choć rolę błonnika.


Rady praktyczne

Nie zatrzymuj Wisły kijem
Pozwól niech swobodnie płynie
Oliwa na wierzchu żyje
Zmierzch głupoty zaś w głębinie

Nie płyń z prądem choć porywa
Bo zagarnia martwe ryby
Często koniec smutny bywa
Gdy osaczą życia tryby

Nie idź w szranki z wiatrakami
Raczej daj im do wiwatu
Za niedługo padną sami
Ty szczęśliwy spojrzysz na to

Nie wierz wszystkim i we wszystko
Co Twe ucho rejestruje
Przesiewaj przez gęste sito
Bo to dobro owocuje

Nie krocz w parze z naiwnością
Przyjaciółka to zawodna
Gdy rozsądek przyjmiesz w gości
Twa starość będzie pogodna

Nie wydawaj też wyroków
Zanim nie przemyślisz sprawy
Choćby źdźbło raniło oko
Twój sąd nie będzie łaskawy

Nie zamykaj serca swego
Gdy jak strunę Ci porusza
Cichy głos Ducha Świętego
Gdy omdlewa Twoja dusza


Boże Dziwy

Znowu pełnia w kalendarzu
Na niebie księżyc w koła wachlarzu
Dumnie króluje w złotym otoku
Lśni jak latarnia o szarym zmroku

Dumne chmurki jak w defiladzie
Suną dostojnie w wielkiej paradzie
Ciemne jasne małe i duże
Swój wkład mają w nieba strukturze

Gwiazdek srebrnych cała plejada
Pogodną nocą do okna wpada
Takie poważne i zamyślone
Jakby z ażuru tworzą koronę

Taka to cudna niebios uroda
Że aż niekiedy zasypiać szkoda
Cicha harmonia doskonałości
Wieńczy to dzieło Boskiej mądrości

Ale powieki same się kleją
Zakodowane stałą nadzieją
Że gdy przemienię snu liczne fazy
Oczy zobaczą nowe obrazy

Zorza oznajmi że nowy dzionek
Pobudką zbudzi miły skowronek
Dzięki Ci Panie za Twoje dziwy
Bo jesteś Święty, Żywy, Prawdziwy


Karuzela

Jedzie w polu karuzela
Duży bęben tańczy młynka
Od łęcin bulwy odcina
Taka mądra ta maszynka

Pac, pac, spadają piłeczki
Różnie tańczą, podskakują
Nie ma dla nich już ucieczki
Na przyczepę wprost wędrują

A z przyczepy do piwnicy
Tam w cieple przetrwają zimę
Już szczęśliwi są rolnicy
Teraz czas siać oziminę

Ale problem z łęcinami
Co je zaraz zgarną brony
Bo nas straszą mandatami
Ekolodzy od ochrony

Wyczytali gdzieś tam z tomów
Że dym truje środowisko
Tak spłoszyli nam z zagonów
Zacny urok kartofliska

Moi drodzy bez przesady
Nie nękajcie tak rolników
Posłuchajcie mojej rady
Bo wciąż mamy trosk bez liku

Bo dylemat ten prawdziwy
Niech wszyscy przekonsultują
Kto lud w mieście będzie żywił
Gdy rolnicy zastrajkują

 


Józefa Kardyś


Urodziłam się 16 sierpnia 1950r. w Mielcu. Moi rodzice prowadzili gospodarstwo rolne w Brniu Osuchowskim. Ojciec zmarł, gdy byłam jeszcze dzieckiem. Ukończyłam I LO w Mielcu, Studium Nauczycielskie i Wyższą Szkołę Pedagogiczną w Rzeszowie – kierunek Matematyka. Uczyłam matematyki w Dobryninie, Jamach i Czerminie. Obecnie jestem emerytką.
Poezją zajmuję się amatorsko. Należę do Klubu Środowisk Twórczych w Mielcu. Wiersze ukazują się w kwartalniku „Nadwisłocze”, a można je także znaleźć w zbiorkach wydawanych okolicznościowo: „Albertiana”, „Otulić Miłość”, „Mosty ponad czasem”.

Nagrody w dziedzinie poezji:
JAROSŁAW 2004 – III nagroda w Wojewódzkim Konkursie na „Wiersz o Albertianie”
PUŁAWY 2006 – I nagroda w Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim „O pajdkę chleba razowego”.

Józefa Kardyś
39-304 Czermin 457
woj. Podkarpackie
tel. 17 774 0 274
adres internetowy : Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
strona internetowa : www.jkardys.prv.pl


BŁOGOSŁAWIONY JAN PAWEŁ II - 1 maja 2011

 


Dzisiaj niebo bardziej błękitne
A słońce złoto rozsiewa
Mnóstwo mleczy siadło na trawnikach
W sadach w biel stroją się drzewa

Każde serce bije dziś radośniej
Dusze wszystkich krzyczą do Nieba –
Błogosławiony Jan Paweł II !
Dziś Polakom cieszyć się trzeba

I Maryi za łaskę dziękować
Za to że tu zstąpił Duch Boży
I za białe otwarte ramiona
Za otwarcie drzwi Chrystusowi

Za Ewangelii darowane słowa
I za to że jesteśmy wolni
Że uczymy się wiary od nowa
Że jesteśmy Jego rodakami

Że tu w naszej Ojczyźnie wyrastał
Wielki niedostatek cierpiąc nieraz
Że błogosławił polskie wsie i miasta
Że pokazał jak godnie umierać

Jak wybaczać wrogowi prawdziwie
I jak przyjąć Krzyż Chrystusowy
Jak codziennie modlić się żarliwie
I na odejście być zawsze gotowym

Jak przyrodę kochać i człowieka
Jak o godność ludzką zawsze walczyć
Jak szanować rodzimą kulturę
Żyć dla drugich póki sił wystarczy

Nie wstydzimy się naszej wiary
Otwieramy dziś serca na łaskę
Błogosławiony Jan Paweł II
Aureoli otoczony blaskiem


JESIENNE DRESZCZE


Dreszcz jesienny
Drobną kroplą deszczu
Na samotność spada

Starość czai się obok
Snuje nisko
We mgle zaduszkowej

Dreszcz wspina się
Po plecach pochylonych
Nad ucałowaną chryzantemą
Bolesnym wspomnieniem

Dreszcz chłodu pamięci
Ogrzewany bladym
Płomykiem znicza

Dreszcz modlitwy
Przeszywający nagłą myślą
Trzy przestrzenie –
Niebo groby i nas

Listopadowy dreszcz zadumy
Wśród spadającego złota
Liści brzóz i klonów

Dreszcze wspomnień
Uśmiechniętych twarzy
Ciepłych dłoni
Przyjaznych słów
Wracają rokrocznie końcem października
Ogarniając przypływem miłości
Wszystkie cmentarze



IZDEBKA MOJEJ MAMY

Jest taki cichy kącik
Rozmodlony od nocy do nocy.
Jest taki uśmiech serdeczny
Mimo wieku, bólu i niemocy.
Jest taka izdebka malutka
Zdrowaśkami unoszona do nieba.
Są ręce, co wciąż drobią paciorki różańca
Za żyjących, za zmarłych,
Bo za wszystkich modlić się trzeba –
Za rodziców, za dziadków, sąsiadów,
Za rodzeństwo, za dzieci i wnuki,
Za chorych, cierpiących i smutnych,
Za ludzi kultury, nauki...
Biegną palce po szczeblach paciorków,
Wiele razy okrążyły Ziemię.
Czasem Anioł szepce Pozdrowienie Anielskie,
Gdy babcia drzemie.
Nawet sen jest modlitwą
W przemodlonych na wylot poduszkach,
Bo babcia od lat wielu
Nie wstaje z łóżka.
Różańce powstrzymują skargi,
Na niewygody i bezsenność nocną narzekania.

Jakąż moc ma w sobie ta modlitwa,
że potrafi zło sobą przesłaniać?


SŁOWO

Na początku było Słowo –
Ono nawet Bogiem było.
Czy przez wieki w mocy Słowa
Aż tak wiele się zmieniło?

Słowa rodzą nowe byty
I istnienia pomnażają,
I budują nowe światy,
I nadziei życie dają.

Świat duchowy się rozrasta
Dzięki sile, mocy Słowa –
Jedne dzieła umierają,
Drugie rodzą się od nowa.

Są na świecie cenne Słowa,
Które” nigdy nie przeminą”,
A które tradycja każe
Nazywać „Dobrą Nowiną”.


TERAPIA

Znów zabrakło stabilności wnętrza,
Wypełzają stare lęki, strachy i obawy,
Niepokoje i bezsenne noce,
Choć dni bez chwil przykrych i bez picia kawy.

Wszystkie słowa puste, zapomniały wzruszać,
Wszystkie dźwięki przykre, rozstrajają ducha.
Może fletnia Pana zna rezonans duszy,
Może cię ukoi, gdy zaczniesz jej słuchać.

A może na jej dźwiękach roztańczą się słowa
Psalmów, hymnów, poezji śpiewanej kolędy,
Może siła życia mocniejsza niż chandra
Wybuchnie w twym wnętrzu i znów puścisz pędy.

Roztańczone słowa są świetną terapią,
By odnaleźć ducha pośród zatracenia.
Ceń poezję jak dziecko i wyśpiewuj rymy
Czasem z potrzeby serca, czasem od niechcenia


NAŁĘCZÓW – PUŁAWY – KAZIMIERZ

Nałęczów z pachnącym chlebem
Ze zdrojową wyborną wodą
Ze starym parkiem który przewyższa
Wszystkie inne swoją urodą
Z pięknymi rzeźbami jakże zalotnymi -
Niejednemu szkoda że są kamiennymi
Ze stawem z łabędziami z fontanną na wodzie
I z Prusem na ławeczce co z wszystkimi umawia się co dzień
A że jest sympatyczny więc ma duże wzięcie
I z każdym bardzo chętnie robi sobie zdjęcie

Puławy z parkiem z Sybillą
Z grotą z nietoperzami
I oryginalnymi w zaroślach krzewami

Kazimierz który ujmuje
Od samego początku
Artystycznym klimatem
Jego wielu zakątków
Miasteczko kocha piękno
Sztuka jest jego wartością
Dba o nią i ją buduje
Z pietyzmem i miłością
Tu trzeba mieć aparat
Szkicownik z pomysłami
Tu przyjeżdża się by powrócić
Z pełnymi kieszeniami
Nowych zdumień zdziwień inspiracji
Dla nas to jedna z najciekawszych
Artystycznych stacji



PARK W NAŁĘCZOWIE

Łagodny powiew
I mruganie stokrotek pod drzewem
Zwinna wiewiórka
Tańczy po konarach
Drobne gałązki co kołyszą liście
Karmiąc je dawką słońca
Ucząc szmeru mowy
I rudzik wśród trawy
Rozgląda się wokoło
Wszystkiego ciekawy –
Kto przemierza alejki
Kto siedzi na ławce
Podfrunął i usiadł
Na gałęzi zielonej huśtawce
I szpak spacerujący
Wśród białych stokrotek
Zanurzający dziób w trawie

Piękne...
Posiedzę popatrzę podumam
Obraz namaluję duszą...
Potem


GOŚCINNY KAZIMIERZ


Wzgórze Kazimierza
Ogląda nas zachwyconymi oczami
Spod kapelusza czerwonych dachów
Oplecionych majową zielenią
Nasycone światłem kamienne bruki
Tęczą się mienią
I tak czysto brzmią dzwony
W spokojnym powietrzu
Tak nas wita ich soczysta dźwięczność
Że wchodzenie w klimat miasteczka
To prawie jak wkraczanie w wieczność

Kazimierz ucieszył się widząc
Nasze nim zauroczenie
I pod stopy niczym dywan rzucił
Snopy światła i kamienic cienie
I gościnnie otworzył przed nami
Najpiękniejsze swoje zakątki
I pokazał miejscową kulturę
Piękne rzeźby obrazy pamiątki



MIĘDZY PIĘKNEM A MAJEM

W Kazimierzu zakwitły kapelusze turystów
I białe kawiarniane parasole
Na górze czai się piękno
Wisła lśni w dole
Wszystko spowite zielenią
Tak bogatą że nadzieję daje
Wkraczamy w przestrzeń ducha
Między pięknem a majem

Słońce igra z cieniami
Gubi świetlne korale
Tym że ktoś je pozbiera
Nie przejmuje się wcale
Turystów oprowadza
Ławkę w cieniu wskazuje
Dusze napełnia nostalgią
Bezczynność palet rujnuje


UCZESTNIKOM PLENERU

Wszystkim mieleckim artystom
Którzy piękno chcą sławić w obrazach
Odmłodzenie ducha przynosi
Kolejna inspiracyjna faza

Nałęczów Puławy Kazimierz
Wabią majem słońcem i zielenią
Barwami nieziemskiej palety
Budzą serca które jeszcze drzemią

Bez ustalonych z góry oczekiwań
Przy spacerach w duchowej przestrzeni
Rodzą się pomysły uchwycenia duszy
Miejsc które dla nas minutą na ziemi

Chłoniemy rozświetlone pejzaże
Przez powieki na wpół przymknięte
Światło piękno zamienia w witraże
Drzewa z nimbami jak figury święte

Światłem obrysowane krawędzie
Kamieniczek w barwnych pasażach
Roztańczone świetlane kolory
W naszych duszach i na naszych twarzach

Słońce pada na wysokie wieże
Ześlizguje się po grzbiecie kościoła
Wędrujemy zadumaną uliczką
Bo tam Duch Piękna nas woła

Plenerowe spotkania
Jednoczą nas z wiecznością
Czujemy się znów jak dzieci
Karmione Pięknem Miłością

Artystyczne zamiary i plany
Krótkie chwile naszego istnienia
To co widzimy podziwiamy
Bóg wpisał w plan naszego zbawienia

Wyłuskujemy wspaniałe widoki
Przemierzając swego życia drogi
A On siedząc na ruinach naszych serc
Opowiada Ewangelię ubogim

Czujemy na sobie Jego oczy
Gdy toniemy w niemym podziwie
Gubimy się wśród zachwytów
Tak zwyczajnie niemądrze prawdziwie



TO MIEJSCE

Dziwna obecność Pani naszej
Tu na tym wzgórzu Kazimierzowym
Ubogaca nas wrażliwością
I otwiera na zdumienia nowe
Daruje czyste przejrzyste milczenie
Od mówienia bardziej owocne
Obdarza wnętrza światłem kolorami
Przemienia serca w religijnie mocne

Namaluję bardzo prosty obraz
A im prostszy tym bardziej bogaty
Narysuję atmosferę tego miasta
Bez tytułu bez podpisu i bez daty
Niech spoglądający na obraz
Nad sobą się pozastanawia
I niech czyta jego tajemnicę
Co wszędzie niedomówienia zostawia

Piękno musi się dostać do wnętrza
Wszystkimi możliwymi zmysłami
I nie tylko to co jest obok
Lecz i to niewidoczne gdzieś nad nami
Życie bez podziwu dla niego
Jakieś liche wątłe i jałowe
Bez piękna i modlitwa wysycha
Ginie źródło siły duchowej

To miejsce ubrane w prostotę i siłę
Błyszczy owocnej twórczej pracy obietnicą
Tutaj się zastanawiamy
Nad istotną wielu doznań tajemnicą
Zauroczył mnie wiatr w twoich włosach
I milczenie uczące milczenia
I melodia wiślanej toni
Zbieżność w czasie naszego istnienia



PODZIWIAM


Siedzę pod parasolem
Wytchnienie nogom daję
Podziwiam piękny Kazimierz
Oplątany zielenią i majem
Kopiuję stare budowle
Zdobione frontony kamieniczek
Czerwone dachy pod niebem
I prześwity wąskich uliczek
I starą studnię i Rynek
I Wisłę i gołębie
To jeszcze nie ten Kazimierz
Bo trzeba wczuć się głębiej
W atmosferę miasteczka
W turystyczne klimaty
Odkryć w tym co widoczne
Swoiste mikroświaty
Galerie rękodzieła
Straganów parasole
Ujrzeć bogactwo dusz twórców
I tłumy turystów w dole
I ciepły nastrój ryneczku
I wspaniałe wiślane „gondole”


PLENEROWE UBOGACENIA

Co wywiozłeś w swym wnętrzu
Z Nałęczowa z Puław z Kazimierza?
Co ze skarbca swojej duszy
Wyjąć zamierzasz?
Czy zaczarowane pędzle szpachle
Świetlaną barw paletę zwinne dłuto
Leciutkie słowa?
Nim dłoń artysty ich dotknie
Nim zrodzą się w sercu od nowa
Jakieś wizje pomysły
Odnalezione zdumienia
Kiełkujące powoli
W twego wnętrza kieszeniach
Skarby twojego ducha
Wizje pomotane z talentem
W każdym jakże odmienne
Niepowtarzalnie piękne

Tworzysz i cieszysz się z tego
Że to piękno urokliwie święte
Że ktoś ujrzy twoje wrażenia
W drewnie czy w płótnie zaklęte



SZUKAM

Szukam skarbów wśród tomów,
Wersów, rozdziałów, słów...
Nim świat mój się całkiem zawali,
Czymś jeszcze zachwycę się znów.
I znalezioną perłę
Do innych skarbów dołączę,
Znów zbliżę się do Słowa,
Zbudzoną myśl dokończę.
Słowa srebrne i złote
W czystym lustrze odbite
Zawirują wśród myśli,
Ujrzą światy zakryte.
Co zrozumiem, zapiszę
Według rad mego Ducha –
W te najpiękniejsze słowa
Muszę dobrze się wsłuchać
I zatrzymać je w sercu,
By sensu Słowa nie zmienić.
Dlatego czerpię z minionych pokoleń –
Szukam korzeni.


JESTEM CZĄSTECZKĄ

Gdyby nie to i tamto,
Nie byłoby tego, tamtego...
I żałujemy poniewczasie
Lub też wstydzimy się czegoś,
A nie zdajemy sobie sprawy,
Że wszystko jest sprawą zamysłu Boskiego.

We właściwym czasie
nasze posłannictwo wypełnimy –
że nim sam Bóg kierował,
też się zdziwimy.
Zawsze myślimy, że coś zyskaliśmy
Dzięki naszym staraniom_
A „to przecież zamysł Stwórcy” –
Szepce Anioł.

Czy pracuję, czy się uczę,
Jem czy śpię –
Pan o tym wszystkim wie.
Nic nie uczynię bez wiedzy Jego –
Jestem cząsteczką planu Bożego.

DOBRA NOWINA

On szedł jak Pielgrzym
Do narodów z Dobrą Nowiną
W wielu językach darował światu
Słowa które nie przeminą

Dobra Nowina zburzyła
Porządek naszego myślenia
Naszego zapobiegania
Naszego na dobra patrzenia
Naszego mówienia słuchania
I o dostatek starania

Dobra Nowina zburzyła
Radość z bogactwa ziemskiego
I z wszystkich przyjemności
Bez udziału Wszechmogącego

Dobra Nowina nam każe
Całym życiem się cieszyć
Zatrzymać się nad Słowem
Choć świat wokół się spieszy



WYSTARCZYŁO

Tłumy stojące po kres horyzontu
W strugach deszczu
Wszyscy wsłuchani w Słowo
Deszcz łaski i wewnętrzne Światło
Rodzi się w każdym na nowo
Ogromny okrzyk radości
Z milionów serc
I brawa
Spontaniczne brawa
Dla Słowa sianego z Miłością do serc
Gdzie tylko pustynia lub trawa

Wystarczyło usłyszeć zobaczyć
Zjednoczenie serc wielu
By zrozumieć że jest świat duchowy
I ujrzeć swój początek celu

Wystarczyło znów wierzyć
Tak jak dziecko w Anioła Stróża
I odrodzić się widząc moc Ducha
Męża w bieli w kolejnych podróżach








Urodzona w 1974 r. w Baranowie Sandomierskim.  Ukończyła WSIiZ w Rzeszowie, a następnie studia magisterskie na Politechnice Rzeszowskiej. Od kilkunastu lat z rodziną mieszka w Mielcu, gdzie również pracuje w jednym z znanych towarzystw ubezpieczeniowych. Od zawsze miłośniczka baśni, dzięki którym przenosi się w świat magii, czarów, wróżek. Świat - który powoduje, że sen staje się jawą.

Od listopada 2010 roku, debiutantka baśni ” Tajemnice Białego Lasu” wydanej przez Wydawnictwo Innowacyjne Novae Res.  Opowieści dla dużych i małych czytelników, którzy kochają magie i miło wspominają lata młodości.

” Tajemnice Białego Lasu”

Opowieść dla całej rodziny o przygodach mamy z córką, które przez przypadek znajdują się w innym świecie – Krainie Białego Lasu. Tam zostają rozdzielone.

W czasie wędrówki poznają ciekawe postaci, między innymi  Geparda Animusa, Kawkę, Klucznika Fiołkowego Pałacu, Władcę Gór, Kalafiorowego Potwora, Rusałkę, Władcę Wód czy  Słonecznikowe Potwory, i przeżywają z nimi niesamowite przygody. Akcja toczy się w malowniczych miejscach, gdzie królują lasy złożone głównie z białych i płaczących wierzb oraz skalne labirynty porośnięte mchem.

Baśń podejmuje tematy miłości rodzicielskiej, wychowania, zaufania, miłości i przyjaźni. Polubią ją nie tylko najmłodsi, lecz wszyscy ci, którzy kochają magię i miło wspominają lata młodości.


Klucznik, fragment baśni rozdział 4

Gdy Kawka oddalała się od zamku, opuściwszy Gabrielę, postanowiła udać się do dzieci. Niestety, strażnicy ją zobaczyli. Rozpoczął się pościg za nią. Straże królowej składały się głownie z elfów i tak zwanych wolnych ptaków. Każdy wojownik miał złoty kask na głowie. Z kasków wystawały spiczaste uszy elfów. Każdy z nich wyróżniał się uzbrojeniem. Ptaki miały wielkie sztylety, a elfy łuki. Nadludzkimi siłami z ogromną szybkością Kawce udało się zgubić straż. W końcu dotarła do miejsca, w którym ostatnio widziała dzieci. Niestety, nie zastała ich tam. Zauważyła, że ognisko jeszcze się tliło. Najwyraźniej niedawno stamtąd odeszli. Leciała dalej. Od mijanych ptaków dowiedziała się, gdzie są Kamila i Mateusz. Po długim locie z nieprzeciętną szybkością w końcu ich dostrzegła. Od razu krzyczała:
– Poczekajcie, poczekajcie! Widziałam się z twoją mamą – zwróciła się do Kamilki. – Jest w zamku Ptasiej Wiedźmy.
– Musimy pomóc jej uciec! – krzyknęła Kamilka.
– Nie, nie możemy jej teraz pomóc. Najpewniej zostanie zmieniona w ptaka – jak większość więźniów. Twoja mama wyraziła zgodę na misję, jaką masz do wykonania. Jeżeli ci się powiedzie, ona również wróci do swej dawnej postaci.
– O czym ty mówisz, Kawko? – spytała Kamilka, siadając na pniu białej brzozy.
– Zaraz wszystko wam opowiem – odparła Kawka.
Kamila dowiedziała się, dlaczego znalazła się w krainie.
– Ty, Mateuszu, masz jej w tym pomagać. Wiesz o tym, prawda? – spytała go Kawka.
– Teraz rozumiem, po co kazaliście mi tu przyjść – mówił Mateusz. – Jednak dalej nie wiemy, gdzie mamy się udać.
– Dlaczego oni ciebie wybrali? – powtarzała zdegustowana Kawka. – Nigdy nie widziałam takiego marudnego chłopca jak ty. Mówiłam ci już nie raz, że zadajesz za dużo pytań. Jak oni w waszym świecie z tobą wytrzymują? Naprawdę trzeba mieć dużą cierpliwość.
– Oj, nie denerwuj się, Kawko, przecież już trochę mnie znasz… – śmiał się Mateusz.
– Idziemy teraz do Srebrnej Sosny, która rośnie na skraju Białego Lasu. Tam ma czekać na nas Klucznik Fiołkowego Pałacu. On powie nam, co dalej – informowała Kawka.
Mimo że była noc, wyruszyli w dalszą drogę. Sytuacja wymagała maksymalnej koncentracji i uwagi. Nie mogli dopuścić, by strażnicy Ptasiej Wiedźmy zobaczyli ich. Noc była najbardziej odpowiednim momentem na wędrówkę. Szło się bardo źle, nie było widać leśnych ścieżek. Gdyby nie Śmigacz, który doskonale umiał czytać kierunek z gwiazd, byłoby im bardzo ciężko znaleźć drogę.
O świcie dotarli na miejsce. Sosna była ogromna, wysoka, jej srebrne igły oplatały konary drzew. U dołu pnia znajdowały się małe drzwi. Pierwsza weszła Kamilka. Musiała się schylić, aby nie uderzyć głową w wystające konary. Za nią szli, Śmigacz i Kawka.
– Dzień dobry, jest tu kto!? – wołała Kamilka.
– Dlaczego nikt się nie odzywa, czy on na pewno tu jest? – niecierpliwił się Mateusz.
– A ten znowu swoje. Mówiłam, że jest, to jest, przecież nie będzie stał na polu i krzyczał: „Tutaj jestem, czekam na was!” – ciągnęła Kawka. – Trochę cierpliwości, młody człowieku. Nie trzeba być zawsze w gorącej wodzie kąpanym.
– Już przestań! Bo tym razem to ja stracę do ciebie cierpliwość – groził z uśmiechem Śmigacz.
Po chwili znaleźli się w pomieszczeniu, w którym siedział starzec. Jego twarz była smutna i zamyślona. Miał siwe włosy, niemal sięgające do kolan, długą siwą brodę, która wiła się jak żywa na ziemi. Ubrany był w długie fioletowo-liliowe szaty przepasane pasem, do którego przyczepiony był węzeł kluczy różnej wielkości. Starzec podniósł smutne oczy na swych gości i rzekł:
– Spóźniliście się. Czekam na was już od wczoraj. Punktualność to bardzo ważna cecha, wiele od niej zależy. Musicie pamiętać, by zawsze przestrzegać czasu – zamilkł na chwilę. Po wzięciu głębokiego oddechu kontynuował: – Podejdź tu, dziewczynko – zwrócił się do Kamilki. – Dam ci klucz, którego musisz strzec jak oka w głowie. Będzie ci służył tylko przez pięć dni. Po upływie tego czasu klucz sam do mnie wraca. Wszystkie następne kroki będą na marne. Musisz pamiętać, że jeżeli wyruszycie dziś w drogę, nie możesz już zawrócić, decyzja jest jedna i ostateczna. Wyprawa ta jest trudna i niebezpieczna – znowu przerwał na chwilę, spoglądając na Mateusza. – Dobrze, że nie będziesz sama. Jednak do pałacu wchodzisz tylko ty, Kamilko, nikt inny. Twój towarzysz musi zostać poza murami – spoglądając w oczy młodych bohaterów, spytał tonem nieznoszącym sprzeciwu: – Czy to jasne?



– Tak, wszystko jasne – opowiedziała cichutko Kamilka.
– Proszę, oto klucz. Pomoże ci on wejść do odpowiedniej sali, gdzie ukryte jest Serce Królowej Lasu. Kiedy je znajdziesz, będziesz wiedzieć, co dalej robić, ono ci powie. Wtedy, mam nadzieję, uda nam się odczarować prawdziwą królową i Ptasia Wiedźma będzie pokonana. Jeżeli ci się nie uda, niestety, wszyscy w najbliższym czasie staniemy się ptakami lub innymi latającymi stworami – starzec wstał ze swego siedziska i objął Kamilkę ramieniem, przytulając ją. – Wszystko w twoich rekach, moja mała. Cieszę się, obudziłaś w nas nadzieję. Teraz posłuchajcie mnie dokładnie, powiem, jak trzeba iść. Na początku cały czas na południe. Miniecie wodospad, potem szalone łąki, później zobaczycie żółte pasmo kwiatów, a w końcu Fiołkowy Pałac. Nie ulegajcie złudzeniom, on nie jest pusty, żyją w nim strażnicy – starzec zamilkł i usiadł na swym siedzisku, ciężko sapiąc.
Kamilka wzięła klucz i powiesiła go sobie na szyi.
– I jeszcze jedno – Klucznik wskazał skrzynię z ubraniami. – Tu macie przygotowane wygodne ubranie na drogę i najpotrzebniejsze rzeczy.
Przebrali się i zabrali, co najważniejsze, a potem wszyscy grzecznie żegnali się z fioletowym starcem, którego broda wiła się po podłodze jak żywa.
– Pamiętaj, nie wszystko, co wygląda na piękne, jest takie, nie wszystko, co wydaje się dobre, naprawdę takie jest. Miej oczy otwarte. Powodzenia, moi przyjaciele – mówił Klucznik.
– Dziękujemy, Kluczniku – odpowiedziała Kamila.
Gdy wyszli ze Srebrnej Sosny, Kamilkę ogarnęły wielka trwoga, zwątpienie i strach. Czy poradzi sobie z tak odpowiedzialnym zadaniem? Nigdy jeszcze nie zależało od niej tak dużo jak w tej chwili. Ptaki, mama, Królowa Lasu, los ich wszystkich leży w jej rękach, jest uzależniony od tego, czy uda się jej znaleźć Serce Królowej. „Nawet nie wiem, jak ono ma wyglądać” – myślała Kamila.
Śmigacz popatrzył na zmartwioną twarz Kamilki.
– Nie martw się na zapas. Nie jesteś sama, idę z tobą.
– Tak, wiem, sama pewnie bym się nie odważyła. Po prostu boję się…
– Szczerze mówiąc, ja też. Pewnie tylko Kawka się nie boi, prawda? – Śmigacz popatrzył na Kawkę.
Ta jednak zignorowała jego uwagę i zmieniła temat.
– Droga jest bardzo daleka, dużo łatwiej byłoby jechać na czymś, niż iść, prawda? A ja wiem, kto udostępni nam swój grzbiet. Chodźcie.
Tym razem Kawka prowadziła ich do miejsca, gdzie było stado dzikich zwierząt. Młodzi podróżnicy nie chcieli zbliżać się do nich. Bali się. Kawka poleciała sama. Gdy wróciła, była bardzo zadowolona.
– Mam dla was bardzo dobrą nowinę. Będzie nam towarzyszył gepard Animus. Na pewno się z nim zaprzyjaźnimy.
Animus nadszedł, gdy Kawka kończyła mówić. Ryknął tak mocno, że trzeba było zasłaniać uszy, by nie ogłuchnąć.
– Siadajcie, nie mamy czasu na ceregiele – powiedział.
Młodzi bohaterowie usadowili się na jego grzbiecie. Pierwszy usiadł Śmigacz, za nim Kamilka, a na końcu Kawka, która stwierdziła, że również może odpocząć. W czasie podróży mijali stado dzikich koni, skupiska ptaków, elfów. Takie widoki pojawiały się co jakiś czas. Gdy minęli lasy, coraz częściej było widać skaliste zbocza i doliny. Nadszedł czas na odpoczynek. Zatrzymali się na zboczu, gdzie było słychać szum wodospadu znajdującego się za skałami. Animus uznał, że w tym miejsce będzie mógł napić się i odpocząć. Dzieci również poczuły się głodne i zmęczone.
Rozpalili ognisko, w rzece złowili ryby na kolację. Gdy zapadał zmrok, wszyscy usłyszeli dziwną melodię, która coraz bardziej się nasilała. Melodia ta wołała ich do siebie. Śmigacz jako pierwszy postanowił sprawdzić, co dzieje się za skalami, gdzie było widać wodospad.
– Po co tam idziesz? Wiesz, że nie możemy zbaczać z drogi – przestrzegała go Kawka.
– Zaraz wrócę. Zobaczę, co to jest. Nie gniewaj się, Kawko – mówił Mateusz, który był już po drugiej stronie skały.
– Z nim tak zawsze. No trudno – szepnęła zrezygnowana Kawka.
– Chodźmy i my – postanowiła Kamila.
Wszyscy odeszli od obozowiska. Zbliżali się do wodospadu. Widok był piękny. Wielkie spienione fale uderzały o skalisty brzeg. Woda była ciepła i przyjemna, mieniąca się odcieniami słońca. Śmigacz kąpał się już blisko wodospadu. Kamilka również postanowiła wejść do wody. Wtedy słyszała bardzo wyraźnie pojedyncze głosy, które zlewały się w piękny i delikatny śpiew. Pod wpływem cudnej melodii zapominała, po co tam przyszła i co ma zrobić, jakie jest jej zadanie. W pewnej chwili z wodospadu wyłoniły się morskie syreny. Były to piękne kobiety z długimi jasnymi włosami. Syreny zmieniały swoje barwy – raz były jasnozłote, za chwilę zielone. Za skałami ukazały się młode, skąpo ubrane kobiety z zielono-błękitnymi włosami. Postacie te wyraźnie wołały: „Mateuszu, chodź do nas, chodź”. Chłopiec już kiedyś je słyszał. Wtedy potrafił sobie z nimi poradzić. Obecnie, gdy był w wodzie, było to trudniejsze. Kamila słuchała śpiewu jak zaczarowana. Nigdy dotąd nie słyszała, by ktoś tak pięknie śpiewał. Szła w głąb wodospadu, coraz dalej i dalej. Jedna z syren wyciągnęła do niej dłoń. Kamilka podała jej rękę, zanurzając ją w wodospadzie. Razem z syreną Kamilka zaczęła zmieniać kolor – raz była biała, fioletowa, innym razem zielona. Mieniła się kolorami tęczy kilkanaście razy. Powoli znikała z pola widzenia swym przyjaciołom w głębi wodospadu. Przez chwilę jeszcze było widać jej postać w wodospadzie. Wyglądało to tak, jakby była po drugiej stronie lustrzanego odbicia. Gdy Mateusz zdał sobie sprawę, że znów jest atakowany przez „śpiew”, Kamila już była w wodospadzie. Chciał ją załapać, ale było już za późno. Krzyczał za nią, lecz ona nie słyszała. Wybiegł z wody bardzo rozgniewany. Zamknął uszy, mówiąc:
– Idźcie stąd precz, nie chcę was słyszeć. Zostawcie mnie w spokoju!
Siłą woli i umysłu oddalił od siebie niecne rusałki, które zniknęły w pianie rzeki.
– Jaki byłem głupi, po co ja wszedłem do wody! – krzyczał.
– Zdenerwowanie nic ci nie da. Myślę, że ona zaraz do nas wróci – pocieszała go Kawka, na którą śpiew zupełnie nie działał.
– Nie pocieszaj mnie. A jeśli nie?
– Nie możesz tak myśleć. Na pewno wróci – ciągnęła Kawka.
– Przestańcie. Trzeba się zastanowić, co robić – czy czekamy, czy idziemy w wodospad – odezwał się Animus.
– Co nam to da, że wejdziemy tam za nią. Nie wiadomo, gdzie ona jest, czy żyje, czy nie. Jesteśmy bezradni – rozpaczał Śmigacz.
– Kto jak kto, ale ty możesz sprawdzić, czy żyje i co się z nią dzieje. Zapomniałeś o swoim kamieniu? – wtrąciła Kawka.
– Rzeczywiście, zapomniałem. Masz rację! – ucieszył się Śmigacz. Natychmiast wyciągnął swój kamień i zaczął go pocierać.
Zobaczyli, jak Kamila jest w wielkiej sali w towarzystwie bardzo smutnego mężczyzny. Opowiadała coś niezwykle interesującego, mocno gestykulując rękoma. Młodzieniec z chwili na chwilę był radośniejszy.
– My tu się zamartwiamy, a ona się bawi – skomentował ten widok Animus – w towarzystwie księcia „Smutasa”.
– Znasz go? – zdziwił się chłopiec.
– „Znam” to za dużo powiedziane. Słyszałem o nim. Jest bardzo nieszczęśliwym młodzieńcem, ponieważ podobno nie może mówić.
– Opowiedz nam o nim – nalegała Kawka. – I tak nie mamy nic lepszego do roboty. Musimy poczekać na Kamilkę.
Animus ułożył się wygodnie obok skał i zaczął mówić:
– Jak legenda głosi, Władca Gór Henryk V miał dwóch synów: Arkadiusza oraz Dariusza. Jeden z nich był bardzo miłym chłopcem, mądrym dobrym, drugi, jak to często w życiu bywa, mówiąc delikatnie, był arogancki. Król kochał swych synów. Jednak czasami było widać, że miłuje bardziej Arkadiusza. Dariuszowi było przykro, że jego ojciec nie kocha go tak mocno jak brata. Któregoś dnia obaj pojechali konno do Krainy Szalonych Łąk i Mokradeł. Z tej podróży do domu wrócił tylko jeden z nich. Był to Dariusz. Od tamtej pory do nikogo się nie odezwał. Niektórzy twierdzą, że obaj spotkali czarną wiedźmę, która rzuciła na nich klątwę, inni zaś uważają, że Dariusz zabił Arkadiusza. Do dziś nikt nie wie, jak dokładnie było. W każdym razie od tej pory królewicz bardzo rzadko wychodzi z królestwa, a jeśli już, to tylko nocą.
– Co z bratem? – spytał Śmigacz. – Co się z nim stało?
– Wszelki słuch i ślad po nim zaginął.
– Dziwna historia – powiedział ze smutkiem Śmigacz, po czym dodał: – Ciekawe, jak sobie radzi matka Kamilki.

 

 











Urodzony 9 sierpnia 1990 roku w Mielcu. W 2009 roku ukończył z wyróżnieniem I Liceum Ogólnokształcące im. Stanisława Konarskiego w Mielcu. Absolwent Państwowej Szkoły Muzycznej im. Mieczysława Karłowicza I st. w Mielcu. Student polonistyki na Uniwersytecie Jagiellońskim.

Osiągnięcia:
- „Poetycki Exlibris“ Biblioteki Pedagogicznej w Rzeszowie Filia w Mielcu, w kategorii „Młodzież” oraz „Nagroda Publiczności” w kategorii „Młodzież” w finale III Ogólnopolskiego Turnieju Poetyckiego o „Srebrne Pióro” Prezydenta miasta Mielca (2007)
- Wyróżnienie w kategorii „Młodzież licealna” w II finale konkursu „Strzeż mowy ojców strzeż ojców wiary” (2007)
- Nominacja do nagrody w IV Ogólnopolskim i Polonijnym Turnieju Poetyckim o „Srebrne Pióro” Prezydenta miasta Mielca (2008)
- Główna nagroda w Powiatowym Konkursie py. „Wydajemy własną książkę” za: ‘dojrzałość przemyśleń, precyzję i niebagatelność w ujmowaniu prawd wiary, dobra i zła oraz norm ludzkiego życia w tomiku wierszy IUXTA CRUCEM TECUM STARE’ (2008)
- I Nagroda w kategorii „Młodzież licealna” w III finale konkursu „Strzeż mowy ojców strzeż ojców wiary” (2008)
- I miejsce w XXVIII Diecezjalnym Konkursie Recytatorskim w kategorii: „Najlepszy wiersz” (2009)


IN TE DOMINE SPERAVI
Tobie Panie zaufałem


Słucham Cię,
nawet gdy nic nie mówisz.

Uśmiecham się,
nawet gdy nie widzę Twojej Twarzy.

Szukam Cię,
nawet gdy wmawiam sobie, że Ciebie nie ma!

Kocham Cię,
nawet gdy wydaje mi się, że robisz mi krzywdę…


RTE DEUM LAUDAMUS
(Lamentacje Jasnogórskie)


Dewotka zaszlochana
w piersi się bije

Staruszki posadzkę całują

Dzieci adorują na skacząco

Młodzi oddają rytualne pokłony


Wśród szeptów modlitw
szmerów klęczących pątników
rozmarzonych turystów
chorych z nadzieją wbrew nadziei

Ty patrzysz na mnie
ja na Ciebie -
- i to nam wystarcza


Solus cum Deo Solo


Popatrz!!!
dotknij!!
podnieś!
pociesz


Kolejny raz żebrzę o miłość
uwagę
radę
pomoc
łaskę

Ale Ty Jesteś           w drugim człowieku
w powiewie wiatru
w pięknie gór

Wielbię Cię swą pobożną postawą
gdy sąsiadka patrzy
gdy babcia dostaje rentę
gdy czegoś mi potrzeba



Im głośniej krzyczę tym ciszej do mnie mówisz

W ciszy też przemawiasz

W ciszy pokazujesz mi moje prawdziwe oblicze


MÓWISZ a więc o mnie pamiętasz

Pamiętasz
a ja zapomniałem
że to TY jesteś Bogiem

 


 

„Dziękuję Ci, Panie”
(nie modlitewna modlitwa)


Dziękuję Ci, Panie…
… za to, że dałeś mi życie.
Dziękczynieniem moim jest to, że o nie dbam o nie.

Dziękuję Ci, Panie…
… za to, że mogę widzieć.
W zamian za to mój wzrok ucieka na rzeczy niedozwolone.

Dziękuję Ci, Panie…
… za to, że mogę słyszeć.
Dzięki temu wiem, kiedy do mnie Mówisz i wtedy tę Mowę mogę zagłuszyć.

Dziękuję Ci, Panie…
… za to, że mogę czuć.
Dziękczynieniem niech będzie to, że nie czuję Twojej obecności.

Dziękuję Ci, Panie…
… za to, że wybaczyłeś mi moje plugastwa.
W podziękowaniu przyjmij policzek wymierzony z podwojoną siłą moimi grzechami.

Dziękuję Ci, Panie…
… za oczekiwanie na mnie z otwartymi ramionami.
Z wdzięcznością odpłacam Ci moim zamkniętym sercem.

Dziękuję Ci, Panie…
… za łzy wylane nad losem [grzesznym] moim.
Podziękowaniem moim niech będzie obojętność na wołanie Twoje.

Dziękuję Ci, Panie…
… za to, że Jesteś!
W zamian za to ja cieszę się, kiedy wydaje mi się, że Ciebie nie ma.


Znalezione u współczesnego człowieka
(zaraz pod sercem, którego nie ma;
blisko duszy, której nie widać)


Ucieczka

Boże
tak bardzo chcę od Ciebie uciec
tak bardzo chcę się Ciebie pozbyć
wymazać z mojego życia

Chciałbym
uniknąć spojrzenia Twoich oczu
odepchnąć rękę wyciągniętą
z błogosławieństwem


ale nie mogę
bo tak bardzo mnie kochasz


Omnia Pro Christo
Wszystko dla Chrystusa


Upadnij 3 razy
żeby nauczyć się wstawać

Zamknij oczy
by móc widzieć sercem

Pytaj
lecz nie oczekuj łatwych odpowiedzi

Szukaj
ale u niejednego źródła

Dotykaj dna tylko po to
aby się od niego odbić

Zamknij się przed światem
by móc otworzyć się dla niego
na nowo

**********************
Wiem że spacerujesz w deszczu
by nie było widać twoich łez

ale naucz się żyć


Pielgrzym
(Per Crucem ad Lucem )
(Przez Krzyż do Światła)


„Jestem niewidomy”
wyszeptał chłopiec, którego
poprosiłem o szklankę wody

„Jestem niewidomy”
odrzekł młodzieniec, kiedy
wyciągnąłem rękę po chleb

„Jestem niewidomy”
powiedział starzec, którego
spytałem o drogę do Boga

*********************************

„Jestem niewidomy”
powiedziałem do człowieka
szukającego ŚWIATŁA



PAX HOMINIBUS BONAE VOLUNTATIS!
Pokój ludziom dobrej woli


Face to Face
(Chrystusie)


Patrzysz na mnie
Patrzę na Ciebie

Uśmiechasz się
Płaczę

Podnosisz rękę
Milknę

Podchodzisz bliżej
Uciekam

 









Urodziła się 22 stycznia 1925 roku w Górkach Mieleckich w powiecie mieleckim. Po ukończeniu Szkoły Podstawowej ukończyła drugą klasę Gimnazjum w Mielcu, gdy wybuchła II wojna światowa. Po wojnie ukończyła Szkołę Gospodarstwa Wiejskiego w Krakowie i tam również kurs pocztowy. Na poczcie w Mielcu pracowała 5 lat, a następnie - w Tuszowie Narodowym. W 1960 roku zatrudniła się w Gromadzkiej Bibliotece Publicznej w Tuszowie Narodowym, gdzie przepracowała 30 lat na stanowisku bibliotekarki. Na emeryturę przeszła w 1990 roku. Prezentowana w prasie regionalnej i na stronie Internetowej Grupy Literackiej „Słowo” w Mielcu, Jej wiersze trafiły do almanachów Grupy „Z podróży na wyspy słowa” i „W rytmie słowa”, a także do wydania pokonkursowego „Strzeż mowy ojców, strzeż ojców wiary”(2009). W roku 2009 ukazał się jej debiutancki tomik poezji „Kazał nam pisać”.


 

„Czas szybko mija”

Kwiatem i gwarem wokół nas dzwoni,
a życie biegnie na przełaj – wprost
nikt nie jest w stanie go dogonić,
choćby z poezji był pleciony most.

Z pośpiechu w skroniach ci dzwoni,
a serce trawi każdy ruch,
ujmij te kwiaty, śpiew, w swe dłonie
posłuchaj co mówi twój duch.

A on cię ostrzega, nie pracuj za wiele
miej czas dla siebie i dzieci,
o błogosławieństwo poproś w kościele
bo życie jak wietrzyk przeleci

 

Burza

Po cichym poranku, zroszonej zieleni
jakby baldachim wisiał nad drzewami,
i tylko szare odcienie kamieni
wróżyły światu, że coś się odmieni.

I rzeczywiście zrozumieć nie umie,
Nadeszła burza w ogromnym szumie
I w szale wyrywała drzewa sosnowe
Wszystko w ruinę zmienić gotowe.

I wielkie szkody poczyniła wszędzie,
Zerwane dachy, linie, złamane gałęzie,
Obron nas Boże, od burz, nawałnicy
I przywróć moc, święconej gromnicy.



Nadzieja

Jeszcze nie wszystko dla nas stracone,
Nie patrzmy w przyszłość łzawymi oczyma,
Jeszcze nadejdą dni szczęściem zwieńczone,
Wkrótce się przed nami uniesie kurtyna.

Idźmy do pracy, jesteśmy u siebie
Ci co jej nie mają, Boże spraw ten cud,
By wszyscy ją mieli , nie byli w potrzebie,
Niedługo staniemy u otwartych wrót.

To chwilowe załamanie naszej egzystencji
Na przełomie wieków, też bywały burze
Szanujmy się wzajemnie, nie czujmy pretensji
I do naszych przywódców, stojących na górze.

Przebaczmy uchybienia, sami to rozumią
Przez te kłótnie kraj w biedę staczają,
W takiej atmosferze rządzić nie umieją
A przyszłość oceni, jakie cele mają.


Ukochany

Tyś w mym sercu miłość rozniecił,
Tyś do żaru rozpalił mi tętna
I przyszłość jak słońcem rozświecił.
Ta noc będzie dla mnie pamiętna


Byłeś wówczas nad wyraz uroczy,
Całując zapewniałeś niezłomnie,
Księżyc całą swą tarczę wytoczył
Że kochasz mnie nieprzytomnie


Nazwałeś mnie lilią bez skazy
Bo jaśniały me lice dziewczęce
Chciałeś tulić mnie wiele razy,
Zapytałeś dlaczego ja milczę.


Wszystko wolno gdy ksiądz ręce zwiąże
A teraz mój drogi już żegnaj,
I teraz nie ulegnę, ma cnota orężem
Więc odejdź, nie wzniecaj mych pragnień.


Wspomnienie

Wspomnienie, smutny wdzięk dawności
Woń piwonii, róż i lawendy
Gwar rodzeństwa i przyjezdnych gości,
Przeszło echem i nie wiem którędy.

Czasem we śnie po imieniu wołam
Tulę się do taty, witam go cichaczem,
A już mamy powitać nie zdołam,
Bo rzewnym zalewam się płaczem.

Chciałam brata powitać rannego
Pod Monte Cassino – krwią nasączył ziemię –
Chciałam uścisnąć tułacza biednego
I powiedzieć: „dumna jestem z ciebie”.

Już niedługo i tam się spotkamy,
Podczas wojny nie dano nam prawa,
O losach ojczyzny wszyscy pogadamy
Zdobyliście wolność, nikt nie bił wam brawa!

 



 

 

Urodził się w 1948 roku, ukończył studia na Wydziale Instrumentalnym PWSM w Krakowie. Karierę muzyczną rozpoczął w 1966 roku jako członek rzeszowskiego zespołu „Rybałci” (z Antonim Kopffem), był stałym członkiem zespołu muzycznego Estrady Rzeszowskiej, występując z czołówką polskich piosenkarzy, m.in.: Anną German, Anną Jantar. W 1972 r. podjął pracę nauczyciela w klasach puzonu i fortepianu w PSM I stopnia im. M. Karłowicza w Mielcu. W 1972 r. założył i prowadził zespół wokalny „Limbus Fatuorum”, był też współzałożycielem ZPiT „Chorzelowianie” przy SOKiS w Chorzelowie.

Od wielu lat pisze wiersze oraz komponuje muzykę i aranżuje utwory, głównie dla prowadzonych zespołów, przygotowuje dzieci i młodzieży do konkursów lokalnych i ogólnopolskich.

Wydał: „Sto piosenek dla dzieci”, „O jesieni, jesieni”, „Muzyka kameralna puzonowa”, „Staropolskie kolędowanie” (Jasełka w czterech odsłonach), „Polskie kolędy i pastorałki w opracowaniu na kwartet puzonowy”, „Wiersze na każdą okazję”, „Wiersze dla przedszkolaków”, „Poezja śpiewana”, „Piosenki i przyśpiewki ludowe oraz pieśni okolicznościowe” i „Melodie piosenek i przyśpiewek ludowych oraz pieśni okolicznościowych”.

Wyróżniony m.in.: Złotym i Srebrnym Krzyżem Zasługi, Nagrodą Indywidualną Dyrektora Centralnego Ośrodka Pedagogicznego Szkolnictwa Artystycznego I stopnia i II stopnia za
szczególny wkład w rozwój edukacji artystycznej w Polsce, Nagrodą III stopnia Ministra Oświaty i Wychowania i Odznaką „Przyjaciel Dziecka”. W 2010 roku otrzymał brązowy „MEDAL ZASŁUŻONY KULTURZE "GLORIA ARTIS”

strona internetowa >>>


Życie

Co to jest życie? – Życie to wszystko,
Wszystko co gorzkie i wszystko co słone,
Czasami słodkie – ale jakże krótko.
Pragnienie czegoś – to co niespełnione.

Co to jest życie? – Godziny, minuty,
Dni i tygodnie, w końcu lata całe.
Wzloty, upadki, radości, zwątpienia,
Chwilami wielkie, w końcu śmiesznie małe.

Co to jest życie? - Jedna długa chwila,
Banalna farsa narzucona z góry.
To przeznaczenie. Chcesz czy nie – odgrywasz.
W myśl scenariusza po raz nie wiem który.

Co to jest życie? – Zadajesz pytanie,
Ktoś się uśmiechnie, ktoś rozłoży ręce,
Co to jest życie? – Życie to wszystko.
To, że się miotasz i klęczysz w podzięce.


Zadumanie

Dlaczego starość bywa taka smutna?
Choć srebrem wabi, mądrością zniewala,
Co jest przyczyną? – Czy niepewność jutra?
Może samotność śmiać się nie pozwala.

Dlaczego starość jest taka poważna?
Pełna cierpienia, pełna zatroskania.
Chyba wesoła byłaby mniej ważna,
Co ją krępuje i kto jej zabrania?

Dlaczego starość nie może być młoda?
Dlaczego ciągle jak gorączka pali?
Pokornie milczy – zrozumieć ją można,
Swą bezsilnością bez słowa się żali.


Zdrowie

I jeszcze jedna przechodzona grypa,
Znów się udało - już nie po raz pierwszy.
Szkoda ci pracy, nie żałujesz zdrowia,
Myślisz, że ciągle będziesz najmocniejszy.

Dbasz o samochód, lepiej niż o siebie,
Zmieniasz oleje, co najmniej raz w roku.
Sam u lekarza dziesięć lat nie byłeś,
Szkoda ci czasu, wolisz święty spokój.

I tak pomyśleć, trochę ruszyć głową,
To dureń z ciebie, oj, dureń mój stary,
Musisz zrozumieć, zdrowie najważniejsze,.
Nie samochody, ordery, fanfary.


Jak nie kochać jesieni

Jak nie kochać jesieni, jej babiego lata,
Liści niesionych wiatrem, w rytm deszczu tańczących.
Ptaków, co przed podróżą na drzewach usiadły,
Czekając na swych braci, za morze lecących.

Jak nie kochać jesieni, jej barw purpurowych,
Szarych, żółtych, czerwonych, srebrnych, szczerozłotych.
Gdy białą mgłą otuli zachodzący księżyc,
Kojąc w twym słabym sercu, codzienne zgryzoty.

Jak nie kochać jesieni, smutnej, zatroskanej,
Pełnej tęsknoty za tym, co już nie powróci.
Chryzantemy pobieli, dla tych, których nie ma.
Szronem łąki maluje, ukoi, zasmuci.

Jak nie kochać jesieni, siostry listopada,
Tego, co królowanie blaskiem świec rozpocznie.
I w swoim majestacie uczy nas pokory.
Bez słowa na cmentarze wzywa nas corocznie.


Odchudzanie

Będziesz się odchudzał – wszyscy dziś to robią.
Tylko w jaki sposób? - Nie chce ci się ćwiczyć.
A może po prostu – pogniewaj się z żoną,
Sam gotuj obiadki i żadnych słodyczy !

Kapuściana dieta – sąsiad podpowiada.
Ty lubisz kapustę, ale z goloneczką,
Gorącą, pachnącą, tłuściutką i świeżą,
Dobrze przyprawioną – do tego piweczko.

Mineralna woda rano i wieczorem.
Choć wściekły i głodny – będziesz jak paluszek.
Krawiec się ucieszy, więc pomyśl, czy warto.
Ty ten sam, choć inny – gdzie twój piękny brzuszek.

Radzę – przeproś żonę, coś za coś, mój drogi.
Nie ma nic za darmo na tym pięknym świecie.
Lepiej być puszystym, wesołym i zdrowym.
Ci, co na okładkach, niech będą na diecie.

 


Refleksja

Myślisz – wystarczy ścisnąć pięści,
Zapytać – po co nam to było?
Bo przecież my to nie ci pierwsi,
Innym przed nami też się śniło.
To, co wydaje nam się nowe,
Już oni dawno wymyślili,
Przed nimi trzeba chylić głowę,
Chcieli – nie mogli – dlaczego zwątpili?
Bo głową muru... i tak dalej,
Czas jego wieczną trwałość skruszy,
Bezsilność siły, bezsilność męki,
To wszystko leży nam na duszy.
I nie wystarczy ściskać pięści,
Palcami trochę ruszać trzeba.
Do życia mało tylko chęci,
Czasami jeszcze trzeba chleba.


Feralna trzynastka

Jutro trzynasty i piątek,
Na samą myśl cierpnie skóra,
Bo kiedy sobie przypomnę,
Ta oblana matura,
Złamana noga, zgubiony portfel,
W sądzie sprawa przegrana,
Muszę coś zrobić – wezmę L-4,
Z domu nie wyjdę od rana.

Gdy pod pierzyną – szczęśliwy cały,
Chcę przespać feralną trzynastkę,
Zamykam oczy, liczę barany,
Wiem, że na pewno nie zasnę.
Już po raz któryś dzwoni telefon!
Odbieram i pęka mi głowa,
Los mnie dosięgnął!!!
Zieńciu, już jestem,
Czekam na dworcu.
TEŚCIOWA.”


Moje miasto

Z dziesiątego piętra mojego wieżowca,
Wszystko obserwuję jak z lotu szybowca.
Domy, skwery, place, ulice i drzewa,
Kiedy patrzę z okna, duma mnie rozpiera.

To jest moje miasto, tu się urodziłem,
Tu wszystko jest dla mnie, tak bliskie, tak miłe.
To jest moje miasto, znam tu każdy kamień,
Zwyczajne dla innych, najpiękniejsze dla mnie.

Widzę stadion, szkołę, za szkołą - przedszkole,
A obok kawiarnia, duże parasole.
I budka z lodami, dalej pawilony,
Po prawej kościółek i rynek zielony.

Bo to moje miasto, rodzina tu mieszka,
Wujkowie, dziadkowie i ciocia Agnieszka.
Bo to moje miasto, gdy ktoś by mnie spytał,
Czy bym stąd wyjechał? – Przenigdy i kwita.

 

 


Marcin Niziurski



Urodził się w Warszawie w 1950 roku. Studia na warszawskiej ASP (grafika artystyczna w pracowni prof. Andrzeja Rudzińskiego) ukończył w 1977 roku. Trzykrotny stypendysta Ministerstwa Kultury i Sztuki. Pomysłodawca i organizator wielu wystaw, spektakli interdyscyplinarnych i plenerów. Uprawia malarstwo olejne i akrylowe, rysunek piórkiem i grafikę artystyczną. Jest autorem ponad stu wystaw indywidualnych w Polsce, Anglii, Australii, Austrii, Francji, Holandii, Japonii, Niemczech, Szwajcarii, Szwecji i na Słowacji; nadto brał udział w wielu wystawach zbiorowych. Jego obrazy, grafiki, rysunki, kompozycje przestrzenne znajdują się w kolekcjach prywatnych i muzeach wielu krajów europejskich oraz Australii, Argentyny, Egiptu, Japonii, Kanady, RPA, USA. Jest również pisarzem i publicystą (głównie krytyka artystyczna i tematyka turystyczna). Opublikował drukiem m. in. zbiór krótkich utworów prozatorskich „Ja” (wyd. Rewasz 1992) oraz powieść „Wszechświat” (wyd. Nowy Świat 2004).

adres internetowy  : Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
strona internetowa : www.mniziurski.free.art.pl


BAGATELKA – DRZEMKA I SŁOŃCE

Wczoraj, w samo południe
drogę sobie do domu skracając,
przemierzałem ściernisko.
Pod smukłym snopem słomy
dojrzałem pulchne słońce.
Leżało wygodnie na boku.
Drzemało.
Jakże było blisko!
Aż mi dech zaparło z wrażenia.

Jednak
rychło chrobot kroków
po rżysku
postawił je na nogi.
Spłoszyło się.
Pierzchło ze ścierni
w błękitne regiony,
żeby miotać bezkarnie
promienne obelgi
pod moim adresem.
Dogonić je,
zawrócić na pole,
zmusić,
by się opalało pospołu ze słomą
na kolor biało złoty
nie mogłem,
albowiem niebo obłoków było pozbawione.

Zatem
rozglądałem się wokół.
Sprawdzałem stogi
oraz snopki.
Omiatałem wzrokiem
nawet zwykłe wiechcie, wiązki, pojedyncze słomki,
by znaleźć,
by ujrzeć kolejne drzemiące,
choćby tylko jedno,
choćby i najmniejsze z istniejących
na tym polu
słońce...

 


CHMURA

Przyrzekłaś
mi
burzę,
wiosenko...

Pod wieczór chmura
– urocza istota
o różanej twarzy –
podeszła ku mnie falą bursztynową
tak nagle,
tak lekko,
że jej życiowy towarzysz
odziany w ciężkie niebo,
przecież niezdolny do pośpiechu
od chwili narodzin,
nadto już nie młodzian
otchłanny,
zadyszał się,
aż zszarzał z zazdrości.
Tych fluktuacji nade mną,
dziwów niespodzianych,
nie starczyło na burzę prawdziwą,
dlatego wielce delikatnie
wziąłem chmurę w oczy
i jąłem płonąć deszczem,
deszczem bursztynowym.
Teraz krążę
– złoty dym, złote krople –
po twym rozległym królestwie,
a ty klaszczesz w dłonie
i rozgrzana szepczesz:
jestem,
więc płoń,
płoń,
proszę...
jeszcze płoń,
jeszcze...


 

FURTKA

Dokoła
zamarły już krzewy,
w drzemkę zapadły drzewa,
zszarzały trawy i zioła,
zwietrzały tak niedawno jakże twarde słowa.
Witalna tu jest nadal tylko róża wiatrów,
które ogród nawiedzą niebawem gromadnie,
jak wróżył w środku lata mój przekupień czasem.
Ostre kolce krzaku
tak znacznie wystrzępiły sukienkę przestrzeni,
że na szycie, naprawy bieżące
nie starcza przędzy marzeń i wspomnień
ani zwyczajnej nitki, lnianej lub konopnej.
W dodatku warunki są nieodpowiednie.
Niemal od tygodnia pada nieprzerwanie.
Wprawdzie kapuśniaczek skrywa
mizerię codzienności,
lecz rozmywa odpowiedzialność
za ogród,
zazwyczaj chłonną jak gąbka,
stabilną niczym grunt
pod stopami.

Wieczór.
Jesteś na prowadzącej do ogrodu dróżce
– przykucnięta, oparta
o mur tuż przy furtce
zamkniętej od środka.
Oczekując mnie w zadumie,
przysypiasz.
Dlatego nie dostrzegasz zwiastuna
mego nadchodzenia
– nagłego błysku gwiazdy
nad garbem horyzontu.

Kluczem rozwieram furtkę na oścież.
Zbliżam się do ciebie ostrożnie,
po troszeczku,
w milczeniu.
Najlżejszym muśnięciem powietrza
zdmuchuję zadumę z twej twarzy
– delikatnie,
do końca,
gdyż jestem przewidujący,
dbały o szczegóły,
uważny.
Oto dlaczego wiatr,
który właśnie z muśnięcia się rodzi,
dla żartu zatrzaśnie furtkę
i odgrodzi różę.

Gdzieś odejdziemy,
zostawiwszy ogród
w świecie osobnym
wyróżniony
ku przeszłości.


LIST

Jest wieczór
– rozmyślasz schylona nad mym cichym listem.
Nagle w dłoniach postrzegasz rozszalałą burzę
– aż kręte, wyboiste od błyskawic niebo,
prowadzące w świata nie odkryte końce.
Odkrywasz krążące po wyrazach ptaki
– kruki nad spadłym między gwiazdy słońcem,
spłakanym, gdyż się stanie księżycem tej nocy –
oraz znak wyryty wśród liter: swe imię.

Jak sądzisz,
dlaczego w obrazie nieba,
przez które przenoszę płomienie strzeliste,
są znaki – słońce, imię i ptaki?
Dlaczego mój świat nierzeczywisty
przesłałem ci listem właśnie takim?


SŁOŃCE

Codziennie
oczy otwieram na oścież
i ciebie witam z nadzieją, wiarą
w twój uśmiech pogodny, słońce,
a ty wisisz nade mną pochmurne
zamknięte na głucho, na ślepo,
niezmiernie zimne, ponure,
jakże niskie,
bez promienia zdatnego do lotu, bez gotowej kropli złota,
złota choćby fałszywego.


Strach skowronka

Jestem taki, że aż strach.

Nikt nie odbierze ci strachu nawet odrobiny.
Śmiało czyń mnie odpowiedzialnym
za wielkooką postać świata.
Za to, że wiatr wieje
i wznieca tumany kurzu.
Że czasem głodno, mroźno,
a kot czyha.
Że dzwonią polne dzwoneczki we mnie.
Że kłaniam się kapeluszem do ziemi
i kwitnę znoszoną purpurą.
Mało który świat dziś zakwita inaczej.
Nie zmienię jego postaci,
ale możesz mnie dotknąć.

Śmiało!
Śmiało!!!

Dobrze, już dobrze, nie denerwuj się!
Zakwitnę nawet prawdziwym bławatkiem,
byle uśmierzyć twój lęk
przed odrobiną obaw o siebie.
Albo sam się stanę strasznie błękitnym niebem
– twym powietrznym światem –
pośmiewiskiem wszystkich straszliwych,
co się zowie, strachów,
tylko zaśpiewaj...

Zaśpiewaj mi, proszę.

Please publish modules in offcanvas position.